"Z całym szacunkiem, to stek bzdur". Debata kandydatów na wiceprezydentów


Kandydaci na wiceprezydentów w wyborach prezydenckich w USA spotkali się w przedwyborczej debacie telewizyjnej. Skuteczność demokraty Joe Bidena i republikanina Paula Ryana może pomóc lub zaszkodzić ich szefom. Biden zaczął dość ostro komentując zarzuty Ryana jako "stek bzdur".

Debatę w Danville w stanie Kentucky, która rozpoczęła się o godzinie 21 (3 czasu polskiego), poprowadziła dziennikarka telewizji ABC Martha Raddatz. Była to jedyna debata wiceprezydencka w tegorocznej kampanii wyborczej. Jej głównym tematem okazała się polityka zagraniczna.

W pierwszych minutach spotkania kandydat na wiceprezydenta Mitta Romneya ostro skrytykował politykę zagraniczną prezydenta Baracka Obamy i oskarżył obecną administrację o rozpowszechnianie w świecie wizerunku słabej Ameryki.

- Z całym szacunkiem, to stek bzdur - odpowiedział na to Biden, pełniący obecnie funkcję wiceprezydenta i wraz z Obamą ubiegający się o drugą kadencję. Obama poskromi Iran? Biden zapewniał, że administracja Obamy nie pozwoli, aby Iran zdobył broń jądrową. Sztab Romneya często atakuje Obamę, że za słabo naciska na Teheran w tej kwestii. - Izraelczycy i Amerykanie, tak jak wszystkie wojskowe służby wywiadowcze, doszli do tego samego wniosku w kwestii jak blisko jest Iran do zdobycia broni nuklearnej. Jest wciąż dość daleko - uspokajał Biden. Ryan zaatakował z kolei politykę Obamy wobec Iranu: - Ajatollahowie myślą sobie: możemy budować bombę. Biden ripostował, że sankcje na Iran uchwalone z inicjatywy administracji działają, bo gospodarka tego kraju przeżywa kryzys.

Mówiąc o powstaniu w Syrii, Ryan zarzucił rządowi Obamy, że na jego początku nazwał prezydenta Baszara el-Asada "reformatorem" i potem czekał, aż kryzys rozwiąże ONZ, gdzie Rosja blokuje ostrzejsze posunięcia wobec reżimu syryjskiego. Zapytany jednak przez prowadzącą debatę dziennikarkę, co Republikanie zrobiliby innego, powtórzył: - Nie nazwalibyśmy Asada reformatorem i nie liczylibyśmy na ONZ. Biden przypomniał, że USA pomagają opozycji syryjskiej, która dostaje broń od krajów arabskich. Powiedział też, że krytykując politykę administracji na Bliskim Wschodzie republikanie sugerują "nową wojnę". Ryan podkreślał, że "nikt nie proponuje" interwencji wojskowej w Syrii. Zapytany kiedy, według niego, zagraniczna interwencja zbrojna USA jest uzasadniona, odpowiedział: - Tylko w obronie strategicznych interesów narodowych USA.

Nieprzekraczalny termin

Kongresman zarzucił administracji Obamy, że niepotrzebnie ogłosiła 2014 r. jako nieprzekraczalny termin wycofania wojsk USA z Afganistanu. - Nie można stracić zdobyczy, które już tam mamy. Chcemy, żeby transfer w 2014 r. był udany, dlatego trzeba zapewnić dowódcom to, czego chcą - powiedział. Argumentował, że wyznaczenie harmonogramu ewakuacji wojsk zachęca talibów, żeby "przeczekali Amerykanów" do 2014 r.

Ryan odnosił się do sygnałów, że wojna w Afganistanie daleka jest od rozstrzygnięcia i do argumentów, że pochopne wycofanie wojsk grozi ponownym opanowaniem tego kraju przez islamskich ekstremistów. Biden ripostował, że trzeba było wyznaczyć terminarz ewakuacji wojsk, w celu zmobilizowania Afgańczyków, aby sami wzięli na siebie zadania ochrony bezpieczeństwa w swoim kraju. - Naszym celem było zdziesiątkowanie Al-Kaidy, zabicie Osamy bin Ladena, co zrobiliśmy. Zgodziliśmy się na wycofanie wojsk, bo to obowiązek Afgańczyków zająć się bezpieczeństwem Afganistanu. 49 państw-naszych sojuszników popiera nasze stanowisko w tej sprawie - oświadczył.

Nazywanie spraw po imieniu

Obaj kandydaci sprzeczali się między innymi w kwestii zamachu na konsulat w Bengazi. Biden zarzekał się, iż administracja Obamy uczyni wszystko, aby "dostać" odpowiedzialnych za atak terrorystów i dokładnie wyjaśnić sprawę. Ryan ironizował, mówiąc, że samo przyznanie prezydenta, że był to atak terrorystyczny zajęło dwa tygodnie. Krytykował też zabezpieczenie placówki. - Nasz ambasador w Paryżu ma oddział broniących go marines. Nie powinniśmy mieć takiego oddziału w Bengazi, gdzie wiadomo, że Al-Kaida ma swoje komórki? - pytał Ryan.

Spór o gospodarkę Ryan przedstawił czarny obraz sytuacji ekonomicznej USA za rządów Obamy i zarzucił mu, że ponosi za to winę.

- Gospodarka ledwo posuwa się do przodu. Zmierzamy w złym kierunku. Nie tak wygląda prawdziwa poprawa po recesji.(...) Prezydent Obama nie przedstawił żadnego wiarygodnego planu. Wygłaszał tylko przemówienia. To właśnie otrzymaliśmy od tej administracji - przemówienia, a nie przywództwo - nacierał kongresman. Dodał, że w rodzinnym mieście Bidena, Stranton w Pensylwanii, bezrobocie sięga 10 procent.

- Źle czyta pan statystyki. Bezrobocie (w kraju) spada - ripostował wiceprezydent. Według najnowszego komunikatu rządu, bezrobocie zmniejszyło się do 7,8 procenta, ale drugie tyle Amerykanów nie ma pracy na pełnym etacie i zarabia dużo mniej niż przed kryzysem.

Biden podkreślił zagrożenia dla klasy średniej łączące się, jego zdaniem, z planem budżetowym Romneya i Ryana. Mówił m.in. o perspektywie radykalnych cięć programów społecznych i strat finansowych emerytów w razie wcielenia w życie republikańskiej reformy federalnego funduszu ubezpieczeń zdrowotnych dla osób starszych, tzw. Medicare.

- Kongresowe Biuro Budżetowe obliczyło, że będzie ona kosztować emerytów ponad 6000 dolarów rocznie - powiedział.

Ryan replikował, że trzeba zreformować Medicare i państwowy fundusz emerytalny Social Security, "ponieważ one bankrutują". Podkreślił, że plan Republikanów zmierza do zmniejszenia rosnącego deficytu budżetowego. Deficytowe dziedzictwo

Biden przypomniał, że demokratyczna administracja odziedziczyła fatalną sytuację gospodarki po republikańskiej ekipie prezydenta George'a W. Busha i przyczyniła się do niej polityka republikanów w Kongresie.

- Mówią (republikanie - red.) o recesji tak, jakby spadła ona z nieba. A przyczynił się do tego ten człowiek - tu Biden wskazał na Ryana - "który głosował za sfinansowaniem na kredyt dwóch wojen" - powiedział.

Ryan był przewodniczącym Komisji Budżetowej Izby Reprezentantów i, jak inni Republikanie, sprzeciwiał się podniesieniu podatków na wojny w Iraku i Afganistanie, co powiększyło deficyt.

Biden atakował też republikański plan obniżenia podatków obejmujący również najzamożniejszych Amerykanów. - Milionerzy nie potrzebują pomocy, klasa średnia jej potrzebuje - powiedział. Dodał, że Demokraci chcieli stymulować wzrost gospodarki przez cięcia niektórych podatków, ale nie od bogaczy. Plan ten zablokowali w Kongresie Republikanie.

"Ja zawsze mówię to, co myślę"

Biden przypomniał słabości prezydenckiej kampanii Republikanów, m.in. gafy ich kandydata do Białego Domu, Mitta Romneya. Wzbraniał się przed tym sam Obama w przegranej debacie w Denver z kandydatem GOP.

Wiceprezydent wypomniał m.in. Romneyowi jego osławioną wypowiedź, że 47 procent Amerykanów nie płaci podatków - co nie jest prawdą - i naciąga państwo na zasiłki socjalne.

- No cóż, z pana ust słowa (też) nie zawsze wypływają właściwie - odciął się Ryan w obronie prezydenckiego kandydata. Była to aluzja do werbalnych potknięć Bidena. - Ja zawsze mówię to, co myślę - odpowiedział wiceprezydent.

Zaszkodzą czy pomogą?

Ryan od wielu dni ćwiczył w Wirginii przed konfrontacją z Bidenem. Wiceprezydent przebywał w swym macierzystym stanie Delaware, gdzie do debaty przygotowywał się z doradcą prezydenta Obamy, Davidem Axelrodem.

Biden uchodzi za rutynowanego, sprawnego dyskutanta, doskonale zorientowanego w problemach krajowej i międzynarodowej polityki. Zanim został wiceprezydentem, przez 36 lat zasiadał w Senacie, w tym przez pewien czas jako przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych. Ryan, młodszy od niego o ponad 20 lat, ma znacznie krótszy staż w Kongresie. Jest tam jednak przewodniczącym ważnej Komisji Budżetowej, więc swobodnie porusza się w tajnikach finansów państwa.

Autor: mk,jak//kdj,mtom/k / Źródło: PAP, Reuters

Raporty: