Australijczycy nie tak dawno stanęli przed podobnym wyzwaniem jak Europejczycy, gdy do ich brzegów zaczął zmierzać gwałtownie rosnący strumień nielegalnych imigrantów. Władze Australii przyjęły ostrą politykę, która zdaniem premiera Tony'ego Abbota dała pożądany efekt. Teraz proponuje on Europie, aby poszła śladem Australii.
- Jedynym sposobem na zapobieżenie śmiertelnym katastrofom na morzu i ukrócenie przemytu ludzi, jest zatrzymanie łodzi płynących do Europy – powiedział Abbott, komentując doniesienia o hekatombie imigrantów na Morzu Śródziemnym, gdzie w ciągu tygodnia utonęło ponad tysiąc osób próbujących nielegalnie dostać się do UE. – Kraje europejskie muszą przyjąć bardzo twarde prawa, które powstrzymają przemyt ludzi na Morzu Śródziemnym – dodał australijski premier.
Początki fali imigracji
Abbott jest przekonany o słuszności australijskiego rozwiązania, bowiem w znacznej mierze sam jest jego autorem. W 2013 roku przewodząc Koalicji Liberalno-Narodowej wygrał wybory parlamentarne deklarując wprowadzenie ostrych praw antyimigracyjnych. Zdecydowana postawa w tej kwestii zjednała mu wielu wyborców, którzy byli rozczarowani polityką dwóch wcześniejszych rządów centrolewicowych.
Pierwszy z nich, pod przewodnictwem premiera Kevina Rudda, w 2008 roku zdecydowanie rozluźnił politykę imigracyjną, która była dziełem wcześniejszych rządów konserwatywnych. Zlikwidował między innymi tak zwane „Pacific Solution”, czyli program, w ramach którego flota Australii patrolowała morze i przechwytywała łodzie z imigrantami, których wysyłano do obozów przejściowych na wyspie Nauru oraz Manus, należącej do Papui Nowej Gwinei. Tam oczekiwali na ewentualne nadanie statusu uchodźcy, lub tak długo, aż zgodzą się wrócić do ojczyzny, lub kraju z którego wyruszyli.
„Pacific Solution” rodziła protesty części społeczeństwa oraz obrońców praw człowieka, którzy wskazywali, że w obozach panują bardzo złe warunki i dochodzi w nich do aktów przemocy ze strony urzędników. Australia byłą również krytykowana przez agendy ONZ.
Tragedia na morzu
Po rozluźnieniu kontroli morskiej granicy gwałtownie zaczęła rosnąć fala nielegalnych imigrantów przemycanych do Australii małymi statkami. Proceder wyglądał niemal identycznie jak ten, który ma obecnie miejsce na Morzu Śródziemnym. Zdecydowana większość imigrantów pochodziła z rozdartego wojną domową Afganistanu, oraz Sri Lanki, gdzie taki sam konflikt dopiero co się zakończył. Punktem startowym była właśnie Sri Lanka, na której słabe władze nie mogły, bądź nie były zainteresowane, zwalczaniem przemytników ludzi.
Według statystyk prezentowanych przez australijski parlament, w 2008 roku do Australii przybyło morzem tylko około stu nielegalnych imigrantów. Drugie tyle zatrzymano w drodze. Rok później, już po zniesieniu „Pacific Solution”, nielegalnie do brzegów Australii dotarło 2,7 tysiąca osób. W 2013 roku liczba ta wzrosła drastycznie do ponad 20 tysięcy. Z perspektywy obecnych problemów UE może się to wydawać niewiele, ale Australia liczy około 25 razy mniej obywateli, niż wszystkie państwa Wspólnoty razem wzięte.
Wśród Australijczyków rosło niezadowolenie społeczne wynikające z napływu coraz większej ilości skrajnie biednych i wymagających pomocy państwa nielegalnych imigrantów. W katastrofach starych i skrajnie przeładowanych łodzi przemytników ginęły setki ludzi. Według obecnych władz w latach 2012 i 2013 w ten sposób życie straciło łącznie około 1,2 tysiąca osób. Trzeba było zrobić „coś”, aby zapobiec ludzkiej tragedii na morzu i jednocześnie rozwiązać sam problem nielegalnej imigracji.
Powrót do ostrych zasad
W obliczu narastającego kryzysu już w 2012 roku drugi rząd lewicy pod przewodnictwem premier Julii Gillard zaczął przywracać do życia elementy „Pacific Solution”. Ponownie zawarto umowy z władzami Nauru oraz Papui Nowej Gwinei i na nowo otwarto zamknięte w 2008 roku obozy. Rozbudowano również areszt imigracyjny na Wyspie Bożego Narodzenia (terytorium zależne Australii), która znajduje się mniej więcej w połowie trasy ze Sri Lanki do Australii. Liczba osób przebywających w tych placówkach zaczęła gwałtownie rosnąć i pod koniec 2013 roku wyniosła rekordowe 12 tysięcy. Tylko małej części przyznawano azyl.
W 2013 roku urząd premiera krótkotrwale sprawował ponownie Kevin Rudd, który zajął wówczas zdecydowanie odmienne stanowisko niż w 2008 roku. Zamiast swojej starej polityki otwartych drzwi, zadeklarował otwarcie, że nielegalni imigranci nigdy nie otrzymają prawa do osiedlenia się w Australii i mogą się spodziewać tylko odesłania do obozów.
Od dzisiaj ludzie poszukujący azylu, którzy przybędą do Australii nielegalnie na pokładzie łodzi, nigdy nie otrzymają zgody na osiedlenie się. Kevin Rudd, lipiec 2013
Przywracanie ostrej polityki imigracyjnej odbywało się pod hasłami „walki z przemytnikami ludzi”, których obarczano winą za tragedie na morzu i bogacenie się na nieszczęściu innych.
Nowy kurs australijski władz spotkał się z krytyką organizacji pozarządowych, ONZ i obrońców praw człowieka. Zatrzymani na otwartym morzu imigranci byli i są zsyłani do obozów bez wyraźnej podstawy prawnej oraz przetrzymywani tam przez nieokreślony czas. W aresztach mają panować złe warunki, ochrona oraz urzędnicy mają być brutalni a wśród osadzonych panuje „atmosfera beznadziei”. W 2013 roku doszło nawet do buntu w obozie na Nauru, w wyniku którego została zniszczona większość budynków.
Abbot usztywnia kurs
Choć to lewica w praktyce ponownie uruchomiła program zdecydowanej walki z nielegalną imigracją, to jest on obecnie kojarzony głównie z prawicowym Abbottem. Objął on bowiem urząd pod koniec 2013 roku, kiedy nowa polityka imigracyjna dopiero się rozkręcała a do Australii nadal siłą rozpędu płynął strumień ludzi. Abbott z „zatrzymania łodzi” uczynił jedno z głównych zadań swojego rządu i jeszcze bardziej zaostrzył politykę.
Obecnie działa tak zwana Operacja Sovereign Borders, która została rozpoczęta we wrześniu 2013 roku. Do walki z imigrantami zaprzęgnięto wojsko, które jest głównym wykonawcą nowej polityki „zero tolerancji”. Nadrzędnym celem jest zawracanie z drogi łodzi przemytników ludzi. Władze chcą uniknąć zatrzymywania imigrantów, którzy po zesłaniu do obozów stają się długotrwałym „problemem”.
Prowadzona jest też kampania informacyjna, głównie na Sri lance oraz w Indonezji, gdzie za australijskie pieniądze lokalne władze mają przekonywać ludzi, iż nie ma sensu wybierać się w ryzykowną podróż do Australii, bowiem i tak nigdy nie uda się do niej dotrzeć. Równocześnie wspierana jest walka z gangami przemytników ludzi.
Jak twierdzi rząd Abbotta, takie działania przyniosły wymierny skutek. Liczba nielegalnych imigrantów, którzy dostali się morzem do Australii, od początku 2014 roku ma wynosić zero. Jednocześnie coraz mniej ludzi ma przebywać w obozach na Nauru i Manaus. Obecnie ma być ich mniej niż dwa tysiące. Według Abbotta wskazuje to dość jednoznacznie na sukces jego polityki i skuteczność ostrego przeciwdziałania nielegalnej imigracji.
W szarej strefie prawa
Australijskie rozwiązanie ma jednak ciemną stronę i nie chodzi tu tylko o warunki w obozach oraz bezprawne zsyłanie do nich tysięcy ludzi. Operacja Sovereign Borders jest otoczona szczelną zasłoną tajemnicy. Władze praktycznie nie udzielają informacji o tym, jak właściwie wygląda „zawracanie” łodzi przemytników. Zgodnie z prawem międzynarodowym mogą one płynąć gdzie chcą i teoretycznie flota Australii nie ma prawa nikogo zatrzymywać czy zmuszać do zmiany kursu. Można się jedynie domyślać jakie środki stosuje wojsko.
Nieco światła na działania Australijczyków rzuca historia z lipca 2014 roku, kiedy do mediów przedostała się informacja, że jednostka ze 157 osobami na pokładzie została zatrzymana opodal wyspy Bożego Narodzenia. Zmierzający do Australii nielegalni imigranci zostali zaaresztowani na pokładzie okrętu służb celnych, ale władze początkowo zaprzeczały ich istnieniu. Wobec nagłośnienia sprawy, po trzech tygodniach zdecydowano się jednak przetransportować ich do obozu przejściowego na terytorium Australii, gdzie dano im możliwość powrotu do Indii lub na Sri Lankę. Ponieważ imigranci odmówili, zesłano ich na Nauru.
Według australijskich mediów, przynajmniej w części przypadków, zatrzymani na morzu imigranci oraz przemytnicy są zmuszani do opuszczenia swoich statków i przejścia do uprzednio kupionych przez rząd Australii łodzi ratunkowych. Chodzi przy tym o specjalistyczne małe jednostki, praktycznie niezatapialne, z własnym napędem i zapasem wody oraz żywności. Łodzie są eskortowane do wybrzeży Indonezji i tam zostawiane z małym zapasem paliwa, wystarczającym na dotarcie do brzegu. Zimą 2014 roku opisano dwa takie przypadki „zawrócenia” około stu imigrantów.
Władze Australii twierdzą, że takie metody są bardzo skutecznie i uprzednio prężnie działający biznes przemytników ludzi został całkowicie zdemontowany. Nielegalni imigranci czekający na transport w Indonezji i na Sri Lance mieli wrócić do swoich ojczystych stron.
Autor: Maciej Kucharczyk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Australian Customs and Border Protection Service