Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan powiedział w piątek, że chce nowych wyborów do parlamentu, które miałyby się odbyć 1 listopada. W niedzielę mija termin sformowania koalicji po czerwcowych wyborach, lecz podejmowane dotychczas próby nie dały rezultatu.
- Jeśli Bóg pozwoli, Turcja pójdzie do nowych wyborów powszechnych 1 listopada - powiedział prezydent dziennikarzom, wychodząc z meczetu w Stambule.
Zapowiadając wybory, szef państwa - jak pisze agencja prasowa AFP - skorzystał ze swych prerogatyw wynikających z konstytucji i ominął rozporządzenie przewidujące, że na temat możliwości nowych wyborów wypowiada się parlament.
W obecnej sytuacji krajowi należy do czasu wyborów zapewnić rząd tymczasowy złożony z przedstawicieli partii zasiadających w parlamencie. Erdogan zastrzegł jednak, że jeśli zajdzie potrzeba, gabinet zostanie sformowany z udziałem sił pozaparlamentarnych.
Parlament bez większości
Po czerwcowych wyborach, w których rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) straciła większość pozwalającą jej rządzić samodzielnie, prezydent powierzył misję utworzenia koalicji premierowi Ahmetowi Davutoglu. Ten zrezygnował z misji po nieudanych próbach.
Teoretycznie prezydent mógł zwrócić się o utworzenie rządu do szefa drugiej pod względem wielkości partii, opozycyjnej Partii Ludowo-Republikańskiej (CHP), Kemala Kilicdaroglu. Erdogan oświadczył jednak, że "nie zamierza tracić czasu" na kogoś, kto nie uznaje prezydenta.
Erdogan, współzałożyciel AKP, od dawna był uważany za zwolennika przyspieszonych wyborów, w których jego partia mogłaby odzyskać większość absolutną. Agencje od jakiegoś czasu zwracały uwagę, że w szeregach AKP wrosły na to nadzieje w związku z sondażami, które dają oczekiwane zwycięstwo AKP.
Krytycy prezydenta twierdzą, że chce on wykorzystać ofensywę przeciw Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) do zdobycia poparcia nacjonalistów i przygotowania gruntu pod przyspieszone wybory.
Autor: fil/r / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: wiki (public domain) | R4BIA.com