Determinacja Londynu w sprawie utrzymania Falklandów jest nieugięta - oświadczył brytyjski premier David Cameron w czwartek, w 30. rocznicę wygranej wojny z Argentyną o archipelag u wybrzeży Patagonii. Z kolei prezydent Argentyny Cristina Fernandez powiedziała, że fakt, iż Falklandy pozostają pod władzą Londynu "jest afrontem dla świata, o którym wszyscy marzymy".
Tego samego dnia, w którym zabrał głos Cameron, odezwała się prezydent Argentyny Cristina Fernandez. Podziękowała w deklaracji zamieszczonej na łamach prasy argentyńskiej "ponad 70 krajom za poparcie sprawy suwerenności Malwinów".
Cristina Fernandez ogłosiła deklarację na kilka godzin przed przedstawieniem swego stanowiska w ONZ-owskiej Komisji ds. Dekolonizacji w Nowym Jorku. Szefowa państwa argentyńskiego postanowiła wykorzystać swe wystąpienie w Komisji do upomnienia się o wykonanie ONZ-owskiej uchwały 2065 wzywającej do rozwiązania problemu suwerenności Falklandów/Malwinów w formie negocjowanej.
Fernandez oświadczyła przed Komisją, że fakt, iż Falklandy pozostają pod władzą Londynu "jest afrontem dla świata, o którym wszyscy marzymy".
- Jak może to być część terytorium brytyjskiego, jeśli odległe jest o 14 tys. mil (od Wielkiej Brytanii) - zapytała.
Apel o rozmowy Prezydent Argentyny wykluczyła możliwość ponownego konfliktu zbrojnego, natomiast zaapelowała do Wielkiej Brytanii o zgodę na rozpoczęcie dwustronnych rozmów na temat przyszłości Falklandów. - Nie prosimy o wiele. Prosimy tylko o rozmowy. Nie żądamy aby ktokolwiek powiedział: "Tak, Malwiny należą do Argentyny" - powiedziała Fernandez.
Wyraziła też dezaprobatę dla faktu, iż brytyjski premier David Cameron uczcił zakończenie konfliktu sprzed 30 lat wywieszeniem flagi Falklandów nad jego oficjalną rezydencją. - Czuję się zażenowana obserwując to z daleka, bowiem wojny nie powinny być powodem do uroczystości, czy rocznic - oświadczyła prezydent Argentyny przypominając setki ofiar śmiertelnych 74-dniowego konfliktu o wyspy. Oskarżyła też Wielką Brytanię o to, że wykorzystuje swoją pozycję stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ i "rozpowszechnia kłamstwa na temat Falklandów".
Wystąpienie Cristiny Fernandez przypadło w trzydziestą rocznicę kapitulacji argentyńskich oddziałów, które 2 kwietnia 1982 r., na rozkaz rządzącej wówczas w Buenos Aires junty wojskowej, zajęły archipelag, dając początek wojnie, która trwała do 14 czerwca. Zginęło w niej 649 Argentyńczyków, 255 Brytyjczyków i trzech mieszkańców wysp.
Zakaz dla statków pod falklandzką banderą Napięcie między Argentyną a W. Brytanią zaostrzyło się w ub.r. wskutek decyzji krajów należących do Mercosur, Wspólnego Rynku Krajów Ameryki Południowej (Argentyna, Urugwaj, Paragwaj i Brazylia). Zakazały one statkom pod banderą falklandzką wpływania do swych portów.
Na razie kończy się to jednak zazwyczaj na wypisywaniu niewielkich mandatów kapitanom tych jednostek. Do zaostrzenia napięcia przyczyniła się również wizyta księcia Williama na archipelagu. Udał się tam, aby przejść przeszkolenie wojskowe. Na wody w pobliżu wysp wpłynął również brytyjski niszczyciel z floty Południowego Atlantyku.
Zdecydują mieszkańcy? Według Waltera Oppenheimera, autora korespondencji ze Stanley, stolicy Falklandów, która ukazała się niedawno na łamach madryckiego dziennika "El Pais", zasadnicze znaczenie dla przyszłości archipelagu może mieć opinia jego mieszkańców. Ludność archipelagu, utrzymująca się głównie z rybołówstwa, składa się z 3 140 osób. 61,3 proc. tam się urodziło, 29 proc. pochodzi z W. Brytanii, 6,5 proc. to Chilijczycy i 2,6 proc. - Hiszpanie. Zareagowali oni na ponowny wzrost napięcia wokół archipelagu, wywieszając w Stanley i innych osiedlach wysp tysiące brytyjskich chorągiewek.
Autor: MAC//bgr / Źródło: PAP