Kenijski rząd w starciu z strajkującymi pielęgniarkami nie wdawał się w negocjacje i nie pozwolił na "białe miasteczko". Po tygodniu niestawiania się do pracy, wszyscy strajkujący pracownicy służby zdrowia zostali zwolnieni. To łącznie 25 tysięcy osób. W zamian władze wezwały "wszystkie bezrobotne osoby z wykształceniem medycznym" aby stawiały się do pobliskich szpitali.
25 tysięcy pielęgniarek i pielęgniarzy strajkowało od tygodnia, domagając się wyższych płac i lepszych warunków pracy. Przeciętny pracownik kenijskiej służby zdrowia zarabia miesięcznie około 300 dolarów, co wobec niemal 20 procentowej inflacji jest zdaniem strajkujących zdecydowanie zbyt małą pensją.
Kenijski rząd twierdzi jednak, że nie ma pieniędzy na podwyżki i nie ustąpi. Dlatego po tygodniu nieprzychodzenia przez strajkujących do pracy, władze podjęły niecodzienną decyzję. 25 tysięcy pielęgniarek i pielęgniarzy zostało zwolnionych ze skutkiem natychmiastowym. Cała kenijska służba zdrowia zatrudniała około 40 tysięcy ludzi, kraj stracił więc ponad połowę personelu medycznego.
Wraz z ogłoszeniem decyzji o masowym wyrzuceniu z pracy strajkujących, rząd wezwał też wszystkie bezrobotne osoby z wykształceniem medycznym, aby stawiły się do najbliższego szpitala, gdzie natychmiast dostaną pracę.
Związek zawodowy pielęgniarek zapowiada, że się nie ugnie. - To gra w kotka i myszkę. Nie można zwolnić całej kategorii pracowników w kraju. To element nacisku na nas, abyśmy wrócili do pracy. Nie ustąpimy - powiedział agencji Reuters Alex Orina, rzecznik kenijskiego związku zawodowego pracowników służby zdrowia.
Źródło: Reuters