Trzy scenariusze dla Ukrainy. "2024 rok będzie trudniejszy"

Źródło:
BBC

W lutym miną trzy lata od zbrojnego ataku Rosji na Ukrainę. W ostatnich tygodniach byliśmy świadkami impasu na froncie. Czy 2024 rok przyniesie przełom w wojnie toczącej się za naszą wschodnią granicą? Oto trzy scenariusze na najbliższe 12 miesięcy.

Prezydent Wołodomyr Zełenski przyznał, że wiosenna ofensywa Ukrainy nie przyniosła spodziewanego sukcesu. Rosja nadal kontroluje 18 procent terytorium Ukrainy - zauważa BBC. Brytyjska stacja zapytała trzech ekspertów od wojskowości o możliwe scenariusze przebiegu konfliktu w Ukrainie w 2024 roku. 

CZYTAJ WIĘCEJ: Zełenski podsumowuje kolejny rok inwazji. "Ukraina odzyskała morze, niebo stało się bezpieczniejsze"

Wojna "nie może trwać bez końca"

Zdaniem Barbary Zanchetty z Wydziału Studiów Wojennych na King's College London perspektywa zakończenia wojny na Ukrainie pozostaje odległa. Zwraca ona uwagę, że w porównaniu z zeszłym rokiem "Władimir Putin jest silniejszy politycznie, bardziej niż militarnie".

"Sytuacja na polu bitwy pozostaje niepewna. W ostatnim czasie zimowa ofensywa Ukrainy spowolniła. Nie nastąpił jednak również przełom na rzecz Rosji. Bardziej niż kiedykolwiek wynik (wojny - red.) zależy od decyzji politycznych, podjętych daleko od centrum konfliktu - w Waszyngtonie i Brukseli" - czytamy w analizie. 

Ekspertka ocenia, że imponujący przejaw jedności Zachodu, jakiego byliśmy świadkami w 2022 i 2023 roku zaczyna się chwiać. "Pakiet amerykańskiej pomocy obronnej dla Ukrainy pozostaje zakładnikiem tego, co prezydent Biden słusznie nazwał "małostkową polityką" w Waszyngtonie. A przyszłość dalszej pomocy gospodarczej z Unii Europejskiej zdaje się być zależna od osobliwej postawy Węgier" - pisze Zanchetta.

I ostrzega, że niezdecydowanie Zachodu umacnia pozycję Putina, którego ostatnie publiczne wystąpienia dowodzą, że z jego perspektywy Rosja jest zaangażowana w długotrwały konflikt. "Czy więc Zachód będzie miał siłę i wytrzymałość, by nadal przeciwstawiać się jemu i temu, co reprezentuje?" - zastanawia się ekspertka. 

Jej zdaniem decyzja UE o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych z Ukrainą i Mołdawią ma nie tylko znaczenie symboliczne. "Oznacza niejawną kontynuację poparcia dla Kijowa, gdyż przyszłość Ukrainy w UE byłaby niemożliwa przy pełnym zwycięstwie Rosji" - stwierdza. Z kolei w Waszyngtonie, w jej ocenie, całkowita zmiana polityki jest "mało prawdopodobna", nawet mimo rosnących notowań Donalda Trumpa w sondażach przed wyborami prezydenckimi w USA. 

"Nie można jednak powiedzieć, że niedawne pęknięcia w obozie Zachodu są bez znaczenia. Dla Zachodu, a tym samym dla Ukrainy, 2024 rok będzie trudniejszy. W państwach demokratycznych utrzymanie długotrwałego konsensusu w kwestii zaangażowania w wojnę było zawsze bardziej skomplikowane niż w przypadku autokratów, którzy nie podlegają żadnej odpowiedzialności" - pisze ekspertka. I dodaje, że chociaż wojna z dużym prawdopodobieństwem będzie trwać przez cały 2024 rok, "nie może trwać bez końca".

W jej ocenie, w obliczu braku twardej i jednomyślnej postawy Zachodu, co wzmacnia pozycję Rosji, oraz utrzymaniu się Putina u władzy, "jedynym możliwym rezultatem będzie wynegocjowanie porozumienia, które obie strony nadal odrzucają".

Przed nami "rok konsolidacji"

Michael Clarke, były dyrektor generalny Royal United Services Institute, podkreśla, że w wyniku rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2022 roku na kontynent europejski powróciła "wielka wojna", a rozwój konfliktu w 2023 roku dowodzi również powrotu "wojny epoki przemysłowej".

Wojna epoki przemysłowej, według Clarke'a, przestawia dużą część, a niekiedy całość, gospodarek na produkcję materiałów wojennych, które stanowią priorytet dla krajów zaangażowanych w konflikt zbrojny. Zwraca uwagę, że budżet obronny Rosji potroił się od 2021 roku, a w przyszłym roku będzie pochłaniał aż 30 procent wszystkich wydatków rządu.

"To sprawi, że wojna w Ukrainie stanie się dłuższym i bardziej traumatycznym przedsięwzięciem niż cokolwiek, czego Europa doświadczyła od połowy ubiegłego wieku. Nadchodzący rok pokaże, czy to Rosja - i jej dostawcy z Korei Północnej i Iranu - czy Ukraina - i jej zachodni sojusznicy - będą zdolni i gotowi sprostać żarłocznych wymogom wojny epoki przemysłowej" - pisze Clarke. 

Jak przewiduje, siły rosyjskie mogą ponownie próbować przeprowadzić ofensywę na całej długości linii frontu, "choćby po to, by zabezpieczyć region Donbasu". Ukraina jego zdaniem prawdopodobnie będzie próbowała wykorzystać sukces, jakim było odzyskanie kontroli nad zachodnią częścią Morza Czarnego i jego ważnym szlakiem handlowym prowadzącym do Bosforu. Dodaje, że Kijów prawdopodobnie będzie także próbował zaskoczyć rosyjskich najeźdźców większą liczbą "niespodzianek militarnych", aby "wytrącić ich z równowagi" na niektórych obszarach.

W ocenie Clarke'a 2024 będzie prawdopodobnie "rokiem konsolidacji" zarówno dla Kijowa, jak i Moskwy. "Rosji brakuje sprzętu i wyszkolonego personelu, by rozpocząć strategiczną ofensywę przed wiosną 2025 roku. Tymczasem Ukraina potrzebuje zachodnich pieniędzy i wsparcia wojskowego, by kontynuować wojnę w przyszłym roku" - pisze ekspert. Dodaje, że Kijów mimo wszystko przygotowuje się do "serii wyzwoleńczych ofensyw".

Jak podkreśla Clarke, "wojna epoki przemysłowej to walka między społeczeństwami". "To, co dzieje się na polu bitwy, staje się ostatecznie jedynie symptomem tej walki" - wyjaśnia. Jak przewiduje, przebieg wojny w 2024 roku będzie decydował się "w Moskwie, Kijowie, Waszyngtonie, Brukseli, Pekinie, Teheranie i Pjongjangu bardziej niż w Awdijiwce, Tokmaku, Kramatorsku, czy na którymkolwiek ze zdewastowanych pól bitewnych na linii frontu".

Krym strategicznie kluczowy dla Ukrainy

Zdaniem generała Bena Hodgesa, byłego dowódcy amerykańskich wojsk lądowych w Europie, "Rosji brakuje zdecydowanej, przełomowej zdolności do zajęcia Ukrainy". Według niego Moskwa "zrobi wszystko, co w jej mocy, aby utrzymać to, co obecnie okupuje, wykorzystując czas na wzmocnienie swojej obrony, mając jednocześnie nadzieję, że Zachód straci wolę dalszego wspierania Ukrainy".

"Ale Ukraina nie przestanie (bronić się - red.). Walczy o przetrwanie i rozumie, co zrobi Rosja, jeśli (Ukraina - red.) się zatrzyma. Coraz więcej krajów europejskich mówi obecnie o potrzebie zwiększenia pomocy (dla Kijowa - red.) w świetle obaw, że USA słabną w swojej determinacji" - pisze Hodges. 

Przewiduje jednak, że na początku nowego roku Stany Zjednoczone "na nowo odkryją swój strategiczny kręgosłup i przyjmą pakiet pomocowy, którego zaakceptowanie zostało w grudniu opóźnione przez Kongres".

Jego zdaniem w nadchodzących miesiącach Ukraina, przygotowując się do odzyskania inicjatywy, podejmie następujące działania: odtworzy jednostki zniszczone miesiącami walk, co będzie niezbędne do wznowienia ofensywy; ulepszy system rekrutacji w Ukrainie, aby zmaksymalizować dostępny personel wojskowy; zwiększy produkcję amunicji i broni; poprawi swoją zdolność do obrony przed rosyjskimi działaniami w zakresie wojny elektronicznej.

Hodges zwraca uwagę, że już na początku lata Ukraina będzie mogła po raz pierwszy użyć amerykańskich myśliwców F-16, co ma wzmocnić ukraińską obronę powietrzną i poprawić jej zdolność do zwalczania rosyjskich samolotów.

Amerykańskie myśliwce F-16 Bluebearwing/Shutterstock

W ocenie generała najważniejszym strategicznie regionem Ukrainy, który pozostaje pod rosyjską okupacją, jest Krym. "Ukraina zrobi wszystko, co w jej mocy, aby wywrzeć tam presję na Rosjan, aby uniemożliwić działanie rosyjskiej marynarce wojennej w Sewastopolu, garstce tamtejszych baz sił powietrznych oraz rosyjskiej bazie logistycznej w Dżankoju" - pisze Hodges w swojej analizie. 

Jak puentuje, "wojna to próba woli i próba logistyki". I dodaje, że "rosyjski system logistyczny jest kruchy i znajduje się pod ciągłą presją ze strony Ukrainy". 

Autorka/Autor:momo/kg

Źródło: BBC