Generałowie, jako najbardziej wykwalifikowani wojskowi, zazwyczaj znajdują się poza bezpośrednim obszarem działań wojennych. Ich strata jest zawsze bardzo kosztowna, dlatego - jak pokazały konflikty w ostatnich dekadach - wojska starają się zapewnić im możliwie duże bezpieczeństwo. Od początku niesprowokowanej inwazji na Ukrainę mija właśnie 48 dni. W tym czasie zginąć miało siedmiu rosyjskich generałów. Kreml oficjalnie nie potwierdza informacji ukraińskiego wywiadu, ale według państw Zachodu są one bardzo prawdopodobne. Ostatni raz w podobnym tempie rosyjscy generałowie ginęli od czerwca 1941 do listopada 1942 roku, kiedy Związek Radziecki toczył ciężkie starcia z III Rzeszą.
Dla porównania - jak wylicza "The Economist" - w ciągu 20 lat krwawej wojny w Wietnamie amerykańskie siły straciły łącznie dziewięciu generałów. Związek Radziecki w najgorszych dla imperium momentach w Afganistanie stracił sześciu generałów w ciągu pół roku.
Jak to zatem możliwe, że Ukraińcy obecnie z tak dużą skutecznością eliminują najbardziej wykwalifikowanych żołnierzy wroga? Zapytaliśmy o to generała Bogusława Packa, polskiego wojskowego w stanie spoczynku i naukowca. Byłego komendanta głównego Żandarmerii Wojskowej oraz rektora Akademii Obrony Narodowej.
- Nałożyło się na siebie kilka czynników, które razem doprowadziły do niespotykanej wręcz skali strat Rosjan wśród wojskowych najwyższą rangą - mówi tvn24.pl generał Pacek.
Nasz rozmówca był szefem międzynarodowej grupy NATO, która po zajęciu przez Rosję Krymu w 2014 roku szkoliła ukraińskich wojskowych. Chodzi o zreformowanie systemu edukacji wojskowej, żeby mógł on sprostać zagrożeniom na wypadek ewentualnego dużego konfliktu z Federacją Rosyjską.
Przyczyna pierwsza: rozpaczliwe "gaszenie pożarów”
Operacja wojskowa na północy Ukrainy i próba zajęcia Kijowa przez wielu analityków nazywana jest kompromitacją rosyjskiej armii. Żołnierze nie tylko ponosili duże straty, ale też zdarzały się przypadki dezercji; do sieci trafiały również nagrania, na których było widać Rosjan, którzy chodzili po okolicznych domach i prosili o paliwo do swoich pojazdów wojskowych.
Generał Pacek wskazuje, że za dbanie o determinację żołnierzy, ich morale i zdolność wykonywania postawionych zadań - w teorii - powinni odpowiadać dowódcy plutonu, kompanii czy batalionu. Zatem wojskowi, którzy z nimi działają bezpośrednio.
- To jednak najwyraźniej się nie sprawdzało. Najwyżsi stopniem wojskowi mieli kolejne sygnały o porzucaniu sprzętu i nieprofesjonalnym zachowaniu żołnierzy, którzy wchodzili w interakcje z ludnością cywilną. Najpewniej właśnie dlatego zdecydowali się pojawiać w niebezpiecznych odcinkach walk, żeby osobiście nadzorować podwładnych i ich motywować do walki - ocenia polski generał.
Według eksperta, było to "rozpaczliwe gaszenie pożarów organizacyjnych". Sprawiło ono, że przebywający zazwyczaj w bezpiecznej odległości od bezpośrednich działań generałowie pojawili się w zasięgu ognia Ukraińców.
Przyczyna druga: problemy z łącznością
Rosyjska armia, jak każde inne wojsko działające na współczesnym polu walki, korzysta z zaszyfrowanego systemu zarządzania polem walki. Dzięki niemu dowódcy mogą przekazywać rozkazy bez ryzyka, że zostaną one podsłuchane przez wroga.
- Problem w tym, że w pierwszych dniach wojny system ten uległ awarii. Agresorzy musieli przejść na analogowy tryb komunikacji poprzez radiostacje - opowiada generał Bogusław Pacek.
Niezakodowane sygnały podsłuchiwali z łatwością Ukraińcy. Mogli nie tylko dowiedzieć się o tym, jakie ruchy będą podejmować siły najeźdźcy, ale też, kto i skąd wydaje rozkazy.
- Takie komunikaty były bezcenne dla broniących się wojsk. Po przechwyceniu informacji o ważnym dowódcy znajdującym się na danym obszarze można było priorytetowo zaatakować dany punkt precyzyjnymi pociskami i pozbawić życia dowódcę - mówi ekspert.
Przyczyna trzecia: szokująca niefrasobliwość
Generał Pacek opowiada, że w 2014 roku Rosjanie w Donbasie bezlitośnie wykorzystywali niefrasobliwość ukraińskich żołnierzy, którzy - wbrew zakazowi - używali telefonów komórkowych i dzwonili do żon, matek czy narzeczonych.
- Sygnał był z łatwością przechwytywany. Lokalizacja telefonu była przekazywana jako dane do ataku. Jeden nieodpowiedzialny żołnierz potem odpowiadał za śmierć wielu kolegów - mówi generał.
W czasie obecnej inwazji szokować może fakt, że do podobnej niefrasobliwości dopuścił się jeden z rosyjskich dowódców. Witalij Gierasimow zginął w pobliżu Charkowa we wschodniej Ukrainie niedługo po zakończeniu rozmowy telefonicznej, która była prowadzona przez nieszyfrowaną sieć ukraińską.
- Ukraińcy wiedzieli, kto mówi i gdzie się znajduje. To był wystarczający pakiet informacji do przeprowadzenia skutecznej akcji, która skończyła się wyeliminowaniem generała - przekazuje ekspert w rozmowie z tvn24.pl.
Przyczyna czwarta: ściany mają oczy
Bogusław Pacek podkreśla, że Ukraińcy fantastycznie korzystają z wiedzy mieszkańców cywilnych, którzy znajdują się na okupowanych ziemiach.
- Żołnierze okupanta nie siedzą cały czas w czołgu. Wychodzą, rozmawiają. Robią to w języku rosyjskim, który rozumie znakomita większość mieszkańców Ukrainy. Czasami w ten sposób zdradzają kluczowe informacje, na przykład, kto nimi dowodzi i gdzie "szef" się znajduje. Bo czasami pułkownik czy generał pojawia się gdzieś w rejonie działań - opowiada ekspert.
Kluczowe dane są przekazywane do ukraińskiego wojska za pomocą przygotowanej platformy internetowej: każdy mieszkaniec może zaraportować o położeniu wroga i innych ważnych informacjach.
- Tym samym rosyjscy dowódcy mogą czuć się nieustannie obserwowani. Informacja o ich położeniu, nawet jeżeli sami wojskowi zachowują się odpowiedzialnie, może łatwo trafić do ukraińskich sił - przekazuje ekspert.
Przyczyna piąta: archaiczny sposób zarządzania armią
Generał Pacek, kiedy kierował grupą NATO przygotowującą ukraińskie siły do ewentualnej konfrontacji z Rosją, zwrócił uwagę na archaiczny sposób zarządzania armią:
- W przypadku awarii wniosek o wydanie części zastępczej z magazynu był wysyłany drogą papierową do dowódcy. Stamtąd trafiał często wyżej, do kolejnego zwierzchnika. System był tak niewydolny, że od awarii do wydania części z magazynu mijało czasem kilka dni - mówi wojskowy.
W czasie szkoleń przedstawiciele NATO zwracali uwagę na konieczność skrócenia łańcucha decyzyjnego. Podkreślali, że ciężar podejmowania podstawowych decyzji musi spadać na podoficerów. W wojskach Zachodu to oni - jak mówi generał Pacek - są rzemieślnikami i "mistrzami pola walki", dzięki którym działania następują szybko i skutecznie. W Rosji - jak pokazuje ta wojna - jednak nic do teraz się nie zmieniło:
- Brakuje odpowiedniego systemu dowodzenia, zarządzania polem walki. Dlatego dla zapewnienia szybkiego podejmowania decyzji i ich realizacji na pierwszej linii pojawiają się generałowie i inni wysocy rangą wojskowi. To kończy się tak, że co piąty zabity Rosjanin - według danych Kremla - to oficer. W wojskach NATO jest to nie do pomyślenia - kończy ekspert.
OGLĄDAJ NA ŻYWO W TVN24 GO:
Autorka/Autor: bż//az
Źródło: TVN24.pl
Źródło zdjęcia głównego: NEXTA