Deputowany ukraińskiej Rady Najwyższej Andrij Derkacz usłyszał zarzuty prania pieniędzy w związku z zakupem mieszkań w Beverly Hills w Kalifornii. Polityk już wcześniej został uznany za agenta rosyjskich służb w związku z udziałem w operacji wpływu na amerykańskie wybory.
- Działając w rosyjskiej kampanii dezinformacji, by podważyć instytucje USA, Andrij Derkacz jednocześnie zmówił się, by nielegalnie móc korzystać z zachodniego stylu życia dla siebie i swojej rodziny - powiedział w oświadczeniu asystent dyrektora biura FBI w Nowym Jorku Michael Driscoll.
Według śledczych Derkacz, który jest synem byłego szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy z lat 1998-2001 Łeonida Derkacza, wspólnie z inną osobą kupił dwa luksusowe apartamenty w Beverly Hills w Kalifornii, ukrywając jednocześnie tożsamość rzeczywistego nabywcy.
Miał przy tym skorzystać z usług pośrednika oraz szeregu zarejestrowanych w Kalifornii spółek-krzaków oraz amerykańskich kont bankowych. Fundusze - 3,92 miliona dolarów - miał przelać z kont zarejestrowanych w Łotwie i Szwajcarii, należących do firm z Brytyjskich Wysp Dziewiczych.
Ukraiński polityk "aktywnym rosyjskim agentem"
Struktura ta pomogła mu uniknąć skutków sankcji nałożonych na niego w 2020 roku w związku z jego działalnością w operacjach rosyjskich służb nastawionych na zdyskredytowanie ówczesnego kandydata demokratów na prezydenta Joe Bidena.
W ramach operacji, Derkacz miał przekazać materiały na temat zaangażowania syna Bidena, Huntera, w ukraińskiej spółce gazowej Burisma, między innymi osobistemu prawnikowi Donalda Trumpa, Rudy'emu Giulianiemu. Ministerstwo Sprawiedliwości nazwało wówczas Derkacza "aktywnym rosyjskim agentem".
Ogłoszone w środę zarzuty dla polityka wiążą się z maksymalną karą do 30 lat więzienia. Nabyte przez niego mieszkania skonfiskowano.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Ed Ram/Getty Images