W głównej siedzibie syryjskich służb bezpieczeństwa doszło do samobójczego zamachu - podała państwowa telewizja. W eksplozji zginął syryjski minister obrony, a wielu oficjeli zostało rannych. Zginął też szwagier dyktatora Baszara el-Asada, a poważnie ranny został szef MSZ. Jak twierdzi agencja Reutera rany został też szef wywiadu.
Syryjska telewizja państwowa podała, że do "terrorystycznego" ataku doszło podczas "spotkania ministrów". Po pewnym czasie wiadomość została uzupełniona - od wybuchu zginął minister obrony Syrii Daud Radża.
Część z obecnych na spotkaniu miała zostać "krytycznie ranna". Szpital, do którego przewieziono rannych, został otoczony przez wojsko.
Jak twierdziła po zamachu nadająca z Libanu telewizja sprzymierzonej z syryjskimi władzami islamistycznej bojówki Hezbollah, ranny został szwagier Asada, Assef Szawkat, który pełnił funkcję wiceministra obrony i nadzorował politycznie wojsko. Syryjska telewizja państwowa potwierdziła później, że Szawkat zginął.
Ranny miał zostać też szef syryjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Syryjska telewizja państwowa podała, że Ibrahim esz-Szaar żyje i jest w "stabilnym stanie".
Ranny miał zostać też szef syryjskiego wywiadu Hisham Behtjar. Jego stan nie jest znany. Według agencji Reutera, powołującej się na źródła w służbach bezpieczeństwa, Bekhtyar jest operowany.
Kto za tym stoi?
Agencja Reutera twierdzi ponad to, że zamachu dokonał jeden z ochroniarzy. Odpowiedzialność za wybuch wzięły na siebie zarówno islamistyczna syryjska bojówka Liwa Al-Islam, jak Wolna Armia Syryjska, główna formacja rebeliantów skupiająca większość dezerterów.
Asad nie kazał długo czekać na następcę zabitego Radży. Jak poinformował Damaszek, zastąpi go generał Fahad Dżasim al-Freidż.
Po zamachu w syryjskiej telewizji państwowej odczytano oświadczenie armii, która wezwała do ukarania sprawców. "Odetniemy każdą rękę, która zostanie podniesiona na bezpieczeństwo narodowe" - zakomunikowano. "Siły zbrojne są zdeterminowane, żeby położyć kres zabijaniu dokonywanemu przez gangi i przestępców. Będziemy ich ścigać bez względu na to, dokąd się udadzą" - oświadczyło wojsko.
Walki w samym centrum
Zamach współgra z ofensywą bojówek opozycji, które od niedzieli zaczęły intensywne walki w Damaszku. Rebelianci ogłosili, że to początek "bitwy o wyzwolenie stolicy". Władze twierdzą natomiast, że nie dzieje się nic nadzwyczajnego, a sytuacja jest opanowana. Świadkowie donoszą jednak o wysłaniu na ulice, po raz pierwszy od 16 miesięcy trwania rebelii, wojsk pancernych.
Starcia w syryjskiej stolicy mają charakter okazjonalnych walk partyzanckich. W nocy z wtorku na środę wojna miała dotrzeć nawet niemal do "bram" dyktatora Baszara el-Asada. Grupa opozycjonistów ostrzelała koszary wojskowe obok wielkiego kompleksu rządowego w dzielnicy Dunmar. Zaatakowane budynki znajdują się kilkaset metrów od pałacu prezydenckiego.
Według mieszkańców Damaszku w nocy trwał też ostrzał głównej siedziby proreżimowej bojówki tzw. szabihów. Jej bojówkarze rekrutują się spośród wyznawców sekty alawitów, której członkowie kontrolują reżim. Szabiha jest najwierniejszą formacją Asada i zarazem najbardziej znienawidzonym wrogiem opozycji, która oskarża członków bojówki o najgorsze zbrodnie i nie ma dla nich litości na polu walki.
Wojna domowa
Rebelianci działają głównie w starszych dzielnicach Damaszku, gdzie dominuje gęsta zabudowa i wąskie ulice. W takich warunkach wojsko nie może wykorzystać swojego głównego atutu w postaci broni ciężkiej i ogranicza się jedynie do ostrzału z dystansu oraz utrzymywania kontroli nad głównymi ulicami. Opozycja przeprowadza natomiast partyzanckie ataki na wrażliwe cele.
Samo zbrojne "wyzwolenie" stolicy jest jednak poza zasięgiem rebeliantów. - Będzie trudno utrzymać linie zaopatrzeniowe do oddziałów w Damaszku. W pewnym momencie bojownicy będą mogli musieć dokonać taktycznego odwrotu, tak jak to robili już wcześniej - stwierdził Fawaz Tello, działacz syryjskiej opozycji w Istambule.
Walki trwają też w innych częściach kraju. Nieustannie płynie też strumień uchodźców do sąsiedniej Turcji. Tylko w nocy z wtorku na środę przez granicę miało przejść około 600 Syryjczyków. Wśród nich ma być kolejny syryjski generał i grupa oficerów. Tym samym w Turcji jest już 20 najwyższych dowódców syryjskich sił zbrojnych. Łącznie w Turcji mają być już ponad 43 tysiące uciekinierów.
Autor: mk\mtom / Źródło: PAP, Reuters