Uznano, że nie stanowi zagrożenia. Dzień później strzelała do prezydenta USA

Sara Jane Moore w czerwcu 1975 roku, trzy miesiące przed zamachem na prezydenta
Gerald Ford, Jimmy Carter, George H.W. Bush i Bill Clinton na nagraniu archiwalnym
Źródło: Archiwum Reutera
Nie żyje Sara Jane Moore, Amerykanka, która dokładnie 50 lat temu próbowała zabić ówczesnego prezydenta USA Geralda Forda. Zamachowczyni chybiła jedynie dzięki błyskawicznej interwencji byłego żołnierza.

Sara Jane Moore zmarła w środę w domu opieki w mieście Franklin w stanie Tennessee. Miała 95 lat. Informację jako pierwsze przekazało czasopismo "The Banner", następnie potwierdziła ją reporterka "The Nashville Banner", która osobiście znała Moore.

Zamach na prezydenta USA

Po nieudanym zamachu na 38. prezydenta Stanów Zjednoczonych Moore spędziła za kratkami jedną trzecią życia. Amerykańskie media przypominają teraz, jak doszło do zamachu na Geralda Forda w 1975 roku. 21 września 1975 roku - na dzień przed oddaniem strzałów w kierunku ówczesnego prezydenta USA - agenci Secret Service zauważyli Moore z bronią w kalifornijskim Palo Alto podczas wystąpienia prezydenta na Uniwersytecie Stanforda, pisze "New York Times".

Funkcjonariusze po krótkiej ocenie stwierdzili jednak, że kobieta nie stanowi zagrożenia i wypuścili ją po odebraniu broni. Kilka godzin później Moore kupiła jednak od handlarza rewolwer, którego następnego dnia użyła do przeprowadzenia zamachu. 22 września 1975 roku oddała dwa strzały w kilkutysięcznym tłumie, który zebrał się by zobaczyć jak prezydent opuszcza budynek hotelu w San Francisco.

Chybiła dzięki refleksowi byłego żołnierza piechoty morskiej Olivera W. Sipple'a, który zobaczył rewolwer w ręce kobiety. Moore zdążyła oddać pierwszy, niecelny strzał, po czym Sipple odepchnął jej dłoń w chwili oddawania drugiego strzału. Druga kula minimalnie minęła Forda, odbiła się od ściany i drasnęła przypadkowego przechodnia. W tłumie wybuchła panika, a agenci Secret Service odeskortowali prezydenta do limuzyny, która zawiozła go na lotnisko. Amerykański przywódca został "tak szybko, jak to możliwe, ewakuowany z Kalifornii" - przypomniał portal dziennika "Los Angeles Times".

Gerald Ford był prezydentem USA w latach 1974-1977
Gerald Ford był prezydentem USA w latach 1974-1977
Źródło: bidenwhitehouse.archives.gov

Dożywocie dla zamachowczyni

Moore trzy miesiące później przyznała się do zamachu i została skazana na dożywocie. Z więzienia warunkowo została zwolniona w 2007 roku, rok po śmierci Forda. W 1975 roku media opisywały Moore jako zwykłą gospodynię domową, której radykalizacja wydawała się być zaskoczeniem.

Po latach okazało się, że kobieta w 1974 roku zaczęła pracę jako księgowa w People in Need. "Organizacja ta została założona w celu dystrybuowania żywności w odpowiedzi na żądania okupu wysuwane przez Symbionese Liberation Army" - przekazał w czwartek "LA Times". SLA była lewicową organizacją terrorystyczną odpowiedzialną m.in. za uprowadzenie Patty Hearst, wnuczki magnata prasowego Williama Randolpha Hearsta. People in Need zostało stworzone przez SLA by zwiększyć szanse na uzyskanie okupu za to porwanie, w związku z czym pojawiły się przypuszczenia o możliwej radykalizacji Moore przez skrajną lewicę.

W wywiadzie udzielonym telewizji NBC w 2009 roku Moore mówiła, że targnęła się na życie prezydenta w okresie, którego "ludzie nie pamiętają": krótko po zakończeniu wojny w Wietnamie, w politycznie podzielonym kraju. Twierdziła w nim, że poprzez zamach chciała wywołać "rewolucję". - Jedynym sposobem na zmianę była gwałtowna rewolucja. Naprawdę byłam przekonana, że to może zapoczątkować nową rewolucję w tym kraju - mówiła 79-letnia wówczas zamachowczyni.

Z czasem na jaw wyszło, że Sara Jane Moore wielokrotnie leczyła się z powodu problemów ze zdrowiem psychicznym, również przed 1975 rokiem.

Sara Jane Moore w czerwcu 1975 roku, trzy miesiące przed zamachem na prezydenta
Sara Jane Moore w czerwcu 1975 roku, trzy miesiące przed zamachem na prezydenta
Źródło: Janet Fries/Getty Images

Informatorka FBI?

Moore w mediach przedstawiała się potem także jako poszukiwana informatorka FBI, żyjąca w strachu przed bliżej nieokreślonym zagrożeniem. "Jego źródłem w zależności od wywiadu był albo rząd, albo jej radykalni towarzysze" - czytamy na łamach "LA Times". Gdy wieść o jej rzekomej współpracy z FBI się rozeszła, została wykluczona ze środowiska radykałów i "desperacko próbując przekonać ich o swojej szczerości i skrusze, dzwoniła do reporterów i występowała w audycjach radiowych, aby głosić teorie marksistowskie i maoistowskie" - podał "NYT" w piątek.

"LA Times" dodaje, że władze bagatelizowały sprawę rzekomej współpracy Moore służbami "twierdząc, że jej sporadyczne telefony do agentów i miejscowych funkcjonariuszy policji były nieproszone".

Czytaj także: