Gdy mieszkańcy położonego niedaleko Rzymu miasta Ciampino dowiedzieli się, że pochodzącego z Nigerii ich sąsiada nie stać na bilet do domu, postanowili mu pomóc. Właściciel baru zorganizował zbiórkę pieniędzy, a na koniec zaprosił Johna do lokalu i polecił mu osobiście rozbić skarbonkę. Nagranie z reakcją obdarowanego zamieścił w sieci.
John pochodzi z Nigerii, w Ciampino pod Rzymem mieszka od sześciu lat. Jego historię opisuje dziennik "La Repubblica". Od początku chciał pokazać sąsiadom, że zależy mu na dobrych relacjach. Zaproponował, że za niewielkie pieniądze będzie regularnie sprzątał jezdnie i chodniki w okolicy.
Szybko zrobił dobre wrażenie, lokalna społeczność ciepło go przyjęła. - Od sześciu lat, jak tu mieszka, nie słyszałem, żeby o cokolwiek się prosił – opowiada w rozmowie z dziennikarzem "Repubbliki" Cristian De Filippis, właściciel baru Geff Café. - Jest zawsze bardzo uprzejmy, codziennie uśmiechnięty, nieważne, jak ciężki czas przeżywamy – opisuje. - Kiedy pewnego dnia zobaczyłem, że siedzi niedaleko mojego baru i płacze, zamurowało mnie – wspomina.
Zbiórka w tajemnicy
Właśnie wtedy John dowiedział się, że jego matka, która zakaziła się koronawirusem, przegrała walkę z chorobą i zmarła. Nie było go stać na bilet do rodzinnego domu w Nigerii.
De Filippis postanowił zorganizować zbiórkę pieniędzy w starym stylu: wystawił wielką, glinianą skarbonkę na ladę swojego baru i zachęcał gości do wrzucania tam drobnych. - Nie sądziłem, że to zadziała, ale wynik przerósł nasze najśmielsze oczekiwania – mówił w rozmowie z gazetą.
Niecały miesiąc później, gdy skarbonka się zapełniła, zaprosił Johna do lokalu i polecił rozbić ją młotkiem. Pracownik baru nagrywał wszystko telefonem.
"Lecisz do Nigerii, John!"
Na nagraniu widać, że kiedy ze stłuczonej skarbonki wypadły banknoty i monety, Nigeryjczyk złapał się za głowę. Pracownicy i goście bili brawo, niektórzy krzyczeli: "Jesteś wielki!". Wzruszony John długo ukrywał twarz w dłoniach. Płakał. "Lecisz do Nigerii John, lecisz do Nigerii" – mówili świadkowie zdarzenia. "Dajcie mu szklankę wody" – apelował jeden z nich, bo John z emocji z trudem trzymał się na nogach.
- Kiedy skończył płakać, w końcu się uśmiechnął. Dawno nie widziałem go z tak promienną twarzą – skomentował Cristian De Filippis. Poinformował, że pieniędzy wystarczyło na bilet w obie strony.
"Wyjechał do swojej ukochanej, nigdy niezapomnianej Nigerii. (...) To wszystko dzięki wam, razem pomogliśmy mu polecieć. John, tęsknimy za Tobą, wracaj do nas prędko" – napisał właściciel baru na swoim profilu w mediach społecznościowych.
Źródło: Repubblica, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Cristian Crociato-Boys De Filippis