Żaden z urzędników nie odpowie za tragedię w Pniewitem, woj. kujawsko-pomorskie. Okazuje się bowiem, że do tragicznego wypadku, w którym pod kołami pociągu zginęła dwójka dzieci doszło na drodze "widmo". Oficjalnie nie należy ona ani do gminy, ani do państwa. Skoro nie ma zarządcy, to nie ma i winnego. Śledczy bezradnie rozkładają ręce.
Urzędnicy nie poniosą odpowiedzialności za tragedię, która rozegrała się na przejeździe kolejowym w miejscowości Pniewite (woj. kujawsko-pomorskie).
Pod koniec listopada prokuratura umorzyła śledztwo dotyczące ewentualnych uchybień zabezpieczenia przejazdu. - W toku śledztwa ustalono, że nie doszło do sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy na przejeździe kolejowym. Nie znaleziono znamion czynu zabronionego - twierdzi Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu.
Droga widmo
Winnych nie ma, bo jak ustalili śledczy, droga, którą przecina torowisko formalnie nie istnieje. Nie należy ani do gminy, ani do państwa. W tej sytuacji trudno kogokolwiek pociągnąć do odpowiedzialności. - Nie można tego zrobić z kilku względów. Przede wszystkim ten przejazd nie był niebezpieczny, ale wymagał wzmożonej obserwacji drogi z dwóch stron, z których mogły nadjechać pociągi. Spełniał określone wymogi. Natomiast prokurator ustalił, że droga która prowadził do przejazdu nie była drogą publiczną. Nie obowiązują tam więc warunki techniczne - wyjaśnia Kukawski.
Rodzice, którzy stracili w tym miejscu dwójkę dzieci nie wierzą, że do wypadku doszło na "drodze widmo". - Właśnie się dowiedziałem, że nikt nie popełnił błędów i wszystko było dobrze. Nie wiem nawet co powiedzieć. Ta decyzja dla nikogo nie jest zrozumiała. Kolej zrobiła tutaj nowy przejazd. Ja dostałem pozwolenie na budowę. Gdyby drogi nie było, nie mógłbym budować. Nie rozumiem tego - mówi Filip Osuch, ojciec dzieci, które zginęły na przejeździe.
Jechali na wakacje
Dramat rozegrał się na początku czerwca ubiegłego roku na niestrzeżonym przejeździe kolejowym w miejscowości Pniewite. Za kierownicą samochodu siedziała Kamila Osuch, która wraz z mężem i dwójką dzieci 3-letnią Zosią i 7-letnim Mateuszem, ruszała na wakacje. Kobieta nie dostrzegła nadjeżdżającego szynobusu, który z dużą prędkością uderzył w ich samochód. Pani Kamila wraz z mężem zostali ranni. Ich dzieci zginęły.
Wcześniej 31-latka miesiącami walczyła o poprawę bezpieczeństwa na przejeździe kolejowym, w tym o sygnalizację świetlną. PKP PLK poprawiło widoczność na przejeździe dopiero kilka tygodni po tragedii.
Niebezpieczny przejazd
Po wypadku zarówno Państwowa Komisja Badania Wypadków Kolejowych i Urząd Transportu Kolejowego wydały pokontrolne raport ws. przejazdu kolejowego w Pniewitem. W obu napisano, że przejazd nie był właściwie zabezpieczony. "Istnieją nieprawidłowości m.in. w zakresie ograniczonego poziomu widoczności, ukształtowania terenu czy też pochylenia dróg dojazdowych względem linii kolejowej, które mogą wpływać na bezpieczeństwo ruchu kolejowego i użytkowników przejazdu" - podkreślono w raporcie UTK.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/gp / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24