Szara smuga przy głowie Trumpa. "Ujęcie jedno na milion"

Źródło:
New York Times

Fotoreporter "New York Timesa", relacjonujący sobotni wiec Donalda Trumpa w Pensylwanii, podczas którego doszło do próby zamachu na kandydata republikanów, prawdopodobnie uchwycił na zdjęciu pocisk przelatujący obok głowy byłego prezydenta USA - donosi nowojorski dziennik, powołując się na analizę byłego agenta FBI.

  • Podczas sobotniego wiecu wyborczego Donalda Trumpa w Butler w Pensylwanii padły strzały. Według FBI była to próba zamachu na kandydata republikanów. Do ataku doszło o godzinie 18.15 czasu miejscowego (00.15 w niedzielę w Polsce).
  • Były prezydent został postrzelony "w górną część prawego ucha".
  • Trump został sprowadzony ze sceny przez agentów Secret Service. Jak przekazano, jego obrażenia nie są poważne. Były prezydent opuścił już szpital.
  • Służby podały, że napastnik nie żyje, zginął także jeden z uczestników wiecu, zaś dwie kolejne osoby zostały ranne i są w stanie krytycznym.
  • Secret Service twierdzi, że zamachowiec oddał "wiele strzałów". Amerykańskie media donoszą, że znajdował się na dachu budynku zakładów przemysłowych oddalonego od sceny o około 120 m.
  • FBI podało, że sprawca to 20-letni Thomas Matthew Crooks. Jego motywy nie są znane. Nie wiadomo także, czy działał sam.
  • Z Trumpem rozmawiał telefonicznie prezydent Joe Biden. Wcześniej wygłosił on przemówienie, w którym potępił atak na swojego rywala.

Według "New York Timesa", wygląda na to, że fotograf dziennika Doug Mills uchwycił swoim obiektywem kulę przelatującą obok Donalda Trumpa. Gazeta powołuje się na ocenę Michaela Harrigana, emerytowanego agenta FBI.

Na zdjęciu widać szarą smugę na tle błękitnego nieba, na wysokości głowy byłego prezydenta. - To z pewnością może wskazywać na ruch powietrza pod wpływem pocisku - powiedział Harrigan po dokładnym przeanalizowaniu zdjęć Millsa z wiecu. Dodał, że "kąt wydaje się nieco niski", jak na to, że pocisk miał ułamki sekund wcześniej trafić w ucho Trumpa, ale zaznaczył, że "nie jest to niemożliwe, jeśli sprawca oddał wiele strzałów".

"Prosta balistyczna matematyka"

Zdaniem byłego agenta FBI, "prosta balistyczna matematyka" dowodzi, że uchwycenie lecącego pocisku w sposób, w jaki zrobił to fotoreporter "New York Timesa", jest możliwe

"Mills wykonał zdjęcie przy użyciu aparatu cyfrowego Sony zdolnego do zapisywania obrazu z szybkością do 30 klatek na sekundę. Czas naświetlania wynosił 1/8000 sekundy, to niezwykle szybko jak na standardy branżowe" - zauważa "NYT".

Kolejnym czynnikiem, który należy wziąć pod uwagę jest prędkość pocisku, wystrzelonego z broni palnej. Służby podały, że przy ciele napastnika znaleziono karabin półautomatyczny typu AR-15. - Jeśli sprawca strzelał z karabinu typu AR-15, używane przez niego pociski kalibru 0,223 lub 5,56 milimetra, w momencie opuszczenia lufy poruszają się z prędkością około 3200 stóp na sekundę - zauważył Harrigan. Jak analizował, jeżeli migawka aparatu była otwarta przez 1/8000 sekundy, oznacza to, że w tym czasie pocisk mógł przebyć około 12 cm.

"Ujęcie jedno na milion"

Ekspert zwrócił uwagę, że do robienia zdjęć pocisków w locie wykorzystuje się "niezwykle szybkie, specjalistyczne aparaty, których z reguły nie używa się w zwykłej fotografii". - Tym samym uchwycenie pocisku po bocznej trajektorii, jak widać na tym zdjęciu, byłoby ujęciem jednym na milion i prawie niemożliwym do wykonania, nawet wiedząc, że pocisk się zbliża - powiedział.

- Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, jeśli to (zdjęcie - red.) nie ukazuje toru lotu pocisku w powietrzu, nie wiem, co innego miałoby przedstawiać - dodał Harrigan.

"Nie przestawałem robić zdjęć"

- To był bardzo typowy wiec - relacjonował później Doug Mills. Jak mówił, Trump spóźnił się około godziny. Gdy pojawił się na scenie, przez dłuższą chwilę machał do tłumu zwolenników, jak to ma w zwyczaju.

- Była tam grupa fotografów, może było nas z czterech, którzy przebywali w tak zwanej strefie buforowej, zaledwie parę metrów od byłego prezydenta. Wszyscy przepychaliśmy się, próbując zrobić zdjęcia - opowiadał. Nagle rozległ się strzały. - W pierwszej chwili myślałem, że to samochód. Broń to była ostatnia rzecz, jaka przyszła mi do głowy - mówił fotograf.

Donald Trump zaatakowanyPAP/EPA/DAVID MAXWELL

- Ciągle robiłem zdjęcia. On (Trump - red.) skrył się za mównicą. Pomyślałem: o mój Boże, coś się stało - wspominał. Jak relacjonował, chwilę później na scenę wbiegli agenci i całkowicie zasłonili Trumpa. - Słyszałem, jak krzyczą: "sir, sir sir!". Potem - kontynuował - na scenie pojawili się członkowie Secret Service z karabinami automatycznymi.

- Przemieszczałem się z jednej strony sceny na drugą, próbując znaleźć miejsce, z którego będę go widział. To właśnie wtedy wstał i uniósł do góry zaciśniętą pięść. Pomyślałem: on żyje! - opowiadał fotograf. Jak mówił, na twarzy byłego prezydenta dostrzegł ślady krwi. - Nie przestawałem robić zdjęć - wspominał.

Jak mówił, choć na zdjęciu z pięścią w górze Trump "wygląda na twardziela, na następnym ujęciu widać było, że jest wyczerpany i zszokowany".

Autorka/Autor:momo

Źródło: New York Times