- Parlament jest o krok od zrujnowania jakiegokolwiek porozumienia, jakie moglibyśmy wypracować w Brukseli - stwierdził w czasie przeciągniętych do późnej nocy obrad parlamentu w Londynie premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson. W ten sposób zareagował na przejęcie kontroli nad porządkiem obrad Izby Gmin przez większość na sali, która chce w środę zablokować możliwość wyjścia z Unii Europejskiej bez umowy. Johnson zapowiedział przyspieszone wybory.
Opozycja, do której podczas głosowania dołączyło aż 21 posłów rządzącej Partii Konserwatywnej, zebrała 328 głosów przy zaledwie 301 na rzecz rządu.
Dzięki temu zwycięstwu w środę parlament będzie, wbrew woli rządu, obradował nad opozycyjnym wnioskiem otwierającym drogę do zablokowania bezumownego brexitu i potencjalnego opóźnienia wyjścia z UE do 31 stycznia 2020 roku w razie braku osiągnięcia porozumienia z Brukselą do 19 października.
- Niech nie będzie wątpliwości dotyczących konsekwencji dzisiejszego głosowania: to oznacza, że parlament jest o krok od zrujnowania jakiegokolwiek porozumienia, jakie moglibyśmy wypracować w Brukseli, bo jutrzejsza (środowa, o ile w środę zostanie przyjęta - red.) ustawa przekazuje Unii Europejskiej kontrolę nad negocjacjami - grzmiał Boris Johnson po ogłoszeniu wyniku głosowania.
- Nie chcę wyborów i opinia publiczna nie chce wyborów, ale jeśli Izba Gmin zagłosuje jutro za tą ustawą, to naród będzie musiał wybrać, kto pojedzie 17 października do Brukseli, aby rozwiązać tę sytuację i poprowadzić kraj naprzód - zapowiedział, potwierdzając, że jego administracja złoży wniosek o przedterminowe wybory parlamentarne.
Potrzebna większość dwóch trzecich
Zgodnie z ustawą o kadencyjności parlamentu (ang. Fixed-Term Parliament Act), rozwiązanie Izby Gmin jest możliwe jedynie w ściśle określonych przypadkach, m.in. przy upadku rządu i niezdolności powołania nowego premiera lub przy poparciu dwóch trzecich ogółu posłów.
Opozycyjne ugrupowania - Partia Pracy, Szkocka Partia Narodowa i Liberalni Demokraci - jednogłośnie zaznaczyły jednak, że mogłyby udzielić swojego poparcia zamysłowi przedterminowych wyborów, ale wyłącznie po wcześniejszym przyjęciu przez parlament przygotowywanej przez ponadpartyjną grupę ustawy przeciwko bezumownemu wyjściu z UE. Bez głosów posłów z tych ugrupowań, Johnson nie ma szans na zebranie wymaganej większości dwóch trzecich głosów.
Posłowie usunięci z partii konserwatywnej
Bezpośrednio po głosowaniu część posłów Partii Konserwatywnej, którzy zagłosowali we wtorek z opozycją, poinformowała, że usunięto ich z klubu parlamentarnego ugrupowania i, że stali się w związku z tym "niezrzeszonymi".
W tej grupie znaleźli się m.in. Philip Hammond, który jeszcze przed sześcioma tygodniami był ministrem finansów w rządzie Theresy May oraz zasiadający w parlamencie nieprzerwanie od czerwca 1970 roku były minister w rządach Margaret Thatcher i Johna Majora, Ken Clarke, a także wnuk legendarnego premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla, Nicholas Soames.
Boris Johnson już wcześniej we wtorek utracił większość w Izbie Gmin po tym, jak w trakcie dramatycznych scen w parlamencie Philip Lee przesiadł się do ław opozycji, ogłaszając dołączenie do proeuropejskich Liberalnych Demokratów.
"Partia, do której dołączyłem w 1992 roku, nie jest tą samą, którą dzisiaj opuściłem" - podkreślił w komunikacie polityk, oceniając, że "rząd Partii Konserwatywnej agresywnie i bez skrupułów stara się o zrealizowanie szkodliwego brexitu". Ostrzegł, że w tym procesie "niepotrzebnie ryzykuje się ludzkie życie i dobrobyt" obywateli, a także "zagraża integralności Zjednoczonego Królestwa".
Partia Konserwatywna rządziła dotychczas dzięki porozumieniu o współpracy z północnoirlandzką Demokratyczną Partią Unionistów (10 posłów), ale po decyzji Lee i wieczornym rozłamie ws. bezumownego brexitu, nie dysponuje już większością mandatów w Izbie Gmin.
W tej chwili jest znana tylko jedna data opuszczenia przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej. To 31 października.
Autor: asty/adso / Źródło: PAP