Harcerz wywołany do odczytania Apelu Poległych na Westerplatte w ostatniej chwili usłyszał: "proszę stać", a drogę zagrodził mu, według gdańskiego magistratu, żandarm. - Wojsko nie dotrzymało obietnicy, jestem wstrząśnięty - mówi TVN24 oburzony Paweł Adamowicz. Harcerze o pomoc w wyjaśnieniu całej sytuacji poprosili prezydenta Andrzeja Dudę. MON tymczasem twierdzi, że "wszystko odbyło się zgodnie z ceremoniałem".
Incydent podczas obchodów rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte. Zgodnie z wcześniej ustalonym scenariuszem Apel Poległych wraz z nazwiskami prezydentów Ryszarda Kaczorowskiego i Lecha Kaczyńskiego z małżonką miał odczytać harcmistrz Artur Lemański. Odniesienia "stańcie do apelu" miał natomiast wygłosić oficer Marynarki Wojennej. Po każdym wezwaniu z ust żołnierzy oraz harcerzy miało paść gromkie "Chwała Bohaterom!".
Apel odczytano, ale - wbrew ustaleniom - zrobił to tylko żołnierz. W ostatniej chwili nie dopuszczono harcerza do mównicy. Tę sytuację można zobaczyć na nagraniu udostępnionym przez urząd miasta Gdańska.
Na filmiku widać, jak harcerz czeka, by wejść na mównicę, a tuż przed nim stoi mężczyzna w czarnej kurtce. Jak twierdzą urzędnicy, to żandarm. W pewnym momencie pojawia się tam - znów: jak twierdzą miejscy urzędnicy - przedstawicielka Ministerstwa Obrony Narodowej i mówi do harcerza: "proszę stać". Apel Poległych odczytuje żołnierz.
"Nie spotkałem się jeszcze z tak niską kulturą"
Tuż po uroczystościach zajście skomentował zbulwersowany Paweł Adamowicz.
- Od 18 lat spotykamy się na Westerplatte. Było tu siedmiu premierów, trzech prezydentów. Nigdy przedtem nie spotkałem się z tak niską kulturą jak dzisiaj. Nigdy nie spotkałem się z sytuacją, że uzgadniam coś z wysokimi przedstawicielami Marynarki Wojennej i MON, a następnie rano te ustalenia nie są dotrzymywane. Tu stało się coś, co jest sprzeczne z istotą tego miejsca - powiedział dziennikarzom Paweł Adamowicz.
Harcerze współorganizują z miastem uroczystości na Westerplatte.
- To coś niebywałego, że tych młodych ludzi odsuwa się i traktuje jak rekwizyt, ozdobnik. To fatalny przykład, który idzie z góry. Jestem tym osobiście wstrząśnięty - dodał Adamowicz.
Prezydent Gdańsk wrócił do sprawy po południu w jednym z wpisów na swoim Facebooku.
MON: obchody przebiegły zgodnie z ceremoniałem
Marynarka Wojenna odmówiła komentarza i odesłała nas do MON. Na stronie resortu pojawił się po południu komunikat: "Uroczyste obchody 78. rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte, które odbyły się z udziałem najwyższych władz państwowych, Marszałka Senatu RP, Premier Rady Ministrów oraz Rządu przebiegły zgodnie z ceremoniałem wojskowym".
Apel przeprowadza się w miejscach związanych z dziejami narodu polskiego, na cmentarzach wojennych, przy pomnikach i tablicach pamiątkowych upamiętniających poległych żołnierzy polskich oraz chwałę oręża polskiego Dziennik Urzędowy
Anna Pęzioł-Wójtowicz podkreśliła w komunikacie, że "Żandarmeria Wojskowa realizowała zadania zgodnie z prawem", a jej żołnierze "w żaden sposób nie utrudniali osobom przebywającym na Westerplatte udziału w ceremonii". "Funkcjonujące w mediach nagrania z części uroczystości obrazują moment, kiedy apel pamięci jest odczytywany" - czytamy na stronie resortu.
W Dzienniku Urzędowym MON 3 października 2014 roku opublikowano decyzję szefa MON dotyczącą wprowadzenia "Ceremoniału Wojskowego Sił Zbrojnych RP". Zgodnie z tym ceremoniałem - stanowiącym załącznik do decyzji ministra - "apel przeprowadza się w miejscach związanych z dziejami narodu polskiego, na cmentarzach wojennych, przy pomnikach i tablicach pamiątkowych upamiętniających poległych żołnierzy polskich oraz chwałę oręża polskiego".
"Tekst apelu odczytuje się powoli i wyraźnie" - zaznaczono. W przypisie do tego zdania sprecyzowano, że "jeżeli w uroczystości bierze udział wojskowa asysta honorowa, tekst apelu powinien być odczytywany przez oficera z jednostki wojskowej wystawiającej asystę". "Podczas uroczystości organizowanych przez komendantów szkół podoficerskich tekst apelu może być odczytany przez podoficera" - dodano.
Reporter TVN24 zapytał o incydent z Westerplatte Beatę Szydło, która uczestniczyła w porannych uroczystościach. Nie miał takiej możliwości podczas konferencji, bo premier odpowiadała tylko na pytania dotyczące usuwania skutków nawałnicy. Dlatego reporter zadał swoje pytanie, gdy Szydło opuszczała salę. Nie otrzymał odpowiedzi.
ZHP: poprosiliśmy o pomoc prezydenta Dudę
Dla nas te obchody są bardzo ważne. Jesteśmy nie tylko ich uczestnikami. Te uroczystości to również ostatni punkt naszego zlotu, podczas którego harcerze poznają historię miasta. W tym roku mieliśmy prowadzić część tych obchodów. Jak było widać na nagraniach i pozostawiam to już innym do oceny. Trudno to opisać Artur Lemański
Dziś przed południem Związek Harcerstwa Polskiego wydał specjalny komunikat w tej sprawie.
"Podczas tegorocznych obchodów rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte organizatorzy zaplanowali, że apel poległych odczyta instruktor harcerski. Ostatecznie nie doszło do tego. Sytuacja, która miała miejsce dzisiaj rano na Westerplatte była niecodzienna i dla nas niezrozumiała. ZHP zwrócił się do Prezydenta RP Andrzeja Dudy, który jest honorowym protektorem harcerstwa o pomoc w jej wyjaśnieniu. Na Westerplatte obecnych było ponad 350 harcerzy" - napisali harcerze.
Sytuacją na Westerplatte był też osobiście zaskoczony harcmistrz Artur Lemański, który miał odczytać Apel Poległych.
- Dla nas te obchody są bardzo ważne. Jesteśmy nie tylko ich uczestnikami. Te uroczystości to również ostatni punkt naszego zlotu, podczas którego harcerze poznają historię miasta. W tym roku mieliśmy prowadzić część tych obchodów. Jak było, widać na nagraniach i pozostawiam to już innym do oceny. Trudno to opisać - powiedział tvn24.pl Artur Lemański.
Jak powiedziała TVN24 rzeczniczka ZHP, "taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy". Harcerze mają nadzieję, że prezydent Duda pomoże im wyjaśnić tę sytuację. Jest to dla nich istotne, bo ZHP współorganizuje obchody na Westerplatte od samego początku.
- Harcerze odczytywali apel poległych od 1999 r. do 2005 r., gdy tę honorową rolę przejęło od nich wojsko. Tak miało być do dzisiaj, bo miało to wrócić znów do harcerzy - ustalił reporter TVN24.
"Nie mogliśmy się zgodzić"
Batalia o to, kto i co przeczyta na Westerplatte, zaczęła się kilka tygodni wcześniej, kiedy władze Gdańska poprosiły MON o asystę wojskową. I przyszła odpowiedź. Wojsko się pojawi, ale tylko wtedy, gdy oprócz tradycyjnego Apelu Poległych zostanie również odczytany tzw. Apel Smoleński. Na to miasto nie chciało się zgodzić. PRZECZYTAJ PISMO Z MON
- Po ubiegłorocznych uroczystościach prezydent Gdańska oraz środowiska kombatanckie postanowili, że tzw. Apel Smoleński będzie odczytywany tylko podczas kwietniowych uroczystości katyńskich. W innych przypadkach nie dopuszczamy takiej możliwości - wyjaśniała Magdalena Skorupka-Kaczmarek z urzędu miasta.
Ministerstwo nie odniosło się do sprzeciwu urzędników. Dlatego magistrat uznał, że wojsko pewnie się nie pojawi. Wtedy o pomoc poproszono harcerzy. - Nie chcieliśmy ryzykować. Na Westerplatte zawsze była asysta. Poprosiliśmy również harcerzy o to, by odczytali Apel Poległych - mówi Skorupka-Kaczmarek.
Jednak z wojskiem
Dopiero dzień przed obchodami do prezydenta Gdańska zwróciła się admiralicja. - Przekonywali nas, że Westerplatte to ziemia uświęcona krwią żołnierzy, więc wojsko powinno się tam pojawić. Ten argument do nas trafiał, ale stanowczo odmawialiśmy odczytania apelu smoleńskiego. Poza tym nie mogliśmy dzień przed wydarzeniem powiedzieć harcerzom, że nie będą odczytywać apelu. Obiecaliśmy im to - opowiada rzecznika.
Ostatecznie obie strony miały dojść do porozumienia - zarówno co do treści apelu, jak i co do podziału ról. Na Westerplatte harcerz miał odczytać Apel Poległych oraz fragment Apelu Smoleńskiego, w którym wymieniono tylko nazwisk prezydentów RP Ryszarda Kaczorowskiego i Lecha Kaczyńskiego z małżonką.
Wydawało się, że to koniec negocjacji. Jednak podczas wieczornych prób na Westerplatte temat powrócił.
- Mimo naszego kompromisowego nastawienia i zgody na odczytanie w treści apelu nazwisk prezydentów, którzy zginęli w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, MON chciał wprowadzić dalsze zmiany ograniczające rolę harcerzy w odczytywaniu apelu. Nie zgodziliśmy się na nie - mówi Skorupka-Kaczmarek.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/i / Źródło: TVN24 Pomorze/PAP
Źródło zdjęcia głównego: UM Gdańsk