Po dwóch latach brutalnych ataków oraz śmierci dziesiątek tysięcy cywilów w piątek 10 października weszło w życie zawieszenie broni w Strefie Gazy. To na razie pierwsza faza porozumienia. Kolejne etapy mają być dopiero negocjowane.
Choć po raz pierwszy od ośmiu miesięcy - czyli od poprzedniego tymczasowego porozumienia między Izraelem a Hamasem - na Strefę Gazy nie spadają bomby, dramat Palestyńczyków trwa. Według szacunków ONZ około 80 procent wszystkich budynków w Strefie Gazy zostało uszkodzonych, z czego ponad połowa została całkowicie zniszczona.
Palestyńczycy nie mają do czego wracać.
Uszkodzeniom uległy też sieci energetyczne, infrastruktura drogowa i sanitarna.
Według lokalnych władz, zginęło blisko 68 tysięcy osób, w tym 460 zmarło z niedożywienia. Niemal cała dwumilionowa populacja została zmuszona do przesiedlenia.
Uwaga świata skupia się na tym, co teraz wydarzy się w Strefie Gazy. A to, co zobaczą miliony, będzie zależało od garstki nielicznych. Od tych dziennikarzy, którzy przetrwali. Izrael nadal nie zezwala bowiem na wjazd w głąb terytorium przedstawicielom zagranicznej prasy.
- Obecnie współpracujemy z kilkunastoma freelancerami w Strefie Gazy, którzy zajmują się tworzeniem tekstów, zdjęć i filmów. Z wieloma z nich pracowaliśmy w niepełnym wymiarze przed wojną - mówi w rozmowie z TVN24+ redaktor naczelny AFP na Bliski Wschód Christian Otton.