Pomnik konny generała Roberta Lee, dowódcy wojsk Konfederacji w czasie amerykańskiej wojny secesyjnej, został usunięty z centralnego placu w Richmond, stolicy stanu Wirginia. Pomnik był uważany za największy monument na cześć Konfederacji w Wirginii i jeden z największych w kraju. Jest to kolejny postument generała Lee i kolejny konfederacki symbol, który zniknął w ostatnim czasie z przestrzeni publicznej w Stanach Zjednoczonych.
Demontaż umieszczonego na 12-metrowym cokole, 6-metrowego posągu przedstawiającego generała Roberta Lee na koniu był transmitowany na żywo między innymi na koncie gubernatora Wirginii Ralpha Northama. Wokół pomnika zebrał się wiwatujący tłum, skandujący "żegnaj", kiedy statua opuściła cokół.
"To ważny krok ku temu, by pokazać kim jesteśmy i jakie wartości wyznajemy jako wspólnota" - ogłosił Northam. "156 lat po końcu wojny secesyjnej Wirginia jest krok bliżej bycia bardziej inkluzywną i gościnną wspólnotą" - dodała jego żona Pamela na Twitterze.
Kolejny pomnik generała Lee zdemontowany
Demokrata zadekretował obalenie monumentu już w ubiegłym roku na fali antyrasistowskich protestów po śmierci George'a Floyda, jednak wykonanie decyzji opóźniły protesty sądowe, zakończone 2 września postanowieniem stanowego Sądu Najwyższego. Ostateczne miejsce brązowej statuy nie jest jeszcze znane. Northam zapowiedział, że będzie się konsultował z mieszkańcami w tej sprawie.
Pomnik był dominującym elementem architektury Richmond, stolicy Wirginii i byłej stolicy Konfederacji. Stał w centrum głównej alei, Monument Avenue, która jeszcze do 2020 roku mieściła również pomniki czterech innych generałów Południa. Obalono je w trakcie protestów.
Stojąca od 1890 roku statua generała Lee w Richmond jest już kolejnym zdemontowanym pomnikiem tego dowódcy w tym roku. W czerwcu usunięto także jego pomnik stojący w uniwersyteckim mieście Charlottesville w Wirginii. Same plany usunięcia tego pomnika były zarzewiem marszu skrajnej prawicy i zamieszek w 2017 roku, w trakcie których zginęła jedna osoba.
Generał Robert Lee
Robert E. Lee był naczelnym dowódcą sił Konfederacji w wojnie secesyjnej z lat 1861-1865. Przez część historyków uważany jest za postać tragiczną, bo mimo osobistego sprzeciwu wobec secesji Południa, walczył po stronie Konfederatów ze względu na poczucie lokalnego patriotyzmu wobec swojego stanu, Wirginii. W ostatnich dekadach narracja na temat postaci uległa zmianie, skupiając się w większym stopniu na zdradzie Lee wobec kraju, posiadania przez niego wielu niewolników oraz jego wkładu w najkrwawszą wojnę w historii USA. Mimo to, imię Roberta Lee - oraz innych konfederackich dowódców - wciąż nosi wiele szkół i ulic w wielu stanach Południa.
Symbole Konfederacji znikają z przestrzeni publicznej
Od kilku lat prowadzony jest proces usuwania symboli Konfederacji z miejsc publicznych. Stało się tak między innymi w gmachu Kongresu w Waszyngtonie, skąd usunięto pomnik generała Roberta Lee. W Birmingham w Alabamie zniknął obelisk upamiętniający żołnierzy Południa.
W styczniu tego roku nad budynkiem Kapitolu stanowego w Jackson zawisła nowa flaga stanu Missisipi. Poprzednia flaga pochodziła z roku 1894 i zawierała sztandar bojowy Konfederacji – czerwone pole, z niebieskimi krzyżującymi się pasami, zwieńczonymi 13 białymi gwiazdami. Na nowej fladze widnieje symbol magnolii oraz zwrot "In God We Trust" (Bogu zawierzamy). Missisipi było ostatnim stanem, który wykorzystywał w swojej fladze symbolikę konfederacką.
W debacie publicznej pojawiają się też żądania zmiany nazw 10 baz wojskowych, w tym Fortu Bragg w Karolinie Północnej (nazwany na cześć gen. Braxtona Bragga, walczącego w wojnie secesyjnej po stronie Konfederacji). Sprzeciwiał się temu były prezydent USA Donald Trump twierdząc, że jest to zacieranie historii.
Powszechnie symbole konfederatów kojarzone są z rasizmem ze względu na wykorzystywanie na plantacjach w południowych stanach pracy niewolników. Przeciwnicy usuwania tej symboliki z przestrzeni publicznej postrzegają ją z kolei jako część historii i dziedzictwa kulturowego południa Ameryki.
Źródło: PAP