Kilkadziesiąt martwych mew znaleziono na sztucznej wyspie Ptasia Ostoja na zbiorniku retencyjnym w Gołdapi (woj. warmińsko-mazurskie). O sprawie została poinformowana policja i powiatowy lekarz weterynarii. Istnieje prawdopodobieństwo, że ptaki mogły zostać otrute.
Od kilku lat, gdy miasto zdecydowało się na utworzenie sztucznej wyspy, okolicznym mieszkańcom Gołdapi nie jest po drodze z przyrodą. Problemem jest hałas, który powodują mewy. Ptaki stworzyły tu sobie siedlisko.
- Mieszkańcy zgłaszali do władz miasta problem związany z tym, że jest głośno. Mewy to nie są ciche ptaki. Hałasują, często nawet też w nocy - powiedział tvn24.pl Sebastian Menderski z Polskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, który uczestniczył w rozmowach wokół likwidacji wyspy i przeniesienia kolonii mew w inne miejsce.
Martwe mewy w Gołdapi, w tle konflikt
Dodał jednak, że mewy nie są tak naprawdę niczemu winne, ponieważ wyspa, na której zagnieździły się, została wykonana w ramach kompensacji przyrodniczej za budowę zalewu na rzece. - Ptakom spodobała się wyspa. Jak pojawiają się tego rodzaju wyspy na zbiornikach, to ptaki z tego korzystają. Kilka lat temu urząd miasta zwrócił się do mnie jako do ornitologa, żebym pomógł im w tej sytuacji. Rozwiązanie było proste. Trzeba było to siedlisko zlikwidować - zaznaczył pan Sebastian.
Koncepcji, jak to zrobić, było kilka. Jednym z rozwiązań mógł być montaż odstraszaczy, pokrycie terenu włókniną lub posadzenie drzew. By jednak zrobić to zgodnie z prawem, konieczne było uzyskanie decyzji derogacyjnej z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska na zniszczenie siedliska gatunku chronionego.
- By ją uzyskać, po pierwsze trzeba było napisać wniosek, do którego należało dołączyć informacje o liczbie ptaków, ale przede wszystkim trzeba było zaproponować działania minimalizujące, kompensujące tę stratę dla przyrody. Pojawił się problem, co zrobić. Po wielu analizach padło ostatecznie na to, że lepszym rozwiązaniem będzie pływająca wyspa - wytłumaczył Sebastian Menderski.
Chcieli przenieść wyspę w inne miejsce
W najbliższej okolicy szukano najbardziej korzystanego miejsca dla lokalizacji. Padło na jezioro Rakówek. - Decyzja została wydana, miasto mogło legalnie dokonać zniszczenia tego siedliska. Jednocześnie udało się złożyć z sukcesem wniosek na dofinansowanie dobudowy takiej wyspy. Pojawił się problem, ponieważ, kiedy w mediach wypłynęła informacja o budowie wyspy, to mieszkańcy, którzy mieszkają nad jeziorem Rakówek, zaczęli protestować - stwierdził ornitolog.
Po spotkaniu konsultacyjnym w Galwieciach z mieszkańcami, urząd zrezygnował z dofinansowania. Wyspa nie powstała. Z kolei mieszkańcy Gołdapi, gdy dowiedzieli się, że wyspa nie powstanie, zaczęli w kolejnym sezonie płoszyć mewy. I na jakiś czas był spokój.
- Powstały dwie, trzy mniejsze kolonie mew na pobliskich stawach i bagnach. Wydawało się, że problem został rozwiązany. W tym roku ptaki jednak wróciły na stałą lokalizację, co spotkało się prawdopodobnie z ostrą reakcją mieszkańców. W niedzielę zostałem poinformowany o tym, że mewy zachowują się dziwnie. Były pozbawione sił, słaniały się, ale jeszcze żyły. W poniedziałek poprosiłem kolegę, który mieszka w okolicy, by sprawdził, jak sytuacja wygląda. Naliczył 27 martwych śmieszek. Można faktycznie przypuszczać, że ktoś je otruł - dodał pan Sebastian.
Sprawę martwych mew bada policja
Sprawa została zgłoszona przez ornitologa w poniedziałek (24 kwietnia) na policję. Ptaki zabezpieczono i poddano badaniom toksykologicznym. Wyniki mają być znane w ciągu kilku dni. Jednocześnie straż miejska zgłosiła ptaki do powiatowej inspekcji weterynaryjnej w celu sprawdzenia, czy nie doszło do zarażenia wirusem ptasiej grypy.
- Według mnie to mało prawdopodobne, ale nie można tego wykluczyć. Czekamy na dalszy rozwój wydarzeń. Policja zadeklarowała, że będzie prowadzić tam patrole i będą doglądać wyspy. Na pewno urząd powinien jeszcze raz pochylić się nad tematem przeniesienia tej wyspy - zakończył Sebastian Menderski.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Dawid Czastkiewicz