Florian Wojciechowski, właściciel osiedlowego sklepu w Gdańsku wyłączył pięć lodówek i zamrażarkę i zwolnił jedną z pracownic. Jak mówi, to wdrożenie programu oszczędnościowego. Jednak wysokie ceny energii prawdopodobnie wpłyną na to, że swój biznes będzie musiał - po 28 latach działalności - zamknąć. - Bez włączonych lodówek nie da się prowadzić sklepu spożywczego - podkreśla przedsiębiorca.
Sklep Floriana Wojciechowskiego, który działa w gdańskiej dzielnicy Nowy Port, został otwarty w 1994 roku. Przetrwał wiele - w tym pandemię COVID-19, ale obecnej drożyzny nie jest w stanie. W maju przedsiębiorca płacił za prąd 2,3 tys., we wrześniu musiał zapłacić 8,2 tys. złotych.
Jak mówi, od tamtego czasu wprowadził duże oszczędności, wiele zmienił w funkcjonowaniu sklepu, ale wszystko wskazuje na to, że mimo tego - wraz z końcem roku - będzie musiał go zamknąć.
"Wdrożyliśmy program oszczędnościowy". Wyłączył lodówki i zamrażarkę
- Po otrzymaniu tych wysokich rachunków powyżej ośmiu tysięcy, wdrożyliśmy program oszczędnościowy. Zostaliśmy zmuszeni do wyłączenia jak największej części odbiorników elektrycznych, czyli pięciu lodówek i zamrażarki. To faktycznie przyniosło oszczędności, ale w zużyciu energii. Cena kilowatogodziny nadal pozostała ta sama. Nadal jest to 2,89 za jedną kilowatogodzinę. W ubiegłym roku było to 78 groszy - mówi Wojciechowski.
Jak podkreśla, ostatni rachunek jaki otrzymał jest mniejszy i za dwa ostatnie miesiące wynosi 4530 zł. Wciąż musi jednak spłacać raty, na które wcześniejsze opłaty rozłożył mu dostawca energii.
Czytaj też: Zamykają się kolejne restauracje. "Prowadzenie biznesu w dzisiejszych czasach to jest wyczyn"
- W tej chwili mam zadłużenie w Enerdze w kwocie 7300 zł, no i jeszcze obciąża mnie odsetkami z tytułu dwu-trzydniowego opóźnienia w regulowaniu opłat - relacjonuje przedsiębiorca. I dodaje: - Jeżeli do początku grudnia Energa nie podejmie decyzji to będę musiał zamykać. Bez włączonych lodówek nie da się prowadzić sklepu spożywczego. Same zamrażarki nie wystarczą.
Cięcia kadrowe pomogą tylko na chwilę
Oprócz wyłączenia niektórych urządzeń elektrycznych, pan Florian wprowadził również pewne cięcia kadrowe. Jak tłumaczy, to tylko chwilowe rozwiązanie.
- Od 1 listopada zwolniłem jedną pracownicę. Zostało nam pięć, ale długo też nie możemy tak pracować. Te panie muszą wykonywać pracę brakującej osoby. W okresie zimowym, kiedy jest trochę mniejszy ruch i nieco inaczej wygląda zaopatrzenie dajemy sobie radę, ale panie muszą iść na urlop, nie daj Boże zachorują, więc i tak w najbliższym czasie będę musiał zatrudnić jedną osobę - twierdzi Wojciechowski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24