Dwie kobiety z małej miejscowości pod Kijowem odważyły się opowiedzieć o tym, że zostały zgwałcone przez rosyjskich żołnierzy. Natasza była gwałcona przez półtorej godziny. - Myślałam tylko o moim synu, żeby go nie zabił - mówi. Po wszystkim przeczołgała się do swego domu. Tam znalazła zwłoki zastrzelonego męża.
Do relacjonowanych przez 44-letnią Nataszę i 42-letnią Wikę zdarzeń doszło 9 marca. Rosjanie kontrolowali wtedy okolicę po nieudanym natarciu na Kijów. Po zmroku, między godziną dziewiątą a dziesiątą, do drzwi domu Wiki zapukało trzech rosyjskich żołnierzy. Zażądali, by poszła z nimi. Zrobiła to, bojąc się o swoje życie.
Zaprowadzili ją do innego domu. Drzwi otworzył mężczyzna. Żołnierz, którego nazywano imieniem Oleg, lat około 21, wymierzył do niego z broni i powiedział, że chcą jego żony. Gospodarz kazał im odejść, mówiąc, że przecież go nie zabiją, bo tak jak oni jest Rosjaninem. Ale gdy się odwrócił, jeden z żołnierzy strzelił mu w kark. A potem wszedł do środka, znalazł Nataszę i wywlókł ją z budynku.
Zagroził, że w przeciwnym razie ją zabije
Żołnierze zaprowadzili kobiety do innego domu przy tej samej ulicy. Jego mieszkańcy uciekli na początku wojny, a Rosjanie urządzili tam sobie melinę. Żołnierz zwany Olegiem zabrał Nataszę na piętro, a drugi mężczyzna został z Wiką na parterze. Powiedział jej, że ma na imię Daniel i ma 19 lat. Tyle samo, co młodszy syn Wiki.
Próbowała się bronić, ale kazał jej nie przeszkadzać i "robić swoje". Zagroził, że w przeciwnym razie ją zabije. - Był bardzo agresywny… Nie wiem, wziął viagrę? Jakieś narkotyki. Zachowywał się jak w szale. Dzięki Bogu nie zabił mnie i mogłam [w końcu] uciec - stara się mówić spokojnym głosem Wika. Zgwałcona została kilka razy. Wraz z reporterami Sky News (a wcześniej z urzędnikami prokuratury) wróciła na miejsce zdarzeń, by opowiedzieć o tym, czego doświadczyła.
Natasza rozmawiała z dziennikarzami przez telefon. Żołnierz zwany Olegiem groził, że skrzywdzi chłopca, jeśli kobieta będzie stawiała opór. Opowiada, że czuła się "jak żywy trup", nie wiedziała, co robić. - Myślałam wtedy tylko o moim synu, żeby go nie zabił - mówi. Była gwałcona przez półtorej godziny. Po wszystkim przeczołgała się do swego domu. Tam znalazła zwłoki zastrzelonego męża. - Siedziałam do rana. Nie mogłam spać - relacjonuje. Udało jej się wraz z nastoletnim synem uciec do Austrii, gdzie teraz przebywa.
"Musicie mówić. A oni muszą zostać ukarani"
Zarówno Natasza, jak i Wika mimo upływu czasu nie są w stanie otrząsnąć się z traumy, której doświadczyły. Nie mogą spać, wciąż płaczą. Mówią jednak głośno o tym, co je spotkało. Również po to, by dodać odwagi innym. - Chcę, żeby kobiety [które też zostały zgwałcone], przerwały milczenie. Wiem, że jest ich bardzo dużo - mówi Wika. - Musicie o tym opowiadać. A oni muszą zostać ukarani - dodaje.
W sprawie gwałtów dokonanych przez rosyjskich żołnierzy toczy się jak dotąd około dziesięciu dochodzeń. Wiele innych przypadków czeka na rozpatrzenie. Nie wszystkie ofiary są w stanie opowiedzieć swoje historie z powodu silnych urazów psychicznych. Ukraińska wiceminister spraw wewnętrznych Kateryna Pawliczenko zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego jej resort rozesłał po kraju specjalne ekipy policyjne, które instruują lokalne społeczności na temat tego, jak zgłaszać zbrodnie wojenne, w tym nadużycia na tle seksualnym, i jak uzyskać kompleksową, fachową pomoc. - Podejmiemy wszelkie środki, aby te zbrodnie zostały zarejestrowane i (...) rozpatrzone przez międzynarodowy trybunał - mówi Pawliczenko, mówiąc jednocześnie, że gwałt stał się na tej wojnie rodzajem broni. Strona rosyjska się do tego nie przyznaje.
Walerij Żymogliad z Biura Prokuratora Generalnego Ukrainy twierdzi, że część zbrodni to działania pojedynczych żołnierzy, ale inne odbywają się za namową przywódców. - Możliwe, że służy to podniesieniu morale, żeby wojskowi poczuli się jak zwycięzcy, którym wolno popełniać przestępstwa bez strachu przed pociągnięciem do odpowiedzialności - mówi.
Artykuł może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. By przejść dalej, wybierz odpowiedni przycisk.
Nie mam 18 latŹródło: Sky News