- Nie wiedziałem nic o Auschwitz, nie wiedziałem nic o mojej rodzinie. Wiedziałem jedynie, że dziadek służył na wojnie jak setki innych dziadków - wspomina hitlerowskiego zbrodniarza Rudolfa Hoessa jego wnuk, Rainer Hoess. W wywiadzie dla szwedzkiego portalu dn.se opowiedział o okolicznościach, w jakich dowiedział się o przeszłości swojej rodziny.
Dziadek Hoessa, komendant niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, był odpowiedzialny za śmierć ponad miliona ludzi. W rozmowie z dn.se, jego wnuk opowiada o przeszłości.
Tajemniczy dziadek
Dla nastoletniego Hoessa postać dziadka była całkowitą tajemnicą. Ojciec powiedział mu jedynie, że był żołnierzem. Wszystko zmieniło się, kiedy Rainer skończył 12 lat. - Ja i kilku kolegów ukradliśmy jedzenie ze szkolnej stołówki. W ramach kary wysłano nas do szkolnego ogrodnika. Ale kiedy ten usłyszał moje nazwisko, zdrętwiał - wspominał Hoess.
Okazało się, że ogrodnik był w Auschwitz więźniem, ale ocalał. Nauczyciele zabrali wówczas młodego Hoessa na bok. Wtedy nastolatek zaczął się zastanawiać.
- Nigdy wcześniej nie mówiliśmy o przeszłości naszej rodziny. Mój ojciec był nieugięty i nie akceptował pytań o dziadka, czy innych członków rodziny - wyjaśnił Hoess.
Komendant obozu Auschwitz mieszkał wraz z żoną i dziećmi w odległości zaledwie kilkuset metrów od obozu koncentracyjnego. Jak pisze dn.se, pewnego dnia do ogródka państwa Hoessów przyniesiono świeży popiół z pobliskiego krematorium i rozsypano w ogrodzie pod roślinami. Po wojnie Rudolf Hoess został postawiony przed sądem w Polsce i stracony w 1947 roku.
Rainer Hoess with photo of his grandfather, Auschwitz commandant Rudolf Hoess. Read story here http://t.co/wrAQoTezub pic.twitter.com/yVWKk38m31
— AFP Nordic (@AFPNordic) maj 16, 2014
Badacz ruchu nazistowskiego
Rainer Hoess nawiązał i utrzymuje kontakt z niemal wszystkimi członkami swojej najbliższej rodziny. Jak twierdzi, stara się - choć jest to niemożliwe - naprawić szkody wyrządzone przez swojego dziadka.
Od ponad 20 lat jest badaczem ruchów nazistowskich. Przez ostatnie cztery lata uczył w szkole o niebezpieczeństwach związanych ze skrajnie prawicowymi ekstremizmami. W ubiegłym roku odwiedził 70 szkół w Niemczech.
48-letni dzisiaj Hoess włączył się także w ruch NeverForgetToVote. - Szwecja popełnia ogromny błąd, ponieważ lekceważy prawicowych ekstremistów - powiedział - Popełniamy błąd, ponieważ nie doceniamy ich, ponieważ liczbowo nie ma ich dużo. W czasach dzisiejszego społeczeństwa informacyjnego kłamstwo i propaganda szerzy się z łatwością i zyskuje naśladowców. Wszystkie te grupy, neonaziści i prawicowi ekstremiści wiedzą jak to wykorzystać.
Hoess twierdzi, że nazizm odżywa w Szwecji. Ludzie pukają do jego drzwi, żeby kupić pamiątki po dziadku. Z przerażeniem Hoess wspomina wizytę u jednego z darzonych szacunkiem bankowców. "To dla mnie zaszczyt spotkać wnuka Rudolfa Hoessa" - miał go przywitać mężczyzna i stuknąć obcasami.
- Te grupy w ciszy rosną w siłę w internecie. Nikt o to nie dba, a już najmniej państwo, które uważa, że ta sprawa dotyczy garstki ludzi. Twierdzą, że wszystko jest pod kontrolą. Jeśli wszystko byłoby pod kontrolą, naziści nie atakowaliby ludzi w Szwecji, Norwegii i Stanach Zjednoczonych.
Dzwony kościelne
Hoess przypomina, że szwedzka skrajna prawica zdobyła w czasie kampanii duży rozgłos swoją demonstracją w Jonkoping. W jej czasie rozbrzmiały kościelne dzwony, co było sygnałem niebezpieczeństwa nieużywanym w Szwecji od II wojny światowej.
Portal przypomina, że we Francji nacjonalistyczny Front Narodowy walczy o głosy w wyborach do Parlamentu Europejskiego, holenderska Partia Wolności jest druga w sondażach.
Autor: pk//gak / Źródło: dn.se, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: SSU Sveriges Socialdemokratiska Ungdomsförbund