Od dwóch tygodni dwie rodziny mieszkające w bloku na gdańskim osiedlu Orunia Górna nie mogą powiedzieć, że ich życie wygląda normalnie. Wszystko przez „usterkę”, która uprzykrza im życie. Chodzi o wodę, która naciekała na instalację elektryczną jednego z mieszkań. Przez dwa tygodnie przecieku nie zlokalizowano, więc rodzinom odłączono prąd i wodę.
Woda w bloku cieknie prosto na instalację elektryczną. Problem zaczął się dwa tygodnie temu. Było zwarcie, błyski, wyskoczyły korki.
- Pojawiło się ewidentne zagrożenie dla zdrowia i życia. Dzwoniłem po wszystkich służbach. Powiedziano mi, że usterka jest w budynku więc sprawą powinien się zająć zarządca, zgłosiliśmy problem i do tej pory nic się nie wyjaśniło – denerwuje się Adam Piotrowski, właściciel zalewanego mieszkania, który do dziś nie ma prądu.
Diagnoza i dwa tygodnie poszukiwań
Zarządca sprawą się zajął. Pierwszą diagnozę postawiono już w czwartek, dwa tygodnie temu. Stwierdzono, że woda cieknie z góry, a problem pojawia się wtedy, gdy u sąsiadów spod "16" jest odkręcona ciepła woda. Więc ją zakręcono.
W ten sposób jednego mieszkania pozbawiono prądu, a drugiego wody.
Piotr Banaszkiewicz, który wynajmuje zalewane mieszkanie, od tamtego czasu: kąpie się przy świeczkach, nie gotuje, nie ogląda też telewizji, zresztą telewizor spalił mu się już dwa tygodnie temu podczas zwarcia.
Lokatorzy spod szesnastki z kolei od dwóch tygodni są pozbawieni ciepłej wody. Za każdym razem, kiedy chcą się umyć lub przygotować jedzenie dla swojej siedmiomiesięcznej córki muszą odkręcać zawór na klatce. – W innym cywilizowanym kraju nie zdarza się, że człowiek żyje dwa tygodnie bez prądu, bieżącej wody, czy z zagrożeniem życia - mówi Sylwia Pieczonka.
Kolejny tydzień, kolejny hydraulik
- Problem polega na tym, że żaden hydraulik nie jest w stanie ustalić, gdzie ta ciepła woda może przeciekać. W czwartek będzie kolejna próba, przyjdzie kolejny hydraulik. Prawdopodobnie nie jest to w części wspólnej (na klatce) więc rozwiązanie sprawy leży w gestii właścicieli poszczególnych mieszkań – mówi Robert Grzegorzewski, zarządca nieruchomości.
Dotychczas próbowano zlokalizować usterkę kamerą termowizyjną i metodą ciśnieniową. Kamera wskazała dwa miejsca, w których może być przeciek, zostały one rozkute, jednak okazało się, że trop jest błędny.
"Będą szukać do skutku"
- Dałam rozkuć sobie nową łazienkę : za pralką i pod zlewem. Nic nie znaleźli. Rozumiem sytuacje pana Adama, ale nie pozwolę zniszczyć całego mieszkania, kuchnia jest zabudowana, na podłogach w przedpokoju są panele, kto za to zapłaci? – pyta Sylwia Pieczonka.
Pani Sylwia deklaruje także, że gdy będzie taka konieczność, udostępni swój lokal, musi jednak na piśmie uzyskać termin prac oraz informację, kto pokryje koszty remontu. – W konstrukcji prawdopodobnie znajduje się jakaś wada ukryta, z problemem przecieku stykamy się już któryś raz, wcześniej drobne prace ze strony zarządcy pozwalały to usunąć, teraz widocznie sprawa stała się zbyt poważna - podejrzewa Pieczonka.
Zarządca nieruchomości deklaruje, że w czwartek hydraulik wejdzie do mieszkania nr 16 i będzie szukać usterki tak długo, aż ją znajdzie. – Możliwe jest także, że przeciek jest w jakimś innym mieszkaniu w tym pionie budynku. Będziemy sprawdzać je po kolei, aż do skutku - zapowiada Grzegorzewski.
Kto za to zapłaci?
Zarządca przypomina, że to, co nie dotyczy części wspólnej musi być remontowane na koszt właściciela danego mieszkania. Mieszkańcy dwóch poszkodowanych lokali próbowali zwracać się także do dewelopera, firmy Polservice Development S.A. Odpowiedzią firmy jest list wysłany 23.07.2013 do właściciela zalanego mieszkania, w którym czytamy, że „gwarancja na roboty wodno - kanalizacyjne oraz elektryczne wynosi rok, czyli upłynęła 10 lipca 2010 roku".
Autor: dg/ws/par / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: tvn24