Prokuratura Okręgowa w Gdańsku umorzyła postępowanie, w którym badała czy nie doszło do nieprawidłowości w Zakładzie Karnym w Sztumie. Sprawa była powiązana z zabójstwem z października zeszłego roku, kiedy to ówczesny dyrektor zakładu zaatakował nożem więźnia.
Wątek samego zabójstwa został umorzony już w marcu br., ze względu na niepoczytalność dyrektora w momencie popełniania czynu. Śledczy z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku w ramach tego samego postępowania badali jednak także, czy w sztumskim Zakładzie Karnym nie doszło do nieprawidłowości w zachowaniu służby więziennej.
Dwa wątki
Prokuratorzy zajmowali się dwoma wątkami. Badali, czy ze strony funkcjonariuszy nie doszło do złamania procedur w dzień, gdy doszło do zabójstwa, a więc czy np. dyrektor - mimo niedzieli, miał prawo przebywać w więzieniu i wejść do celi więźnia oraz skąd wziął nóż, który posłużył do zabójstwa.
Drugi wątek związany był z jedenastoma skargami, które wpłynęły do prokuratury tuż po tragedii. W skargach tych więźniowie zarzucali funkcjonariuszom złe traktowanie. Część skarg dotyczyła byłego dyrektora. Jak poinformowała w środę rzeczniczka gdańskiej prokuratury, Grażyna Wawryniuk, w żadnym z wątków śledczy nie dopatrzyli się nieprawidłowości w zachowaniu służby więziennej.
Zabił nożem kuchennym
Do zabójstwa w Zakładzie Karnym w Sztumie doszło 9 października 2011. Ówczesny dyrektor placówki - Andrzej G. wszedł do celi, w której przebywało dwóch więźniów. Jeden z osadzonych wyszedł na zewnątrz, a dyrektor zaatakował nożem kuchennym więźnia, który w niej pozostał.
Rany zostały zadane w okolice szyi, prawej pachy i w klatkę piersiową. Zaatakowany mężczyzna zmarł z wykrwawienia. Jego zwłoki odkrył po powrocie do celi drugi więzień.
Dyrektor po zabójstwie wrócił do swego gabinetu i poprosił podwładnych, aby wezwali policję, przyznając, że zabił skazanego. Andrzej G. został zatrzymany i zawieszony w obowiązkach służbowych. W trakcie przesłuchania w prokuraturze G. przyznał się do winy, odmówił jednak składania wyjaśnień oraz odpowiedzi na pytania śledczych.
Był niepoczytalny, wrócił na wolność
Badania psychiatryczne wykazały, że Andrzej G. w momencie popełniania zabójstwa był niepoczytalny. Według biegłych jego niepoczytalność wynikała z choroby psychicznej.
Zgodnie z polskim prawem - osoba popełniająca czyn w stanie niepoczytalności spowodowanej chorobą psychiczną, nie ponosi za swoje działanie odpowiedzialności karnej. Biegli w swej opinii orzekli też, że Andrzej G. nie stanowi zagrożenia dla innych ludzi, a jego czyn miał charakter incydentalny. Uznali też, że nie musi leczyć się w warunkach szpitalnych. W marcu br. mężczyzna został zwolniony z aresztu.
25 lat służby
Andrzej G. pracował w Służbie Więziennej 25 lat, z czego sześć ostatnich kierował jednostką w Sztumie, wcześniej był dyrektorem Aresztu Śledczego w Elblągu. Z wykształcenia jest psychologiem. Ofiara - skazany Józef S. - odsiadywał liczne wyroki za kradzieże, koniec jego kary przypadał na 2030 r. Według funkcjonariuszy Służby Więziennej skazany bywał agresywny, znany był z roszczeniowej postawy oraz pisania licznych skarg, zażaleń i pozwów. Skargi te w większości dotyczyły niewłaściwego sposobu leczenia: Józef S. poruszał się na wózku inwalidzkim i cierpiał na bóle kręgosłupa. Jednym z adresatów skarg był dyrektor Zakładu Karnego w Sztumie. Tuż po zabójstwie do Sztumu udał się zespół kontrolny resortu sprawiedliwości i Służby Więziennej. Zespół ten nie stwierdził nieprawidłowości w działaniach funkcjonariuszy. Zakład Karny w Sztumie to więzienie typu zamkniętego przeznaczone dla mężczyzn recydywistów.
Autor: maz / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24