- Zamaskowani faceci celują do mnie z broni. Krzyczą, nie wiadomo co się dzieje, każą kłaść się na ziemię. Podniosłem ręce, powiedziałem: panowie to chyba pomyłka - opowiada pan Maciej, do którego domu weszli antyterroryści. Policjanci skuli jego i ojca, przeszukali posesję i odjechali. Niczego nie znaleźli.
Ósmego marca wieczorem w Sitnie pod Szczecinkiem na jedną z posesji weszli antyterroryści.
- Siedziałem, oglądałem telewizję z żoną. Nagle słyszę straszny hałas na dworze. Wybiegam. Od razu oślepiono mnie światłami. Usłyszałem krzyk: "Leżeć!". Przewrócono mnie, przyciśnięto, z tyłu skuto kajdankami - opowiada pan Leszek. To do jego domu wpadli antyterroryści.
W mieszkaniu był pan Maciej, syn pana Leszka, razem z dziećmi i żoną.
- Akurat byłem z córką w pokoju na górze. Szykowaliśmy się do snu. Córka ma trzy lata. Z drugiej strony domu, też na górze, żona karmiła nasze miesięczne dziecko. Nagle jakiś huk, światła. W pokoju się zrobiło pełno zielonych, czerwonych kropek - opowiada pan Maciej.
Mężczyzna przez okno zauważył leżącą na posesji postać. Zbiegł na dół i otworzył drzwi.
- Ogromne zdziwienie. Pełno zamaskowanych facetów celuje z broni ciężkiej do mnie. Krzyczy, nie wiadomo, co się dzieje, każe kłaść się na ziemię. No to podniosłem ręce, powiedziałem panowie to chyba pomyłka, podałem swój adres. Rzucono mnie na ziemię, skuto kajdankami - relacjonuje dalej pan Maciej.
- Co człowiek chciał coś powiedzieć, się ruszyć, to nas wyginali i łamali w krzyżu. Patrzyłem tylko, czy ojciec jakiejś zapaści nie dostaje - mówi mężczyzna.
- Przez dość długą chwilę nie wiedziałem, czy to są bandyci, czy ktoś inny - dodaje pan Leszek.
Mężczyźni skuci leżeli na zewnątrz domu, jak twierdzą, przez około godzinę. Później, jak mówią, wprowadzono ich do domu i jeszcze kolejną godzinę trzymano skutych i mokrych, niczego nie tłumacząc.
- Bałem się strasznie o żonę i o wnuki. Dzięki Bogu, że ja wyszedłem, bo już widziałem, że biegną tutaj z takim walcem, żeby te drzwi wysadzać. Jakby w domu rzucali jakieś granaty, czy coś tak, jak na podwórku, to nie wiem, czy mój wnuk by przeżył - mówi pan Leszek.
Antyterroryści po przeszukaniu domu odjechali. Na terenie posesji niczego nie znaleziono.
Jak całą sytuacje tłumaczy policja?
Okazuje się, że antyterroryści szukali skradzionego sprzętu budowlanego o wartości kilkuset tysięcy złotych.
- W Złotowie prowadzone jest śledztwo w sprawie kradzieży dwóch ładowarek teleskopowych o wartości kilkuset tysięcy złotych. W ramach działań, które są prowadzone przez policję w tej sprawie, jeden z pokrzywdzonych złożył zeznanie, wskazując konkretnie tę posesję pod Szczecinkiem, gdzie, jak twierdził, są ukryte te kradzione ładowarki. Jak zeznał, miała tam także przebywać grupa osób, członków zorganizowanej grupy przestępczej, która mogła dysponować także bronią - tłumaczy mł. insp. Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy Komendanta Wojewódzkiego Policji w Poznaniu.
W środku był jednak starszy przedsiębiorca z rodziną.
Prokuratura nic nie wiedziała
Jak się okazuje, wejście antyterrorystów nie odbyło się na polecenie prokuratury. Policja jednak twierdzi, że miała do tego prawo.
- Policjanci wypełniali te zadania w związku z otrzymywanymi na bieżąco informacjami i w związku z analizą sytuacyjną. W sytuacji, w jakiej się znaleźli, mieli oni prawo dokonać przeszukania tej posesji bez nakazu prokuratorskiego. Oczywiście po wykonaniu tych wszystkich czynności złożyliśmy do prokuratury wniosek o zatwierdzenie tego przeszukania - tłumaczy Borowiak.
W poniedziałek wpłynął do Prokuratury Rejonowej w Złotowie wniosek o zalegalizowanie akcji.
- Prokuratura nie zleciła przeprowadzenia czynności na terenie Sitna. O tych czynnościach dowiedzieliśmy się dopiero wczoraj, po analizie wniosku złożonego do naszej jednostki przez Komendę Wojewódzką Policji w Poznaniu - mówi Sebastian Drewicz, prokurator rejonowy w Złotowie.
- Nie będę oceniał działań, ponieważ wniosek dopiero wczoraj wpłynął. Potrzebujemy czasu, żeby zapoznać się z materiałem. Wówczas zostanie podjęta decyzja prokuratora, który nadzoruje śledztwo, czy zatwierdzić te czynności, czy takiego zatwierdzenia nie wydać - dodaje.
"Zobowiązujemy się do pokrycia kosztów wszelkich szkód"
Prokuratura przyznaje, że nazwisko pana Leszka, do którego domu weszli antyterroryści, w materiałach prowadzonego śledztwa się nie pojawia. - Do momentu przeprowadzenia tej czynności, prokurator prowadzący postępowanie nie miał informacji na ten temat, że może być w to śledztwo wplątana osoba zamieszkała na terenie Sitna pod Szczecinkiem - mówi Drewicz.
Policja tłumaczy, że wcześniej zrobiła rozeznanie i, na podstawie analizy sytuacyjnej, stwierdziła, że taka akcja jest konieczna.
- Policjanci działali w najlepszej wierze, aby wypełnić swoje obowiązki związane z prowadzeniem takiego śledztwa - tłumaczy rzecznik poznańskiej policji. - W związku z tym, że na terenie posesji nie przebywały żadne osoby podejrzane, zobowiązujemy się do pokrycia wszelkich szkód. Oczywiście tej rodzinie należą się także przeprosiny - kończy.
Rodzina pana Leszka zapowiada, że tak tej sprawy nie zostawi. Wynajęli prawnika i zamierzają starać się o odszkodowanie.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK//ec / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24