Jednak policja otrzymała zgłoszenie o planowanym symulowanym ataku terrorystycznym w szkole podstawowej w Barczewie koło Olsztyna. Wcześniej rzecznik policji twierdził, że taka informacja do funkcjonariuszy nie trafiła. Akcją, podczas której wielu uczniów wpadło w panikę, zajmuje się prokuratura. Nie ma jeszcze decyzji o wszczęciu śledztwa.
Mężczyźni ubrani w stroje moro, z atrapami broni, petardami hukowymi weszli do szkoły Podstawowej nr 3 w Barczewie 14 listopada. Mieli sprawdzić, czy pracownicy szkoły i uczniowie potrafią zachować się podczas alarmu terrorystycznego.
Część dzieci i nauczycieli nie wiedziała jednak, że takie ćwiczenia są planowane. Uczniowie wpadli w panikę. Jeden z nich miał wyskoczyć przez okno. Z relacji rodziców wynika, że niektóre z dzieci "boją się znowu zobaczyć pana z bronią w ręku", a i są takie, co odczuwają lęk przed pójściem do szkoły.
O tym, że o planowanym symulowanym ataku terrorystycznym nie wiedziały także służby pisaliśmy w ubiegłym tygodniu, powołując się na aspiranta Rafała Prokopczyka z Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie.
- Policjanci z komisariatu policji w Barczewie nie otrzymali żadnych informacji, nie mieli żadnej wiedzy na temat planowanych ćwiczeń związanych z atakiem terrorystycznym na jedną ze szkół podstawowych - mówił w minioną środę Prokopczyk.
Teraz, jak dowiedział się portal tvn24.pl, okazało się, że takie pismo wpłynęło do policji ósmego listopada. Potwierdził to nam aspirant Prokopczyk i przyznał, że wcześniej doszło do pomyłki.
Policja wyraża ubolewanie
"(...) dyrektor szkoły o zaplanowanym przedsięwzięciu pisemnie poinformowała Komendanta Komisariatu Policji w Barczewie. Pismo w tej sprawie wpłynęło na adres jednostki 8 listopada 2019 roku. W jego treści dyrekcja szkoły nie prosiła ani o pomoc w organizacji, ani o udział w ćwiczeniach policjantów na żadnym etapie planowanego przedsięwzięcia" - czytamy w oświadczeniu przesłanym przez Prokopczyka.
Dodał, że pismo miało jedynie charakter informacyjny, na wypadek "ewentualnych zgłoszeń w sprawie zdarzeń związanych z ćwiczeniami".
Oficer prasowy podkreślił równocześnie, że do komisariatu policji w Barczewie nie wpłynęło żadne zgłoszenie z prośbą o interwencję w związku z ćwiczeniami w szkole.
"(...) doszło do niezamierzonego przeoczenia i złej interpretacji faktów, co do stopnia poinformowania policjantów na temat planowanych ćwiczeń. Wyrażamy ubolewanie, że do takiej sytuacji doszło" - tłumaczy wcześniej przekazywane informacje o tym, że takiego zgłoszenia dyrektorki szkoły nie było.
Dlaczego warto, żeby służby wiedziały o takich ćwiczeniach na terenie szkoły? Żeby nie doszło do sytuacji, że będą interweniować z przekonaniem, że to prawdziwy atak terrorystyczny.
Bo to, że dyrekcja nie ma prawnego obowiązku uprzedzania służb o tym, iż w placówce będą się odbywały próbne alarmy, nie ulega wątpliwości.
- Nie ma takiego zapisu. Jest za to zdrowy rozsądek, który nakazuje takie działanie - mówiła tvn24.pl nadkomisarz Joanna Szczęsna z policji w Pabianicach w województwie łódzkim. To właśnie w tym mieście w czerwcu tego roku niezaplanowane ćwiczenia antyterrorystyczne przeraziły nauczycieli, którzy akurat wystawiali oceny z okazji zbliżającego się końca roku.
Pani dyrektor naraziła dzieci i nauczycieli?
Teraz okazało się, że policja była poinformowana o ćwiczeniach. Nadal pozostaje jednak kwestia tego, czy takie symulacje powinny odbywać się w szkole podstawowej oraz czy w szkole w Barczewie była ona przeprowadzona prawidłowo.
Po skargach rodziców do kuratorium i do Rady Miasta dyrektorka szkoły została odwołana ze stanowiska. Czwartego grudnia burmistrz Barczewa Andrzej Maciejewski złożył także zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa narażenia na utratę życia i zdrowia uczniów oraz nauczycieli.
- Z zawiadomienia o przestępstwie wynika, że dzieci bardzo przestraszyły się tego upozorowanego ataku terrorystycznego i post factum nie udzielono im żadnej pomocy psychologicznej - mówi Krzysztof Stodolny, rzecznik Prokuratora Okręgowego w Olsztynie.
Dodaje, że prokurator przeanalizował wszystkie dokumenty, które wpłynęły i prawdopodobnie w poniedziałek podejmie decyzję, czy zostanie wszczęte postępowanie sprawdzające w tej sprawie.
Postępowanie prowadzi już także rzecznik dyscyplinarny przy wojewodzie warmińsko-mazurskim. Sprawdza on, czy dyrektor szkoły "nie uchybił godności zawodu nauczyciela". Postępowanie potrwa trzy miesiące. Jeśli komisja ustali, że doszło do naruszenia przepisów, dyrektorka może zostać ukarana naganą, a nawet może dostać tymczasowy lub dożywotni zakaz wykonywania zawodu.
"Jeden z uczniów wyskoczył przez okno"
W placówce, w której odbyły się ćwiczenia, działa przedszkole, szkoła podstawowa i liceum.
Część, w której uczą się najmłodsi, oddzielona jest drzwiami, które zostały zamknięte na czas akcji. Na parterze uczą się klasy IV-VII i licealiści. Na piętrze są klasy I-III.
To na parterze miał być przeprowadzony symulowany atak terrorystyczny.
- Byli ubrani w moro, mieli czapki kominiarki, broń w ręku. Wewnątrz budynku były wrzucane petardy hukowe, była broń hukowa. Było głośno - opisuje przed kamerą TVN24 to, co działo się tego dnia w placówce Barbara Szałaj-Borowiec, dyrektor Miejskiego Zespołu Oświaty i Zdrowia w Barczewie. Ośrodek sprawuje nadzór nad placówkami oświatowymi w gminie Barczewo.
Z relacji rodziców, które przytacza, wynika, że dzieci nie wiedziały, co się dzieje. Nikt miał ich wcześniej nie poinformować o symulowanym ataku.
- Dzieci były przerażone. Oczywiście nie wszystkie, to zależy od wrażliwości, ale szkoła jest dla każdego ucznia - zastrzega Szałaj-Borowiec. I dodaje: - Mamy informację, że jeden z uczniów, "ratując się", wyskoczył przez okno. Całe szczęście sala była na parterze - dodaje.
Dyrektorka odwołana
Część rodziców, zaniepokojona opowieściami dzieci, zgłosiła sprawę radnym Urzędu Miasta i Gminy Barczewo. Miejska Komisja Oświaty, Zdrowia i Spraw Społecznych zebrała się w trybie pilnym 20 listopada.
- Podczas spotkania pani dyrektor mówiła, że szkoły mają obowiązek przeprowadzać tego typu akcje. Akcje przeciwpożarowe, terrorystyczne, akcje alarmów bombowych. Jeżeli by tego nie robili, to przy prawdziwym ataku rodzice będą mieć pretensje do dyrekcji placówki, że tego typu akcje nie były przeprowadzane i dzieci się niczego nie nauczyły - mówi Barbara Szałaj-Borowiec.
Dyrektorka miała przyznać jednak, że "nie wszystko wyszło tak, jak powinno".
W porozumieniu z Kuratorium Oświaty w Olsztynie dyrektor szkoły została odwołana ze stanowiska. Decyzja zapadła 29 listopada.
Burmistrz Barczewa Andrzej Maciejewski w uzasadnieniu wskazał, że "dyrektor naraziła dzieci i uczniów na niepotrzebny stres, spowodowała zagrożenie zdrowia i życia uczniów oraz zabrała uczniom poczucie bezpieczeństwa".
Burmistrz podkreślił, że do Zespołu Szkół chodzą uczniowie klas I-VII i licealiści, w tym dzieci wymagające szczególnej atencji ze strony opiekunów szkolnych.
"Dzieci boją się, że zobaczą znowu pana z bronią w ręku"
Chociaż od symulacji ataku minęły już trzy tygodnie, część dzieci do tej pory ma lęki.
- Jedna z matek mówiła, że jej dziecko boi się samo spać. Przychodzi do rodziców, ma lęki, nie chciało jechać na szkolną wycieczkę do kina, bo boi się ataku terrorystów. Inni rodzice mówią, że dzieci boją się, że zobaczą znowu pana z bronią w ręku - mówiła w minioną środę TVN24 Barbara Szałaj-Borowiec.
Dzieci dopiero po spotkaniu Komisji Oświaty, Zdrowia i Spraw Społecznych dostały pomoc psychologiczną. Wcześniej takie spotkania się nie odbywały, bo - jak twierdzi była już dyrektorka - nie dotarły do niej informacje o przerażeniu uczniów.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK/ks/kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: facebook