Gdańsk, Wrocław, Łodź, Warszawa i Kraków - to tam niezadowoleni frankowicze najliczniej wyszli na ulice, żeby przedstawić swoje racje. Wszyscy zgodnie domagają się pomocy od państwa. Są rozżaleni, że rząd nie naciska na banki, które jeszcze kilka lat temu kusiły tanimi i łatwo dostępnymi kredytami we frankach.
Brali kredyty we frankach w różnych bankach i na różne cele. Kurs szwajcarskiej waluty osiągnął jednak rekordowe poziomy, a ich długi wzrosły nawet ponad dwukrotnie. Znaczące wyższe są też raty. To dlatego zdecydowali się wyjść na ulice największych polskich miast.
Jak mówią, żyją z dnia na dzień i nie wiedzą, ile ostatecznie będzie wynosiła rata kredytu. Teraz liczą, że rząd pomoże im znaleźć rozwiązanie tej patowej sytuacji. Niektórzy już zapowiadają, że biorą pod uwagę nawet ogłoszenie bankructwa.
Gdańsk: "Nie mamy wyjścia"
Początkowo na protest frankowiczów w Gdańsku przyszło zaledwie kilka osób, ale z każdą chwilą było ich coraz więcej. Zdają sobie sprawę, że w tej chwili protest niewiele zmienia, ale tak naprawdę - jak twierdzą - nie pozostało im nic innego.
- Nie mamy wyjścia. Musimy wyjść na ulice, żeby zobaczyć, ile nas jest i jakoś lepiej się poznać. Wymienić się też poglądami - mówi jedna z kobiet, która pojawiła się pod fontanną Neptuna.
- Kiedy brałam kredyt we frankach nie miałam wkładu własnego, który pozwoliłby mi na wzięcie kredytu w złotówkach. To była jedyna szansa na własne mieszkanie. Wtedy obiecano mi 100 proc. kredytowania wartości nieruchomości, więc skorzystałam - dodaje kolejna uczestniczka protestu.
Kraków: "Mamy nadzieję"
Również w Krakowie frankowicze zwracają uwagę na to, że kredyt we frankach nie dotyczył osób bogatych tylko tych, którzy nie mieli zdolności kredytowej w złotówkach.
- Oczekujemy, że rząd pomoże nam jakąś ustawą. Ja nie wiem, ile będzie wynosiła moja rata kredytu za 2 tygodnie. Jesteśmy w takiej sytuacji, że grozi nam upadłość. Jak banki nie ustąpią, to nie mam pojęcia co się stanie - powiedziała mieszkanka stolicy Małopolski.
Łódź: "Innym pomagają"
- Państwo pomaga innym grupom, to czemu nam nie chcą - żali się łodzianin i zaznacza, że frankowiczów jest przecież nawet 700 tys.
Wtóruje mu kolejny uczestnik protestu.
- Chcę tylko, żeby przewalutowali mi kredyt z franka na złotówki. Zapłacę te odsetki, bo nie chcę, żeby ktoś inny do mnie dokładał - dodaje mężczyzna.
Wrocław: "Tego się nie dało przewidzieć"
Sporo osób zgromadziło się również w centrum Wrocławia. Przychodzili z różnymi postulatami. Próbowali też tłumaczyć, że sytuacja w jakiej się znaleźli jest wyjątkowa, więc wymaga specjalnych metod działania.
- Kiedy brałem kredyt zdawałem sobie sprawę z ryzyka jakie podejmuje. Sprawdziłem, jak w minionych latach wyglądał kurs franka. Okazało się, że cały czas spada. Kurs mógł się zmienić, ale nie aż tak. Tego się nie dało przewidzieć. To wyjątkowa sytuacja, a taką przewiduje nawet Kodeks cywilny - tłumaczy jeden z kredytobiorców.
Czego oczekują?
Swoje postulaty szczegółowo przedstawili warszawiacy.
- Sprzeciwiamy się takiemu traktowaniu nas przez banki, umieszczaniu nielegalnych klauzul w umowach. Chcemy rozmów z bankami, rządem i Komisją Nadzoru Finansów. Nie mamy możliwości przedstawienia naszych racji. Jesteśmy ignorowani - mówi Mariusz Zając, który pojawił się przed Pałacem Prezydenckim.
Ponadto uczestnicy warszawskiego "spaceru" domagają się powołania komisji pod egidą rządu, która miałaby się zająć renegocjacją umów kredytowych. Chcą również natychmiastowego wstrzymania wszelkich egzekucji z tytułu należności za kredyty.
Zależy im na przewalutowaniu wszystkim kredytów denominowanych we frankach i to po kursie z dnia zaciągnięcia kredytu. Frankowicze liczą też, że uda się pociągnąć do odpowiedzialności wszystkich winnych zaniedbań, przez które – ich zdaniem- podjęli takie, a nie inne decyzje.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa\kwoj / Źródło: TVN 24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24