Zdaniem Dariusza Kałana, analityka ds. Europy Środkowej w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych wygrana Fideszu w niedzielnych wyborach parlamentarnych na Węgrzech to fenomen na skalę europejską.
- Według wyników exit poll Fidesz drugi raz z rzędu wygrał wybory – zdobył 48 proc., co według nowej ordynacji przełoży się na 133 miejsc w 199-osobowym parlamencie. Jeśli ten wynik się potwierdzi, będzie to oznaczać, że partia Orbana ponownie zdobyła większość konstytucyjną - powiedział Kałan w rozmowie z PAP.
Jego zdaniem niespodzianką jest rezultat koalicji partii lewicowo-liberalnych, która zanotowała wzrost poparcia w porównaniu z rokiem 2010 (z 20 proc. do 27 proc.), mimo słabości programowej i konfliktów personalnych. Do parlamentu wejdą też ksenofobiczny Jobbik (18 proc.) i mała partia zielonych LMP (6 proc.).
"Fenomen"
- Zwycięstwo Fideszu to z pewnością fenomen na skalę europejską - uważa Kałan. - Można je uzasadnić kilkoma czynnikami: błyskotliwą polityką informacyjną, słabością opozycji, a także tym, że partii udało się zbudować wrażenie, że to właśnie ona jest jedynym wiarygodnym reprezentantem węgierskiego interesu narodowego. To właśnie miał na myśli premier Orban, mówiąc wczoraj, że małe zwycięstwo Fideszu będzie oznaczać małą przyszłość Węgier, a wielkie – wielką przyszłość - dodał analityk.
Kałan uważa, że w zwycięstwie Orbanowi na pewno pomogły też decyzje podjęte tuż przed wyborami, jak ręczna obniżka cen za energię elektryczną oraz otwarcie czwartej linii metra w Budapeszcie. - W nowym rządzie dojdzie do drobnych zmian personalnych, np. najpewniej odejdzie obecny minister spraw zagranicznych, ale kierunki polityki wewnętrznej, gospodarczej i zagranicznej pozostaną niezmienione - podkreśla Kałan.
Według niego zwycięstwo Orbana pokazuje, że Fidesz cieszy się tak dużym zaufaniem społecznym, iż jakiekolwiek modyfikacje strategii nie są konieczne. - To jednak duże wyzwanie dla Unii Europejskiej, która wielokrotnie była przedmiotem ostrej krytyki ze strony Orbana - podsumowuje analityk PISM.
Autor: mtom / Źródło: PAP