Pomimo dekad napięcia, prowokacji, ryzykownych manewrów przy granicach i licznych incydentów, przez całą zimną wojnę nie doszło do zestrzelenia maszyny z czerwoną gwiazdą przez NATO. Ostatni raz piloci Zachodu i Wschodu strzelali do siebie podczas wojny w Korei, choć nie otwarcie. Strącenie rosyjskiego Su-24 przez Turków to precedens.
Tureckie myśliwce F-16 zestrzeliły bombowiec we wtorek rano. Rosyjska maszyna miała naruszyć granicę Turcji pomimo licznych ostrzeżeń. Według Amerykanów Rosjanie wlecieli w przestrzeń powietrzną Turków na "sekundy". Turecki rząd ostrzegał już jednak od dawna, że nie będzie tolerował naruszania przez Rosjan granicy i po serii incydentów z udziałem rosyjskich maszyn najwyraźniej skończyła się jego cierpliwość. Su-24 z czerwonymi gwiazdami (rosyjskie lotnictwo wojskowe nadal maluje je na swoich maszynach) został trafiony przez rakiety odpalone przez jeden lub dwa tureckie myśliwce F-16. Los załogi bombowca nie jest znany.
Widmo z Polski nie zostało zestrzelone
Incydent na turecko-syryjskiej granicy jest precedensowy. Nigdy wcześniej samolot NATO nie otworzył ognia do maszyny rosyjskiej. Dochodziło do różnych spotkań w powietrzu, czasem nawet bardzo bliskich i nieplanowanych, zwłaszcza po zaognieniu relacji po rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jednak nigdy nie informowano, aby któraś ze stron chociażby próbowała namierzać drugą systemami celowniczymi. Co więcej, do zestrzelenia samolotu z radziecką gwiazdą przez NATO nie doszło nawet podczas całej zimnej wojny. Wówczas również miały miejsce różne incydenty i bliskie spotkania w powietrzu, ale zazwyczaj obie strony dokładnie pilnowały, aby nie naruszać przestrzeni powietrznej wroga i nie prowokować wydarzeń, które mogłyby się skończyć III wojną światową. Nie zestrzelono nawet myśliwca MiG-23, który w 1989 roku w wyniku serii nieprawdopodobnych przypadków przeleciał nad całą RFN, Holandią i rozbił się w Belgii zabijając jedną osobę. Maszyna tuż po starcie z lotniska w polskim Bagiczu doznała awarii silnika i pilot katapultował się, będąc pewnym, że w ciągu sekund dojdzie do katastrofy. Jednak pozbawiony pilota MiG-23 nie tylko nie rozbił się, ale spokojnie kontynuował lot pod nadzorem autopilota i zmierzał na zachód, aż do wyczerpania paliwa. Po drodze eskortowały go myśliwce NATO, ale nie zdecydowano się go zestrzelić, nawet gdy nie było jasne, co właściwie się dzieje.
Wielokrotnie dochodziło do bardzo bliskich spotkań flot NATO i radzieckich samolotów na wodach międzynarodowych. Podczas jednego z ryzykownych manewrów blisko amerykańskiego lotniskowca USS Essex, w 1968 roku rozbił się bombowiec Tu-16. Pilot przypadkiem zahaczył skrzydłem o wodę. Amerykanie nie przyłożyli do tego ręki.
Jedyny gorący okres ponad 60 lat temu
Ostatni raz piloci Zachodu strzelali do swoich odpowiedników z ZSRR/Rosji podczas wojny koreańskiej. Był to jedyny konflikt, kiedy lotnictwa Zachodu i Wschodu faktycznie stanęły do walki. Radzieccy piloci wspierali wówczas swoich chińskich i północnokoreańskich sojuszników, którzy przez pierwszy rok wojny byli praktycznie bezbronni wobec amerykańskiej dominacji w powietrzu. ZSRR rzuciło do walki przeciw lotnictwu USA swoich elitarnych pilotów i wówczas nowe myśliwce MiG-15, których możliwości początkowo wywołały duże zaskoczenie na Zachodzie. Lotnicy ZSRR nie walczyli jednak z otwartą przyłbicą, ale udawali pilotów chińskich i północnokoreańskich. Nikt nie miał wątpliwości co do ich prawdziwego pochodzenia, ale wszystkim pasowały takie pozory, bo pozwalały uniknąć niebezpiecznej eskalacji. Wielka ostrożność z jaką podchodzono do spotkań w powietrzu podczas zimnej wojny pokazuje, jak wyjątkowy jest dzisiejszy incydent na granicy Turcji i Syrii. To ewenement w historii relacji NATO z Rosją czy wcześniej ZSRR. Turcy odpalili rakiety w sytuacji, która w wykonaniu innego państwa, w innym czasie i innym miejscu, niemal na pewno skończyłaby się protestem czy ostrzeżeniem.
Wyjątkowa sytuacja
Tureckie władze mają na swoje usprawiedliwienie to, że Rosjanie mieli w ciągu ostatnich dwóch miesięcy wielokrotnie naruszać ich przestrzeń powietrzną i nie robić sobie nic z ostrzeżeń oraz wezwań do zaprzestania takich działań. Zawsze były to bardzo krótkie incydenty, trwające maksymalnie kilka minut. Jak wynika z dotychczas ujawnionych informacji na temat zestrzelenia Su-24, w tym wypadku naruszenie granicy trwało maksymalnie kilkanaście sekund. Zanim rosyjski samolot wleciał w turecką przestrzeń powietrzną, miał otrzymać dziesięć wezwań do zmiany kursu, ale nie zareagował. Być może rosyjscy piloci założyli, że tak jak wcześniej Turcy jedynie pogrożą i nie poprą słów czynami. Wszystko wskazuje jednak na to, że tureccy wojskowi otrzymali rozkaz, aby przeprowadzić ostrą demonstrację i wysłać Rosjanom jednoznaczny sygnał. Paradoksalnie było to możliwe, ponieważ stosunki pomiędzy NATO a Rosją są znacznie lepsze niż w czasach zimnej wojny. Wówczas reakcja ZSRR mogłaby być znacznie ostrzejsza i jest wątpliwe, aby ktokolwiek próbował takich demonstracji.
Autor: mk/tr / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY SA 3.0) | Pavel Adzhigildaev