W nocy z wtorku na środę do Rzymu przyleciały trumny z ciałami włoskiego ambasadora w Demokratycznej Republice Konga i karabiniera, którzy w poniedziałek zginęli w ataku na konwój ONZ. Szczegóły śmierci dyplomaty podał włoski minister spraw zagranicznych. - Zamachowcy najpierw zastrzelili kierowcę ich samochodu, później kazali ofiarom wejść do lasu – relacjonuje. - Świat zawalił nam się na głowę. Moje wnuczki jeszcze nie rozumieją, co się wydarzyło – mówi ojciec zabitego ambasadora.
Luca Attanasio, ambasador Włoch i Vittorio Iacovacci, karabinier, który go chronił oraz Kongijczyk Mustapha Milambo zginęli w poniedziałek po godzinie 10 w Parku Narodowym Virunga, na wschodzie Demokratycznej Republiki Konga. Jechali konwojem samochodów ONZ, kierowali się drogą N2 na północ. Byli 25 kilometrów od miasta Goma. W pewnym momencie szosę zablokowała im grupa sześciu nieznajomych. Zdarzenie szczegółowo opisał w środę Luigi Di Maio, włoski minister spraw zagranicznych.
- W konwoju jechało też pięciu członków WFP [World Food Programme - Światowy Program Żywnościowy - agencja ONZ powołana do zwalczania problemu głodu na świecie - red.]. Ze wstępnych ustaleń, które będą teraz potwierdzali śledczy, wynika, że celem ataku padło auto na czele tego konwoju – relacjonował przed włoskim Senatem Luigi Di Maio.
- Po godzinie 10.15 grupa sześciu nieznajomych osób zmusiła pojazdy do zatrzymania się, tarasując im drogę. Sprawcy oddali też kilka strzałów w powietrze z broni lekkiego kalibru. Następnie kazali wszystkim wysiadać z samochodów - przekazał minister.
Jak mówił, odgłosy strzałów zaalarmowały strażników parku narodowego i żołnierzy, którzy znajdowali się niecały kilometr od miejsca blokady. Od razu skierowali się w ich stronę. - Żeby zmusić ofiary do opuszczenia aut, zamachowcy zastrzelili kierowcę ich samochodu. Później kazali im wejść do lasu. Kiedy przybyły na miejsce strażnik nakazał sprawcom rzucić broń, ci otworzyli ogień. Zabili karabiniera, a ambasadora poważnie zranili. Funkcjonariusze zaraz po tym przetransportowali ambasadora do szpitala w Gomie, gdzie zmarł z powodu odniesionych obrażeń – relacjonował Di Maio. Sprawcy zbiegli i do teraz nie udało się ustalić ich tożsamości.
Minister wystosował prośbę do ONZ o wszczęcie wewnętrznego postępowania, które potwierdzi przebieg zdarzeń. Sprawą zajmuje się już prokuratura z Rzymu. W najbliższych dniach w rzymskiej Poliklinice Gemelli odbędą się sekcje zwłok dwóch włoskich ofiar zamachu. Wcześniej, w nocy z wtorku na środę, w porcie lotniczym Rzym-Ciampino wylądował samolot, który przetransportował ich ciała do Europy. Na płycie lotniska oprócz Luigiego Di Maio pojawił się też premier Mario Draghi i minister obrony Lorenzo Guerini.
"Zmieniamy świat na tyle, na ile potrafimy"
Luca Attanasio pochodził z Saronno na północy Włoch (region Lombardii). W maju ubiegłego roku skończył 43 lata. W 2001 roku ukończył Uniwersytet Bocconiego w Mediolanie. Karierę dyplomaty rozpoczął dwa lata później we włoskim ministerstwie spraw zagranicznych. Później pracował w ambasadzie Włoch w Bernie i w Casablance. Szefem ambasady w Demokratycznej Republice Konga w Kinszasie był od 2017 roku.
To w Maroku poznał swoją przyszłą żonę, Zakię Seddiki, lokalną działaczkę na rzecz praw człowieka. W 2017 roku do Kinszasy przenieśli się razem. Niedługo potem Seddiki założyła organizację pozarządową "Mama Sofia", która pomaga ubogim dzieciom i ich matkom w DRK. Za wspólne działania małżeństwo odebrało w ubiegłym roku włoską nagrodę "Nassiriya per la Pace" przyznawaną organizacjom propagującym pomoc humanitarną. "Nie można być ślepym wobec cierpienia dzieci. Musimy działać, żeby zapewnić im lepsze jutro. Zmieniamy świat na tyle, na ile potrafimy" - ich komentarz po odebraniu nagrody przytacza włoski dziennik "La Repubblica". "Bycie ambasadorem jest misją, często niebezpieczną, ale naszym obowiązkiem jest dawanie innym przzykładu" - mówił wtedy Attanasio dziennikarzowi "Repubbliki".
Attanasio był ojcem trzech córek: czterolatki i 2,5-letnich bliźniaczek.
Dziennikarz "Il Fatto Quotidiano" rozmawiał we wtorek z jego ojcem. - Świat zawalił nam się na głowę . Musimy teraz myśleć o naszych wnuczkach. To trzy małe dziewczynki, jeszcze nie rozumieją, co się wydarzyło, nie zdają sobie z tego sprawy - tłumaczył Salvatore Attanasio. - Kiedy ostatni raz mieliście z nim kontakt? - dopytywał dziennikarz. - Słyszeliśmy się w niedzielę, rozmawialiśmy przez telefon. Pozdrawiał nas, bardzo się cieszył, że jest na tej misji. On zawsze myślał przede wszystkim o innych, o drugim człowieku. Do tego był człowiekiem o wielkiej wyobraźni i dzięki temu był w stanie przekonywać do siebie i swoich pomysłów - wspominał ojciec ambasadora.
"Za kilka dni miał wracać do Włoch. Planował ślub"
W żałobie pogrążona jest również rodzina zmarłego karabiniera, Vittoria Iacovacciego. Pochodził z Sonnino, małej miejscowości w górach regionu Lacjum. W marcu skończyłby 31 lat.
"Za kilka dni miał wracać do Włoch. Czekali na niego rodzice, obok których niedawno wybudował sobie dom, i jego narzeczona. Planowali pobrać się w czerwcu. Chcieli to zrobić już w zeszłym roku, ale plany pokrzyżowała im pandemia. (...) Do domu rodziny Iacovaccich ściągają bliscy i krewni, którzy chcą osobiście złożyć kondolencje rodzinie. Żałobnikom towarzyszą też lokalni karabinierzy" - informuje "La Repubblica".
Kondolencje złożył między innymi Generał Korpusu Karabinierów:
Kondolencje Papieża Franciszka
Hołd ofiarom ataku w Demokratycznej Republice Konga oddał też papież Franciszek - wystosował telegram kondolencyjny do prezydenta Włoch Sergio Mattarelli.
Napisał, że z bólem przyjął wiadomość o zamachu, w którym razem z dyplomatą zginął karabinier oraz kierowca. "Składam kondolencje ich rodzinom, korpusowi dyplomatycznemu i karabinierom z powodu śmierci tych, którzy służyli pokojowi i prawu"- podkreślił Franciszek. Przypomniał, że włoski ambasador wyróżniał się wyjątkowymi cechami "ludzkimi i chrześcijańskimi" i zawsze działał na rzecz rozwoju braterskich relacji w afrykańskim kraju. Papież zapewnił o swej modlitwie za ofiary, a dyplomatę i karabiniera nazwał "szlachetnymi synami narodu włoskiego".
Źródło: Il Fatto Quotidiano, Repubblica, PAP, tvn24.pl