Mieszkańcy Tajlandii przechodzą przez najgorszy kryzys w historii narodu. W skonfliktowanym politycznie społeczeństwie zmarły w czwartek król Rama IX jednoczył wszystkich mieszkańców. Wstąpił na tron w 1946 roku, po niewyjaśnionej śmierci swego brata. Dla większości Tajlandczyków Bhumibol Adulyadej był jednym monarchą, jakiego znali. - Odkąd usłyszałam tę straszną wiadomość, czuję się zagubiona. Jakby ktoś wbił mi nóż w serce - mówi przez łzy Yanee Premsungya, 27-letnia mieszkanka Bangkoku. Te słowa to nie przesada - król przez wielu był traktowany jak półbóg, wszechwiedzący ojciec narodu. - Można go zdecydowanie porównać pod względem oddziaływania na społeczeństwo do tego, kim był dla Polaków Jan Paweł II, kiedy żył - ocenia prof. Bogdan Góralczyk, były ambasador RP w Bangkoku.
Rok żałoby
Po śmierci Ramy IX żałoba ma potrwać rok. Przez miesiąc flagi państwowe zostaną opuszczone do połowy masztów. Bary, restauracje i sklepy albo zostaną zamknięte, albo będą pracować krócej. Władze zakazały na 30 dni organizowania koncertów, festiwali, wydarzeń sportowych. Na miesiąc zamknięto także kina i dyskoteki. Ograniczona zostanie sprzedaż alkoholu, ograniczony zostanie również dostęp do królewskich zabytków Bangkoku. Żałoba w Tajlandii oznacza zmiany także dla turystów. Przez najbliższe dni turyści powinni zachowywać się spokojnie, z szacunkiem, nosić ciemne, skromne ubrania. Nie powinni także komentować bieżącej sytuacji w Tajlandii, a także powstrzymać się od komentarzy ws. rodziny królewskiej. - Wszelkiego rodzaju przejawy ekstrawagancji w tym miesiącu są przeciwwskazane, gdyż mogą pociągnąć za sobą obrazę majestatu - tłumaczy prof. Góralczyk. Za obrazę majestatu rodziny królewskiej grozi nawet 15 lat więzienia. Za przestępstwo może być uznane teraz nawet dyskutowanie o tym, kto zastąpi Ramę IX.
Kłopotliwy następca tronu
Tu pojawia się kolejny problem Tajlandii. Następca tronu, 64-letni Maha Vajiralongkorn nie jest lubiany przez obywateli tak jak Rama IX. Zarzuca mu się, że lubi korzystać z majątku ojca. Sam zainteresowany poprosił, według relacji premiera Tajlandii, by zanim zostanie oficjalnie koronowany, dać mu czas na żałobę. - Następca tronu "potwierdził, że jest świadom swojego obowiązku" i będzie sprawował funkcję, "gdy nadejdzie właściwy czas" - mówił premier Prayuth Chan-ocha. Tłumaczył, że książę potrzebuje czasu, by wraz z narodem przeżyć żałobę.Następca tronu przez większość dorosłego życia mieszkał w Niemczech. Ma wojskowe wykształcenie, które zdobył m.in. w Royal Military College, Duntroon, w Australii. W ostatnich latach często zastępował swego ojca podczas oficjalnych uroczystości, ale rzadko zabierał głos.
Autor: kło/ja / Źródło: Fakty z zagranicy, PAP