Wbrew większości sondaży i analiz rządząca od 2002 r. w Turcji konserwatywno-islamistyczna Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) zdecydowanie wygrała niedzielne wybory parlamentarne, odzyskując absolutną większość - na podstawie wyników po przeliczeniu 98,8 proc. głosów.
Według nieoficjalnych wciąż rezultatów, które jednak najpewniej już się zasadniczo nie zmienią, AKP otrzymała 49,4 proc. głosów, co przekłada się na 316 mandatów w liczącym 550 miejsc parlamencie.
Wyniki za 10 dni
Na główne ugrupowanie opozycyjne, socjaldemokratyczną Partię Ludowo-Republikańską (CHP) głos oddało 25,4 proc. wyborców (134 mandaty). W porównaniu z czerwcowymi wyborami straciły prawicowa Nacjonalistyczna Partia Działania (MHP), uzyskując 12 proc. (41 mandatów; w poprzednich wyborach 16 proc.), a także prokurdyjska, lewicowa Ludowa Partia Demokratyczna (HDP), otrzymując 10,6 proc. (59 mandatów; ponad 13 proc.). Próg wyborczy wynosi 10 proc.
Ostateczne wyniki zostaną podane w ciągu 11-12 dni - poinformował wieczorem szef Najwyższej Komisji Wyborczej Turcji Sadi Guven.
Dzień zwycięstwa
Premier Ahmet Davutoglu mówił wieczorem na wiecu w mieście Konya w środkowej Turcji, że "niedziela jest dniem zwycięstwa i należy do narodu". Wezwał kraj do jedności, podkreślając, że "dzisiaj nikt nie powinien się czuć przegrany".
W Stambule na główną ulicę Istiklal wylegli rozradowani zwolennicy AKP. - Bardzo się cieszę ze zwycięstwa naszej partii. To samo czują wszyscy moi koledzy – powiedział młody sprzedawca.
Rewanż partii
Obecny wynik jest dla AKP swego rodzaju rewanżem za wybory z 7 czerwca, gdy partia zdobyła 40,9 proc. głosów, tracąc absolutną większość po raz pierwszy od 13 lat - zwracają uwagę komentatorzy w Turcji.
Według wielu analityków prezydent Recep Tayyip Erdogan pozwolił, by rozmowy na temat utworzenia ewentualnego rządu koalicyjnego przedłużały się, aż upłynął termin sformowania gabinetu i trzeba było zgodnie z prawem rozpisać nowe wybory.
Klincz polityczny
Czas od czerwcowych wyborów upływał na targach koalicyjnych AKP z trzema partiami opozycyjnymi: CHP, HDP i MHP, co doprowadziło do swego rodzaju klinczu politycznego. Powstał co prawda rząd tymczasowy Ahmeta Davutoglu, ale do niedzielnego głosowania retoryka władz skupiała się na "braku stabilizacji politycznej" z powodu utraty większości w parlamencie. Według ekspertów właśnie przez to wyborcy w niedzielę powrócili do AKP i powierzyli jej mandat do stworzenia jednopartyjnego rządu. Oddając głos w rodzinnym Stambule, Erdogan mówił, że wybory są "ważne ze względu na niepewny wynik głosowania z 7 czerwca". - Jest oczywiste, jak wiele znaczy stabilizacja dla naszego kraju - wskazał.
Słabsza HDP
Kolejną niespodzianką wyborów okazał się słabszy wynik HDP, która w czerwcu po raz pierwszy dostała się do parlamentu, przekroczywszy wysoki 10-procentowy próg wyborczy. Jeśli HDP utrzyma wynik 10,6 proc., to ledwo przekroczy próg, zdobywając 59 deputowanych - wskazują komentatorzy. Jeśli go nie przekroczy, oddane na nią głosy zgodnie z ordynacją otrzyma partia z najlepszym wynikiem. AKP może wówczas uzyskać nawet większość kwalifikowaną (367 mandatów), potrzebną do zmiany konstytucji; chce tego Erdogan, by móc wprowadzić system prezydencki.
Współprzewodnicząca HDP Figen Yuksekdag powiedziała na konferencji prasowej w Ankarze, że wyborczy wynik jej ugrupowania w niedzielę to skutek celowej polityki polaryzowania społeczeństwa przez prezydenta. Zapowiedziała, że HDP przeanalizuje spadek poparcia od czerwcowych wyborów. Zaznaczyła, że przekroczenie progu wyborczego jest mimo wszystko sukcesem.
Rozczarowanie wyborców
W małej restauracji przy jednej z bocznych ulic Stambułu zebrało się kilku zwolenników HDP. - Miało nas być więcej, tak jak w czerwcu. Mieliśmy razem świętować. Ale gdy moi przyjaciele zobaczyli wyniki, postanowili wrócić do domu – mówi 28-letnia Selda Bektas, dodając, że też jest bardzo rozczarowana. - Właśnie rozmawiałam z moim chłopakiem przez telefon i mówiliśmy, że będziemy musieli chyba wyjechać z Turcji. Na naszych oczach nasz świat wali się w gruzy. Boimy się, że wkrótce nie zostanie tu już nic, z czym będziemy się mogli identyfikować - podkreśla.
Internautka Aysenur pisze, że "wolałaby jednopartyjny rząd, ale nie AKP". "Byłabym szczęśliwa, gdyby MHP rządziła sama" - dodaje. "Głosowałem i zawsze będę głosował na HDP, ponieważ jest jedną z partii, które mogą przynieść Turcji pokój" - pisze 20-letni Onder, pochodzący - jak zaznacza - z północnego Kurdystanu. Ugur pisze z kolei, że "we wcześniejszych wyborach głosował na MHP, ale teraz poparł AKP z powodu braku stabilności". "Myślę, że jeśli w Turcji będzie system prezydencki, nastąpi też odprężenie. MHP mówi, że jest nacjonalistyczna, myśli o państwie. Ale nie można uprawiać polityki, mówiąc wszystkiemu "nie" (w rozmowach koalicyjnych po wyborach 7 czerwca - red.)" - podkreśla.
Poparcie narracji partii rządzącej
- Mamy raczej zaskakujący wynik, który głównie można tłumaczyć tym, że tureccy wyborcy poparli narrację partii rządzącej AKP, że w kraju była stabilizacja, gdy u władzy był jednopartyjny rząd - skomentował wynik wyborów Sinan Ulgen, były turecki dyplomata.
- Biorąc pod uwagę tendencje w sondażach przedwyborczych mamy zatem zdecydowane zwycięstwo (rządzącej od 2002 r. konserwatywno-islamistycznej) AKP i samego prezydenta Erdogana, który wydaje się, że był architektem tej całej strategii zorganizowania powtórnych wyborów, a więc i w pewnym sensie obstrukcji wobec partii opozycyjnych po czerwcowych wyborach i wtłoczenia Turcji w cykl przedterminowego głosowania - podkreśla szef szef stambulskiego think-thanku EDAM.
Brakuje stabilizacji
Wskazuje, że chodzi nie tylko o narrację dotyczącą stabilizacji w kraju, ale również o kwestie bezpieczeństwa. To w jego opinii głównie zmieniło wynik.
- Ponadto, jeśli spojrzymy na pewne odejście głosów, zarówno z partii prokurdyjskiej, lewicowej HDP, jak i nacjonalistycznej MHP, na rzecz poparcia dla AKP, od czasu czerwcowych wyborów, to pokazuje to, na co ludzie zwracali uwagę – że w kraju nie ma stabilizacji. I uważali, że może ją zapewnić jednopartyjny rząd - dodaje Ulgen.
Spytany, jaki sygnał dają wyniki niedzielnego głosowania w związku z ostatnimi przypadkami łamania praw człowieka, wolności słowa i mediów oraz licznymi zatrzymaniami w Turcji, ekspert mówi: - Oznacza to, że tureckie społeczeństwo pragnie przede wszystkim zabezpieczenia stabilizacji w kraju, chce spokoju i bezpieczeństwa. I być może stawia to ponad możliwość uzyskania więcej praw, wolności i demokracji.
Kontynuacja polityki wobec UE
Zdaniem Ulgena niedzielne wybory w Turcji nie zmieniają zatem niczego w polityce tego kraju wobec Unii Europejskiej, w tym współpracy w kwestii kryzysu imigracyjnego, a także wobec innych zachodnich sojuszników. - Będziemy mieć do czynienia z kontynuacją tej polityki - powiedział.
- To samo dotyczy polityki Turcji na Bliskim Wschodzie, w regionie. To znaczy polityka zagraniczna może zmienić swą dynamikę, ale nie kierunek. Zwłaszcza, że tureccy wyborcy nieszczególnie kładli nacisk na zmiany w tej dziedzinie - konkluduje.
Nie chcieli koalicji
W poprzednich wyborach z 7 czerwca AKP utraciła - po 13 latach - większość absolutną w parlamencie, wynoszącą co najmniej 276 na 550 mandatów. AKP uzyskała wówczas 40,9 proc. głosów (258 mandatów), CHP - 132 mandaty (prawie 25 proc. głosów), a MHP i HDP – po 80 mandatów, uzyskując odpowiednio nieco ponad 16 i 13 proc. głosów.
Prezydent Recep Tayyip Erdogan, powiązany z AKP, rozpisał niedzielne wybory, ponieważ po poprzednich nie udało się sformować koalicji rządzącej; według niektórych analityków nie chciała tego sama AKP.
Autor: asz//rzw / Źródło: PAP