Na przestrzeni ostatnich kilku tygodni w Palermo i Caivano pod Neapolem doszło do zbiorowych gwałtów. Obie sprawy wstrząsnęły Italią. Napaści było w minionych miesiącach więcej. Tego lata kwestia przemocy wobec kobiet i dziewcząt we Włoszech zdominowała pierwsze strony gazet, a w kraju na nowo rozgorzała dyskusja na temat źródeł problemu i sposobów na walkę z nim - pisze "New York Times".
W Caivano pod Neapolem grupa nastolatków dokonała wielokrotnego gwałtu na dwóch kuzynkach w wieku 10 i 12 lat. Informacja o brutalnych gwałtach na dziewczynkach wypłynęła na światło dzienne w ubiegłym tygodniu, gdy sprawę opisały lokalne media.
Dwa tygodnie temu włoska prasa informowała o gwałcie na 19-letniej dziewczynie, do którego doszło w Palermo. W związku ze sprawą zatrzymano siedmiu młodych mężczyzn, w tym 17-latka.
To tylko wycinek z długiej listy podobnych zbrodni, o których w te wakacje mogli przeczytać Włosi na pierwszych stronach gazet. Gwałty, napaści i zabójstwa kobiet, często dokonywane były przez partnerów lub osoby znane ofiarom. Tego lata problem przemocy wobec kobiet i dziewcząt we Włoszech znów znalazła się w centrum uwagi - pisze "New York Times".
W ostatnim czasie w kraju na nowo rozgorzała debata na temat szowinistycznego podejścia do kobiet, szkodliwego wpływu mediów społecznościowych i zaniedbań ze strony lokalnych władz. Ujawniła ona głębokie podziały we włoskim społeczeństwie co do samego problemu i pomysłów na jego rozwiązanie - zaznacza nowojorski dziennik.
Wizyta włoskiej premier w "piekle"
W czwartek premier Giorgia Meloni odwiedziła Caivano. To liczące blisko 38 tysięcy mieszkańców robotnicze miasteczko na południu Włoch, gdzie - jak opisuje "NYT" - w biały dzień można zobaczyć na ulicach narkomanów, wstrzykujących sobie heroinę. Szefowa włoskiego rządu pojawiła się tam na zaproszenie księdza Maurizio Patriciellego, proboszcza lokalnej parafii. Duchowny poprosił Meloni, by na własne oczy zobaczyła, jak żyje się w zdegradowanej dzielnicy-blokowisku, na terenie którego, w zapuszczonym "Parco Verde" doszło do gwałtu na dwóch kuzynkach.
"Pani premier, jesteśmy w twoich rękach: zabierz nas z tego piekła" - napisała w liście do Meloni matka jednej ze zgwałconych dziewczynek. "Czekamy na ciebie, aby pokazać ci okropności i degradację takich przedmieść. Tu jest nie tylko przestępczość, narkotyki i kamorra, które są często alibi dla świata polityki, nie umiejącego rozwiązać problemów, ale też pedofilia, przemoc i prostytucja" - dodała.
Alessandro Zan z Partii Demokratycznej wyraził nadzieję, że przed wyjazdem do Caivano "Meloni wygłosi przemówienie, tłumacząc swojemu partnerowi, że obwinianie ofiar przemocy, zwłaszcza w telewizji na żywo, jest barbarzyńską i przewrotną praktyką wynikającą z najgorszych męskich i patriarchalnych stereotypów". Tym samym polityk odniósł się do wypowiedzi dziennikarza Andrea Giambruno, prywatnie partnera Meloni, który w poniedziałkowym wieczornym programie telewizyjnym powiedział: - Jeśli pójdziesz tańczyć, masz pełne prawo się upić... ale jeśli unikniesz upicia się i utraty przytomności, być może unikniesz też kłopotów.
W ten sposób partner Meloni odniósł się do ostatnich zbiorowych gwałtów na nieletnich dziewczynach, którymi żyją Włochy. Giambruno rozmawiał z redaktorem gazety "Libero" Pietro Senaldim. Obaj wyrazili potępienie dla gwałcicieli, których nazywali "wilkami".
Czytaj też: Jedna trzecia młodych Niemców uważa stosowanie przemocy wobec kobiet za akceptowalne. "Mamy duży problem"
Komentarze obu mężczyzn dotyczące upijania się kobiet spotkały się jednak z ostrą krytyką w mediach społecznościowych i ze strony polityków. "Nie mogą powstrzymać się od obwiniania kobiet. Zawsze oceniane są kobiety i ich styl życia. Mówię Giambruno, że trzeba uczyć chłopców szacunku, a nie dziewcząt nieufności - skomentowała ich rozmowę we wtorkowym wydaniu dziennika "Corriere della sera" senator Partii Demokratycznej Cecilia D'Elia, wiceprzewodnicząca komisji śledczej ds. przemocy wobec kobiet. Chiara Braga, przewodnicząca grupy Partii Demokratycznej w Izbie Deputowanych, wezwała premier Giorgię Meloni, aby "zdystansowała się od tych słów". Do tej pory szefowa włoskiego rządu tego nie zrobiła.
"Nie możemy wszystkich stąd wywieźć"
"New York Times" zwraca uwagę, że Meloni w swoim przemówieniu w Caivano przemilczała wiele kwestii dotyczących kobiet, skupiając się zamiast tego na potrzebie przywrócenia w mieście praworządności i porządku.
- To miejsce zostanie przywrócone do porządku i wkrótce zobaczycie rezultaty naszej obecności tutaj - powiedziała, odnosząc się do kwestii "przestępczości i narkotyków". Obiecała ponowne otwarcie centrum sportowego, budowę nowej biblioteki multimedialnej i oddelegowanie większej liczby nauczycieli do szkół w Caivano. - We Włoszech nie może być stref anarchii - mówiła włoska premier, przemawiając z dziedzińca miejscowej szkoły. Dodała, że tyczy się to nie tylko Caivano.
Dzień przed wizytą Meloni w Caivano zwiększono obecność policji. W reakcji na ostatnie akty przemocy lokalne władze zapowiedziały zwiększenie policyjnych patroli na ulicach miasta.
- Nie potrzebujemy więcej policjantów - stwierdził Antonio, mieszkaniec Caivano, w rozmowie z "New York Times’em". Mężczyzna odmówił podania nazwiska w obawie przed ostracyzmem ze strony sąsiadów. - Potrzebujemy więcej czasu w szkole, więcej pracowników socjalnych i więcej psychologów, aby pomóc dzieciakom w rodzinach, które nie są w stanie się nimi zająć - podkreślał Antonio.
"New York Times" pisze, że kuzynki, które zostały zgwałcone w Caivano pochodziły - jak twierdzą sąsiedzi - z dysfunkcyjnych rodzin. Dorastały w mieszkaniach komunalnych w dzielnicy Rione IACP. Sąd zdecydował o umieszczeniu dziewczynek w rodzinie zastępczej. Sprawa gwałtu pozostaje przedmiotem śledztwa. Do tej pory nikt nie usłyszał zarzutów.
- Teraz, gdy dzięki działaniom władz dziewczynki są już bezpieczne, musimy pomyśleć o wszystkich pozostałych dzieciach, które tu mieszkają - powiedział dziennikowi "NYT" Bruno Mazza, prezes organizacji A Childhood to Live. - Nie możemy wszystkich stąd wywieźć, musimy zacząć tu i teraz - apelował.
Przemoc wobec kobiet we Włoszech
"New York Times" zwraca uwagę, że choć w ostatnim czasie nie odnotowano szczególnego wzrostu przypadków przemocy wobec kobiet i dziewcząt we Włoszech, w zwykle spokojniejszych miesiącach letnich temat ten zyskuje na popularności we włoskich mediach.
27 procent Włoszek twierdzi, że doświadczyło przemocy. Statystyki te są niepokojące, ale nie wyróżniają się szczególnie na tle innych europejskich państw - zauważają eksperci, cytowani przez amerykański dziennik.
Czytaj też: Seria napaści seksualnych przy wieży Eiffla. Francuzi o "strefie bezprawia" i "podrzynaczy gardeł"
- To przypadki, które cieszą się dużym zainteresowaniem, ale niestety nie są niczym nowym - powiedziała Antonella Veltri, prezes Sieci Kobiet Przeciwko Przemocy, która prowadzi ośrodki wsparcia dla kobiet w całym kraju. Jak tłumaczyła, to zjawisko kulturowe, od dziesięcioleci głęboko zakorzenione w szowinistycznym społeczeństwie. - Teraz przybiera jeszcze bardziej przerażający obrót, w dobie mediów społecznościowych, które działają jak megafon - dodała.
"Nie jestem ciałem"
Veltri nawiązała do głośnej sprawy gwałtu w Palermo, gdzie tego lata siedmiu młodych mężczyzn napadło na 19-letnią dziewczynę w jednym z klubów w centrum miasta. Według policji oprawcy namówili barmana, aby nalał nastolatce kilka drinków, zachęcali ją do palenia marihuany, a następnie odurzoną zabrali do opuszczonego magazynu, gdzie ją zgwałcili i pobili. Wszystko nagrali telefonem komórkowym. W mediach społecznościowych pojawiło się ujęcie nagrania z kamer monitoringu, na którym widać mężczyzn niosących 19-latkę, która nie jest w stanie iść o własnych siłach. Inne pokazuje dziewczynę leżącą na ulicy, podczas gdy jej oprawcy wstąpili do pobliskiego sklepu spożywczego.
Do włoskich mediów wyciekły fragmenty wiadomości i rozmów mężczyzn na WhatsAppie. W jednej z wiadomości tamtą noc opisano hasłem "100 kotów na s**e". Jeden z gwałcicieli - opisuje dziennik - miał stwierdzić, że to obrzydliwe, ponieważ gwałcicieli było "za dużo", ale uzasadnił to stwierdzeniem "ciało jest ciałem". Jak pisze "New York Times", wyciekły także nazwiska i adresy oskarżonych w sprawie, w następstwie czego ich konta w mediach społecznościowych zapełniły komentarze pełne obelg. To samo jednak dotyczyło profilu ofiary na Instagramie. W wywiadzie dla jednej z włoskich gazety dziewczyna wyznała, że ma myśli samobójcze.
Sprawa odbiła się szerokim echem we Włoszech. Setki celebrytów, a także zwykli Włosi, wyrażają wsparcie dla zgwałconej kobiety za pomocą hasztagu "Nie jestem ciałem".
Victim blaming po włosku
Jak podaje "New York Times", według opublikowanego niedawno raportu krajowej agencji statystycznej ISTAT, we Włoszech nadal panuje powszechny pogląd, że kobiety, które padły ofiarą przemocy, w jakiś sposób zawiniły. "Przekonanie, że działania lub ubiór kobiet mogą wywołać przemoc, przenika nawet do sądów we Włoszech, gdzie stosunki seksualne i przemoc seksualna wciąż nie zawsze są rozróżniane" - pisze "New York Times".
Jako przykład dziennik podaje wyrok sądu we Florencji, który uniewinnił dwóch 19-latków oskarżonych o zgwałcenie 18-latki na imprezie. W uzasadnieniu stwierdzono że doszło do "błędnego postrzegania konsensusu", ponieważ ofiara spała w przeszłości z jednym z gwałcicieli. Europejski Trybunał Praw Człowieka i władze ONZ często potępiały włoskie sądy za orzeczenia w sprawach o gwałt, w których część odpowiedzialności przerzucano na ofiary - zauważa "NYT".
Według Ilarii Baoiano, prawniczki ze stowarzyszenia Differenza Donna, takie podejście wymiaru sprawiedliwości zniechęca ofiary napaści seksualnej do zgłaszania się na policję. - Niestety najnowsze przypadki przemocy to tylko wierzchołek góry lodowej - stwierdziła. I dodała: - Wiele kobiet nawet tego nie zgłasza.
Źródło: New York Times, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Getty Images