- To już jest plaga - mówią o dzikach mieszkańcy Gdyni. Zwierzęta coraz częściej można spotkać na osiedlach. Przychodzą na place zabaw całymi gromadami. - Obecność dzikich zwierząt w mieście jest nieunikniona - przekonują urzędnicy.
W jednym z serwisów społecznościowych mieszkańcy Gdyni publikują zdjęcia napotkanych. Od 1 czerwca takich fotografii pojawiło się... ponad 40. Profil śledzi ponad 2 tys. osób.
- Rodzinka dzików (4 dorosłe i kilkanaście młodych) chodzi sobie po osiedlu, placu zabaw a nawet po przedszkolnym placu zabaw, od rana do wieczora – pisze Emilia, mieszkanka gdyńskiej dzielnicy Obłuże.
- Przy ul. kpt. Kosko dziki tak bardzo zryły jeden z placów zabaw, że postanowiono go zlikwidować i wybudować od początku - dodaje Michał, mieszkaniec tego samego osiedla.
- Tydzień temu moją 12-letnią córkę, gdy była na wieczornym spacerze z psem, jeden z dzików gonił. Przybiegła do domu cała roztrzęsiona, z psem na ręku. Mówiła: „mama, ty nawet nie wiesz, jak ten dzik potrafi szybko biegać” – relacjonuje Emilia.
Według niej telefony do straży miejskiej czy koła łowieckiego nie przynoszą skutku.
„Najlepiej nie dokarmiać”
Miejscy urzędnicy o problemie wiedzą i próbują mu zaradzić. W Gdyni działa tzw. Ekopatrol, który jako jednostka straży miejskiej zajmuje się zadaniami związanymi z ochroną zwierząt i środowiska. Zespół ma reagować na każde zgłoszenie o obecności dzików w mieście.
W takich przypadkach zwierzęta są nęcone do odłowni umieszczonych w lasach, z których później są wywożone (np. do Borów Tucholskich).
- Gdynia w połowie leży w lesie, dlatego obecność dzikich zwierząt jest nieunikniona – zauważa Joanna Grajter, rzecznik urzędu miasta. – Nie ma możliwości, by wszystkie dziki z miasta wygonić, ale można ich obecność ograniczyć. Najlepiej ich nie dokarmiać – dodaje.
„Sami sobie są winni”
Potwierdza to prezes gdyńskiego koła łowieckiego nr 1 i dodaje, że jego zdaniem problemu z „plagą” dzików nie ma. – Ja osobiście spotkałem w mieście dzika tylko raz, około pierwszej w nocy – podkreśla Leszek Zacharczuk.
Według Zacharczuka, za regularne wizyty zwierząt na osiedlach mieszkańcy mogą podziękować sami sobie. – Widocznie w takich miejscach są dokarmiane. Dziki to nie są bezmyślne zwierzęta. Jeśli gdzieś raz znalazły pożywienie w łatwy sposób, to będą wracały – podkreśla.
Myśliwy zaznacza, że odłownie w lasach też nie zawsze spełniają swoją rolę. – Są jednak mało skuteczne, bo co chwilę znajduje się jakiś „miłośnik zwierząt”, który je stamtąd wypuszcza – mówi Zacharczuk.
Najłatwiej byłoby dziki złapać w mieście, strzelając do nich strzałkami z środkiem usypiającym. Takie rozwiązanie jest jednak niemożliwe, bo prawo zabrania myśliwym używania borni w terenie zabudowanym.
Problem z dzikiami w mieście to nie nowość. Podobny problem mieli między innymi działkowcy z Wrocławia oraz mieszkańcy Torunia:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: md/r / Źródło: TVN24 Pomorze