Policja podała we wtorek personalia wszystkich czterech osób, których ciała znaleziono w domu polsko-tajskiej rodziny koło Norwich we wschodniej Anglii. Ujawniono też, że 45-letni Polak krótko przed śmiercią zadzwonił na policję.
Zabici to 45-letni Polak, jego dwie córki w wieku 12 i 9 lat oraz 36-letnia siostra jego pochodzącej z Tajlandii żony. Początkowo brytyjskie media przypuszczały, że 36-letnią kobietą jest siostra Polaka, gdyż ta w ostatnich tygodniach często pomagała mu w zajmowaniu się domem.
Policja już w miniony weekend informowała, że na wszystkich ciałach były obrażenia, a w niedzielę wieczorem sprecyzowała, iż mężczyzna zmarł wskutek pojedynczej rany kłutej szyi, zaś kobieta - wskutek więcej niż jednej rany kłutej szyi. Sekcje zwłok dziewczynek przeprowadzone zostaną w środę.
Zabójstwo polsko-tajskiej rodziny koło Norwich
Do tragedii doszło w miniony piątek rano w miejscowości Costessey. Funkcjonariusze weszli do domu o godzinie 7:15, niespełna 15 minut po otrzymaniu wezwania od jednego z zaniepokojonych sąsiadów.
Później jednak okazało się - do czego zresztą policja się przyznała - że pierwszy telefon otrzymała już o godzinie 6 rano, ale został on zignorowany i funkcjonariusze nie zostali wysłani na miejsce zdarzenia. Osobą dzwoniącą na policję był 45-letni Polak.
We wtorek IOPC, niezależny organ nadzorujący działanie policji, poinformował, że podczas tej rozmowy mężczyzna mówił, że jest "zagubiony i zaniepokojony własnym stanem psychicznym". O pojawiających się w ostatnim czasie problemach psychicznych mężczyzny informowały w miniony weekend, powołując się na sąsiadów, brytyjskie media.
Policja już w weekend oświadczyła, że nikogo nie poszukuje w związku z tą sprawą.
Źródło: PAP