Przed sądem w Kołobrzegu zapadł wyrok w sprawie czterech policjantów, z których jeden oskarżony był o rażenie paralizatorem 18-latka, a pozostali o to, że na to pozwolili. Marcin W. został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, a Bartosz M., Zbigniew W. i Kamil K. na rok więzienia w zawieszeniu na rok.
Sąd w Kołobrzegu skazał czterech policjantów za znęcanie nad 18-letnim Kornelem. Mieli w ten sposób chcieć wymusić zeznania. Marcin W., którego prokuratura oskarżyła między innymi o wielokrotne użycie paralizatora, został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Ponadto sąd zakazał mu wykonywania zawodu policjanta przez dwa lata oraz nakazał zapłacić poszkodowanemu 10 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
Pozostali zostali skazani na rok więzienia w zawieszeniu i również przez rok nie mogą wrócić do zawodu. Muszą także zapłacić pokrzywdzonemu po trzy tysiące złotych.
Zgodnie z przepisami Kodeksu karnego policjantom groziła kara do 10 lat pozbawienia wolności.
Wyrok nie jest prawomocny.
Koszmar na komendzie
Pokrzywdzony Kornel Ś. został zatrzymany przez policjantów Komendy Powiatowej Policji w Kołobrzegu w nocy z 17 na 18 lipca 2016 r. w związku z bójką w okolicy Pomnika Zaślubin z Morzem. Miał wówczas 18 lat. Już na komendzie, poza miejscem zdarzenia, jeden z funkcjonariuszy Marcin W. miał użyć wobec niego paralizatora.
Prokuratura w Białogardzie zarzucała funkcjonariuszom stosowanie przemocy wobec zatrzymanego 18-latka, spowodowania u niego obrażeń ciała i wymuszania oświadczeń. Żaden z funkcjonariuszy nie przyznawał się do zarzucanych czynów.
Prokurator zarzuca funkcjonariuszom także przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków. Według relacji Ryszarda Gąsiorowskiego z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie, policjanci mieli doprowadzić zatrzymanego do budynku komendy, do korytarza, w którym nie ma monitoringu wewnętrznego.
"Patrzyli na to, co robi kolega, i nie zapobiegli temu"
Następnie mężczyzna miał zostać położony chwytem obezwładniającym na podłogę. Policjanci mieli użyć wobec niego paralizatora, chcąc uzyskać informację o tożsamości drugiego współsprawcy zdarzenia, w związku z którym doszło do zatrzymania.
Według prokuratora, jeden z policjantów przynajmniej cztery razy raził zakutego w kajdanki młodzieńca paralizatorem przez ubranie i na gołą skórę. W rezultacie Kornel miał 16 punktowych oparzeń (każde użycie paralizatora zostawia dwa ślady, co wskazuje, że porażeń mogło być nawet 8). Podczas zdarzenia policjanci mieli także zaniechać pouczenia zatrzymanego o przysługujących mu uprawnieniach.
- Policjant, który stosował paralizator, ma w zarzucie wskazanie, że to on go stosował. Pozostali trzej funkcjonariusze mają w zarzucie niedopełnienie obowiązków, gdyż nie przeciwdziałali temu, nie zareagowali. Patrzyli na to, co robi kolega, i nie zapobiegli temu - wyjaśnił Gąsiorowski. Emocje przed pierwszą rozprawą były bardzo napięte. Żaden z oskarżonych nie chciał rozmawiać z reporterami. Za to rodzice pokrzywdzonego, choć nie chcą ujawniać swojego wizerunku, ostro skomentowali postępowanie funkcjonariuszy.
"Jak esesmani"
- Oni się zachowali jak esesmani w trakcie II wojny światowej. Ja tego nie rozumiem, jak można z zimną krwią torturować bezbronnego, skutego człowieka – mówiła pani Iwona, matka 18-latka. – My absolutnie nie pałamy żądzą zemsty. Ja tu walczę o sprawę. Nie chcę takiej policji w tym kraju – dodała.
Według wyjaśnień składanych przed sądem przez Marcina W., tego samego, który w nocy z 17 na 18 lipca 2016 roku użył tasera, miał on użyć paralizatora na 18-latku tylko na zewnątrz, gdy ten uciekał przed policjantami. Miał się on szarpać i wyrywać. – Miał na sobie tylko koszulkę, więc mogła mu się podwinąć – wyjaśniał, skąd ślady porażeń na nagiej skórze.
Zatrzymany Kornel - według wyjaśnień oskarżonego policjanta - miał być położony na podłodze ze względu na bezpieczeństwo. Składający wyjaśnienia przed sądem funkcjonariusz miał też wtedy sprawdzać i opowiadać pozostałym policjantom, jak działa taser. Tę rozmowę mógł według oskarżonego usłyszeć zatrzymany Kornel.
Śledztwo dziennikarzy TVN
To dziennikarze TVN pierwsi powiadomili o sprawie. 18-letni Kornel powiedział im, że do końca życia będzie pamiętał wizytę w komisariacie w Kołobrzegu. - Policjanci rzucili mnie na ziemię i się zapytali, czy sr**em, bo jak nie, to zaraz się zes**m. I razili mnie paralizatorem, próbując wymusić zeznania - mówił. Powtarzał to później w sądzie.
- Na początku zostałem porażony przez koszulkę kilka razy i w pewnym momencie uznali, że chyba za słabo to na mnie działa. Podciągnęli mi koszulkę i wtedy ten drugi policjant temu rażącemu pokazywał, w których miejscach najlepiej razić, żebym najbardziej to poczuł - relacjonował dziennikarzom TVN Kornel.
Po zebraniu dokumentacji, po kilku dniach od zdarzenia, rodzina Kornela zwróciła się o wszczęcie postępowania w tej sprawie. Po miesiącu na komendzie skończyło się postępowanie skargowe. Uznano, że "nie potwierdzono stosowania paralizatora i siły fizycznej w budynku komendy".
- Osoba, która przeprowadzała to postępowanie, nie zrobiła nic. Nie sprawdziła tasera ani monitoringu. Przesłuchała tylko swoich kolegów - mówił wtedy "Faktom" TVN ojciec chłopaka. Pod koniec sierpnia rodzina Kornela wnioskowała o zabezpieczenie danych z paralizatora, ale odpowiedzialne za to osoby zwlekały z tym przez 8 miesięcy, a potem okazało się, że nie zachowało się żadne nagranie.
Zwolnienia i dyscyplinarki
Sprawą zaczęli drążyć dziennikarze śledczy TVN. Ich zainteresowanie doprowadziło do ponownego wszczęcia procedur. Rzeczniczka prasowa Komedy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie nadkom. Alicja Śledziona poinformowała nas, że w czerwcu 2017 roku wobec trzech policjantów wszczęto postępowanie dyscyplinarne, zakończone uznaniem ich za winnych. Wymierzono im karę stwierdzenia o niepełnej przydatności na zajmowanym stanowisku.
Wobec czwartego policjanta, który podczas zdarzenia dysponował paralizatorem, także przeprowadzono postępowanie dyscyplinarne. - Ze względu na ważny interes służby 30 sierpnia 2017 roku został on zwolniony z policji – oświadczyła nadkom. Śledziona.
Zwolniony został także policjant, który przeprowadzał pierwszą kontrolę, która nie wykazała nieprawidłowości.
- Wydział Kontroli Komendy Wojewódzkiej Policji uznał, że była ona przeprowadzona ze zbyt małą dociekliwością. Funkcjonariusz, który ją prowadził, nie jest już w czynnej służbie. Natomiast wobec osoby nadzorującego postępowanie wyciągnięto konsekwencje dyscyplinarne - wyjaśniła nadkom. Śledziona.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa/gp / Źródło: TVN24 Pomorze/PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24