|

Jak Donald Trump urządzi nam świat, cz. 2. Czeka nas starcie gigantów?

Donald Trump i Elon Musk
Donald Trump i Elon Musk
Źródło: Getty Images

Media w USA już ochrzciły go mianem "współprezydenta". Od kilku miesięcy niemal zawsze pojawia się razem z Donaldem Trumpem. Nie w cieniu, nie krok czy dwa za prezydentem elektem, lecz u jego boku. Może nawet jak... równy z równym? Elon Musk, najbogatszy człowiek świata, tak właśnie wkracza do polityki. Czy długo w niej zostanie? I jak bardzo będzie to zależeć od ceniącego lojalność Donalda Trumpa?

Artykuł dostępny w subskrypcji

Jeśli wydaje nam się, że mamy za sobą ciekawy rok 2024, to co powiedzieć o tym, który właśnie się zaczyna? Próbując cokolwiek prognozować, na pewno chcielibyśmy wiedzieć nie tylko, kto zostanie następnym prezydentem Polski, ale także czy w 2025 roku skończy się (i jak) wojna w Ukrainie oraz na Bliskim Wschodzie, co będzie z globalnymi kryzysami - migracyjnym i klimatycznym - no i co nam przyniesie druga kadencja Donalda Trumpa, którego zaprzysiężenie już 20 stycznia.

W pierwszej części przewidywań o tym, jak Donald Trump urządzi nam świat, pisałem m.in., że:

  • na wynik wyborczego rozstrzygnięcia w USA w znacznej mierze wpłynęła drożyzna i obietnica kandydata republikanów, że zwalczy inflację;
  • głośne i szerokie dziś zapowiedzi wprowadzenia ceł, którymi Trump straszy Chiny, Kanadę czy Meksyk, w praktyce mogą wyglądać inaczej;
  • Ukraina i NATO nie mogą być pewne amerykańskiego sojusznika, gdy w Gabinecie Owalnym znów zasiądzie Trump.

Dziś pod lupę chcę wziąć sytuację w samych Stanach Zjednoczonych. Jakich wrogów wewnętrznych już znalazła i jeszcze znajdzie nowa amerykańska elita? Czy miliarder Elon Musk jest jej częścią, czy jednak wyrasta ponad nią? Na co tak naprawdę głosowali Amerykanie popierający Donalda Trumpa: na jego wielkie i kontrowersyjne projekty czy po prostu na to, by w portfelu się zgadzało?

Zapraszam w podróż po Ameryce niemal w przeddzień zaprzysiężenia Donalda Trumpa.

Nowa amerykańska elita

Pamiętają Państwo opowieść jednego z urzędników Białego Domu, który w trakcie pierwszej kadencji Donalda Trumpa zabrał z prezydenckiego biurka projekt decyzji o rozwiązaniu porozumienia z Koreą Południową? Wszystko po to, by uratować sojusz, będący jednym z gwarantów bezpieczeństwa USA.

No więc takich ludzi w Białym Domu już nie będzie. Po prostu. Donald Trump, można bezpiecznie założyć, wyciągnął wnioski z tego, jak minęła jego poprzednia kadencja - też za sprawą ludzi, którzy nie byli mu ślepo posłuszni.

Najgłośniejszym przykładem był chyba gniew na własnego wiceprezydenta Mike’a Pence’a, który nie chciał złamać konstytucji, by dać Trumpowi zwycięstwo w przegranych wyborach prezydenckich roku 2020.

Donald Trump obsesyjnie ceni lojalność, nie wybacza zdrady i podkreśla znaczenie zemsty. Dość powiedzieć, że rozdział szósty jego książki "Think Big and Kick Ass" (co na polski można przetłumaczyć jako "Miej ambitne plany i kop tyłki") dotyczy właśnie zemsty.

Jaką rolę przyjmie ta zemsta w nowej administracji? Podczas kampanii Trump wielokrotnie mówił o wrogach wewnętrznych:

Chorzy ludzie, radykalni lewicowi wariaci; należy się z nimi uporać, jeśli będzie to niezbędne, za pomocą Gwardii Narodowej, zaś jeśli będzie to naprawdę potrzebne, to za pomocą wojska.

Stronnicy Trumpa niejednokrotnie bronili tych słów, podkreślając, że istnienie wroga wewnętrznego jest faktem - przywoływali choćby zamach na jego życie (jeden prawie się udał, drugiemu udało się zapobiec).

Warto zwrócić też uwagę na to, co może wydarzyć się w mediach. Nie będzie to, jak w Polsce podczas rządów Zjednoczonej Prawicy, zawłaszczanie mediów publicznych przez rządzących, ale w sumie czemu by nie spróbować kupić którejś z liberalnych stacji telewizyjnych? Nie tak dawno Elon Musk odniósł się do żartobliwego (?) wpisu Donalda Trumpa Juniora, który zasugerował, że Musk mógłby kupić kanał MSNBC.

Post Donalda Trumpa Jr. z sugestią dla Elona Muska
Post Donalda Trumpa Jr. z sugestią dla Elona Muska
Źródło: x.com

Ten kanał jest równie znienawidzony przez amerykańską prawicę, co CNN. Musk odpowiedział, że "obrót spraw będący najbardziej zabawnym, zwłaszcza jeśli ironiczny, jest najbardziej prawdopodobny".

Poniżej odezwała się być może największa podcastowa gwiazda świata - Joe Rogan: "Jeśli kupisz MSNBC, poproszę o pracę Rachel Maddow. Będę nosić to samo wdzianko i okulary i będę opowiadać te same kłamstwa". Joe Rogan długo i starannie unikał bycia oficjalnie kojarzonym z jakąkolwiek opcją polityczną, niemniej ponad połowa jego słuchaczy planowała zagłosować na Trumpa. On sam poparł Trumpa tuż przed wyborami.

Joe Rogan gratuluje Donaldowi Trumpowi ponownego wyboru na stanowisko prezydenta USA
Joe Rogan gratuluje Donaldowi Trumpowi ponownego wyboru na stanowisko prezydenta USA
Źródło: Jeff Bottari/Zuffa LLC/GettynImages

Czy Rachel Maddow - znana gospodyni programów publicystycznych o liberalnych poglądach - słynie z kłamstw? Na factcheckingowym portalu Politifact znalazłem siedem udowodnionych jej nieprawd. Pierwsza - z roku 2009. Daje to, do teraz, mniej niż jedną nieprawdę na dwa lata; a dodajmy, że Maddow szczyci się nie tylko dotkliwym punktowaniem prawicy, ale i długimi monologami publicystycznymi na początku swoich programów (więc nieprawdziwego materiału mogłoby być, nieraz nawet przez przypadek, dużo więcej). Z kolei, jak podaje "Washington Post", Donald Trump jako prezydent podczas pierwszej kadencji skłamał lub wprowadził w błąd 30 573 razy w ciągu czterech lat - czyli średnio 21 razy dziennie. Ale w oczach ekipy protrumpowej to Rachel Maddow trzeba piętnować za kłamstwa. CNN zaś to jest, jak mówi Donald Trump, fake news.

Rachel Maddow to znana gospodyni programów publicystycznych o liberalnych poglądach
Rachel Maddow to znana gospodyni programów publicystycznych o liberalnych poglądach
Źródło: Getty Images

W ogóle ciekawa jest ta kombinacja Joe Rogan - Elon Musk - Donald Trump Junior. Prezydent elekt zebrał wokół siebie bardzo barwną ekipę. Jego syn wrzucił niedawno na X zdjęcie z pokładu samolotu, na którym widać obok niego właśnie Donalda Trumpa, Elona Muska, kandydata na ministra zdrowia Roberta F. Kennedy’ego Jr. i przewodniczącego Izby Reprezentantów Mike’a Johnsona.

Z kolei Johnson też wrzucił ciekawą galerię, jak cała ta ekipa (plus m.in. muzyk Kid Rock) bawiła na gali mieszanych sztuk walki w Nowym Jorku.

To jest nowa amerykańska elita. I nie jest jasne, jaką rolę będzie w niej pełnić Elon Musk.

"Ameryka należy do Elona Muska"

Jedni nazywają Muska geniuszem. Inni - kontrowersyjnym bucem. Jednak nie bogata skala określeń ma dziś największe znaczenie. Ważne jest co innego, a mianowicie: jak skutecznie i mocno skleił się z Donaldem Trumpem. Dużo mówi nam to zdjęcie.

Zrobiło furorę, bo internauci mieli ochotę na kpiny z włosów Donalda Trumpa. Ale my skupmy się na czymś innym - na kciukach w górę i wyraźnym entuzjazmie Muska oraz na obolałej minie prezydenta elekta.

Jasne, może akurat był zmęczony… Ale to idealny symbol tej relacji.

Czasem rodzi to zabawne skutki (nagłówek z portalu satyrycznego The Onion głosi: "Trump zablokował drzwi do łazienki, żeby Elon Musk nie mógł z nim do niej wejść"), a czasem bardzo poważne pytania o to, jaki wpływ na kraj i na świat będzie miał najbogatszy człowiek na Ziemi.

Już wiadomo, że będzie pod specjalną ochroną. Przyszły wiceprezydent JD Vance ostrzegł Europę, że USA mogą wycofać poparcie dla NATO, jeśli kontynent zechce obłożyć regulacjami platformę społecznościową Muska. Czy bogacz będzie mógł liczyć na podobne specjalne traktowanie na rynku wewnętrznym? Warto podkreślić, że Musk miał liczne kontrakty państwowe jeszcze za czasów demokratów (dlatego wyrósł na takiego bohatera prawicy, że w jej oczach wszystkim tym ryzykował), ale teraz… nic, tylko zarabiać jeszcze więcej?

Aktualnie czytasz: Jak Donald Trump urządzi nam świat, cz. 2. Czeka nas starcie gigantów?

Trump może i ma dość towarzystwa miliardera, ale znalazł też czas, by być w Teksasie na locie testowym największej rakiety świata, czyli Starship, która należy do koncernu Muska SpaceX.

Czy może istnieć wyraźniejszy sygnał wsparcia dla - mimo wszystko - prywatnego przedsiębiorcy? To człowiek, który postawił na Trumpa, wspierał go finansowo i sprawił, że na należącym do niego Twitterze trumpowcy czuli się jak u siebie. Twitter, obecnie znany jako X, stał się "konserwatywnym megafonem" - pisze NPR. "Business Insider" zastanawia się, czy cenniejsze było 130 milionów dolarów Muska wydane na wsparcie kampanii Trumpa, czy właśnie Twitter. A NBC News mówi wprost, że "Musk zamienił Twitter w protrumpową bańkę". Po co? Jak pisze portal Slate: "Ameryka należy do Elona Muska". Oto fragment felietonu:

"Pod względem filozoficznym i finansowym Musk ma wiele do zyskania dzięki nowemu powiązaniu z Białym Domem. Jego liczne przedsiębiorstwa są ogromnymi beneficjentami federalnych subsydiów i przedmiotem wielu regulacji. Sprzeciwia się związkom zawodowym, pragnie coraz niższych podatków i uważa, że ​​agencje federalne mają zbyt dużą władzę nad korporacjami".

0611B080X FOS LOS LUDZIE TRUMPA BS
Elon Musk może wejść w skład nowego amerykańskiego rządu. Kto jeszcze może liczyć na stanowisko?
Źródło: Jakub Loska/Fakty o Świecie TVN24 BiS

Po zaprzysiężeniu Donalda Trumpa Musk nie będzie musiał po cichu lobbować za żadną z tych spraw. Ma bowiem stanąć na czele DOGE - Departamentu ds. Wydajności Rządowej. Musk rzucił jakiś czas temu, że jego celem będzie obcięcie… jednej trzeciej wydatków państwa. I tutaj pojawia się pytanie o konflikt interesów: jaka jest gwarancja, że Musk nie będzie naciskał na oszczędności, mówiąc, że któraś z jego firm może zrobić coś taniej i lepiej niż państwo? Zwłaszcza że już wcześniej przecież państwowa agencja kosmiczna NASA nawiązała z koncernem Muska komercyjną współpracę, która była opłacalna właśnie z powodu jego sprawności, skuteczności i wydajności.

Kolejna sprawa: koncerny Muska, jak kosmiczny SpaceX, są związane kontraktami z rządem. Musk jest więc jednocześnie po dwóch stronach barykady. Jest też, a raczej wymyślana i sprzedawana przez niego technologia, ograniczany różnymi regulacjami. Czy to pozostanie w mocy?

Jak przekonuje w rozmowie z DW profesor Daniel Moynihan z Ford School of Public Policy:

Nie umiem wymienić innego przykładu kogoś z tak wyraźnym i jawnym konfliktem interesów; ma to być publiczny urzędnik oferujący rady dotyczące budżetu, struktury i zwalniania pracowników, co bezpośrednio może wpłynąć na jego interesy. To jest kreskówkowo korupcyjne.

Przypomnijmy, że gdy po wygranej Trump rozmawiał przez telefon z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim, do rozmowy włączył się właśnie Musk.

Aktualnie czytasz: Jak Donald Trump urządzi nam świat, cz. 2. Czeka nas starcie gigantów?

Starcie gigantów. Nie "czy", tylko "kiedy"

Jasnym staje się, że Elon Musk będzie miał w najbliższym czasie ogromny wpływ na Amerykę i świat. To rodzi dwa pytania.

Pierwsze: jak wielki będzie ten wpływ?

Wcześniej pisałem o amerykańskim wrogu wewnętrznym. Miliarder i inwestor Ray Dalio ostrzega wprost: "Gdy ci ludzie obejmą funkcje, prawdopodobnie postawią na czystkę wśród tych, którzy będą oskarżani o to, że należą do 'deep state' (tak trumpowcy mówią na urzędników, którzy są w Waszyngtonie 'od zawsze' i którzy w ich opinii są elitami naprawdę pociągającymi za sznurki), którzy nie są zbieżni z misją ani wobec niej lojalni". (…) Jasnym jest, że Donald Trump i ci, których wybiera do reformy rządu, są jak drapieżnik ze świata korporacji, który po wrogim przejęciu niewydajnej firmy dokonuje wielkich reform poprzez wymianę ludzi, cięcie kosztów i wstrzykiwanie nowych technologii. To jak Gordon Gekko w swoim przemówieniu o tym, że 'chciwość jest dobra' (mroczny bohater filmu 'Wall Street', brawurowo zagrany przez Michaela Douglasa - red.), z tym że tutaj chodzi o przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych i jego podejście do całego kraju".

Dalio w swojej obserwacji zastrzega, że nie nazywa Trumpa faszystą, ale podkreśla, że "najbardziej pasują analogie do skrajnie prawicowych państw lat trzydziestych". To porównanie tłumaczy tym, że

teraz kontrolę przejmują zwolennicy polityki nacjonalistycznej, protekcjonistycznej i odgórnej, którzy mają małą tolerancję dla wewnętrznej opozycji.

Pytanie drugie: kiedy dojdzie do konfrontacji Trumpa z Muskiem? Na razie to tylko dywagacje, których (co za paradoks!) wiele jest choćby na platformie X. Najlepiej jednak oddają sytuację słowa z portalu Axios, które w skondensowany sposób pokazują, dlaczego starcie gigantów może być kwestią czasu:

"Obserwatorzy wątpią w to, by ich miesiąc miodowy przetrwał. Wchodzą w grę konflikty o to, kogo nominować na które stanowisko; dążenie do różnych celów czy po prostu zazdrość o bycie w centrum uwagi. Obaj potężni mężczyźni mają silne, motywowane przez ego temperamenty i uznają samych siebie za będących ponad zasadami i normami, które ograniczają innych. (…) Jastrzębie podejście Trumpa do Chin może zaszkodzić biznesowi samochodów elektrycznych Muska, zwłaszcza megafabryce Tesli w Szanghaju".

Pierwsze starcie już zresztą za nimi. Musk publicznie poparł kandydaturę Howarda Lutnicka na arcyważne stanowisko sekretarza skarbu. Jak pisze magazyn "Fortune": "Walka o to stanowisko stawała się coraz ostrzejsza. Zabranie głosu przez Muska nie spodobało się ludziom Trumpa. Niektórzy doradcy obawiają się, że wpływy Muska mogły urosnąć za bardzo".

Howard Lutnick
Howard Lutnick
Źródło: Sarah Yenesel/EPA/PAP

Personel prezydenta elekta wprost martwi się, że Musk zaczyna się zachowywać jak "współprezydent". Identycznego słowa używają też media, cytując doniesienia z otoczenia Trumpa, że "Musk się zasiedział" i to w dodatku… dosłownie. Nie tylko miał narzucać swoje poglądy ekipie Trumpa, ale miał też bez przerwy przesiadywać w jego posiadłości na Florydzie.

Jak pisze NBC NEWS: "On zachowuje się jak współprezydent i chce, żeby każdy to wiedział - mówi nam anonimowo jedna z osób znających sprawę. Przypisuje sobie duży udział w tym, że prezydent wygrał. Chwali się swoim funduszem na rzecz wyborów i portalem X każdemu, kto jest skłonny go słuchać. Chce sprawić, że prezydent Trump uzna, iż ma u niego dług. A prezydent nie ma długu u nikogo".

Na koniec tego wątku oddajmy głos samemu Trumpowi. W rozmowie z republikanami z Izby Reprezentantów prezydent elekt miał zażartować:

Elon nie chce iść do domu. Nie mogę się go pozbyć. Chyba że przestanę go lubić.

Bo to był żart, prawda?

Donald Trump i Elon Musk podczas wiecu wyborczego w miejscowości Butler w Pensylwanii, 5 października 2024 r.
Donald Trump i Elon Musk podczas wiecu wyborczego w miejscowości Butler w Pensylwanii, 5 października 2024 r.
Źródło: Getty Images

Wielki apetyt wyborców

Gdy myślę o tych wyborach oraz o tym, jakie będą nieść skutki, zadaję sobie jedno pytanie: jak wielka część wyborców Trumpa to jego zatwardziali zwolennicy, członkowie ruchu MAGA (Make America Great Again - to hasło wyborcze Trumpa, które ich wszystkich zjednoczyło i które stało się synonimem tegoż ruchu), a jaka część to wyborcy po prostu głosujący na człowieka, który - ich zdaniem - opanuje wysokie ceny?

Wiem, że takie myślenie jest niebezpieczne. Łatwo bowiem zostać posądzonym o odbieranie Trumpowi mandatu; o zaklinanie rzeczywistości, o negowanie wyniku wyborów. Trump wygrał, kropka. W dodatku jego partia ma większość w obu izbach Kongresu. Nikt więc tutaj nie neguje bezspornego sukcesu wyborczego. Chodzi mi o coś innego - jak wielki jest apetyt wyborców Trumpa na te gigantyczne, najbardziej kontrowersyjne zmiany, które prezydent chce zrealizować? Przypomnijmy:

  • to cła na produkty z Chin, Kanady i Meksyku;
  • to deportacje na skalę, jakiej Ameryka nie widziała;
  • to potencjalne odbieranie obywatelstwa ludziom, którzy zyskali je, choć nie urodzili się jako Amerykanie;
  • to ogromne cięcia w budżecie państwa (może kosztem obywateli);
  • to potencjalne zostawienie sojuszników na lodzie.

Szukając danych, które pozwoliłyby znaleźć odpowiedź na to pytanie, znalazłem badania Gallupa, w których sprawdzano entuzjazm wyborców obu głównych amerykańskich partii w trakcie wyborów. Większy entuzjazm niż poprzednio zadeklarowało 67 proc. republikanów (u demokratów to 77 proc.). Innymi słowy - dwie trzecie wyborców Trumpa zagłosowało z entuzjazmem. Być może więc tylko dwie trzecie wyborców popiera wszystkie jego pomysły bezwarunkowo, a reszta po prostu chce taniej żyć?

Prezydent elekt Donald Trump
Prezydent elekt Donald Trump
Źródło: ALLISON ROBBERT/PAP/EPA

To oczywiście tylko interpretacje, ale jest ich więcej. Ciekawie ujął to publicysta wspomnianego wcześniej MSNBC - Chris Hayes:

Prędzej czy później nastąpi czas dotkliwego uzmysłowienia sobie różnicy między tym, na co wyborcy wahający się (którzy dali zwycięstwo Trumpowi) zagłosowali, a tym, co dostaną.

Czy to tylko straszenie ze strony dziennikarza stacji telewizyjnej, której trumpowcy nie cierpią? A może trafna prognoza? Trump dostał bowiem silny mandat od społeczeństwa, w potrójnej zresztą roli (on zdobył Biały Dom, jego partia - obydwie izby Kongresu). Jak będzie więc działał, wychodząc z założenia, że 100 procent jego wyborców chce najostrzejszej odsłony jego pomysłów? A może weźmie pod uwagę też tych wahających się, którzy po prostu chcą, by ceny w ich kraju były przystępne, ale już na rewolucję nie mają ochoty?

No i jest jeszcze jedna zagadka: czy to będzie faktycznie jego ostatnia kadencja? Zgodnie z amerykańską konstytucją prezydenturę można sprawować maksymalnie dwukrotnie. Trump obejmie urząd w wieku 78 lat - i będzie o kilka miesięcy starszy niż Joe Biden, gdy obejmował funkcję. Tym samym pod koniec tej kadencji będzie też o kilka miesięcy starszy niż Biden pod koniec swojej. W obydwu wariantach będzie to rekord, jeśli chodzi o wiek. Dlaczego o tym piszę? Bo Trump kilka razy żartował już z limitu dwóch kadencji; ponadto wszystko, co z nim związane, jest tak bezprecedensowe, że walki o trzecią kadencję nie można wykluczyć (zwłaszcza że konserwatyści mają większość w Sądzie Najwyższym, gdzie pewnie ta walka i tak by trafiła). Ale na to szanse są nikłe. Dlatego bardziej prawdopodobne jest, że Trump potraktuje powrót do Białego Domu jako ostatnią okazję do finalnego odciśnięcia swojego piętna na kraju. Może chce ukształtować, przeobrazić Amerykę w nowy kraj - i przekazać w nowe ręce.

Nie, nie Elona Muska (nie jest on Amerykaninem z urodzenia, więc nie może zabiegać o prezydenturę), ale swojego wiceprezydenta elekta JD Vance’a. Już w momencie wskazania przez Trumpa nazywany był jego "oczywistym następcą". Trudno się dziwić: będzie trzecim najmłodszym wiceprezydentem w historii kraju, a po czterech latach u boku Trumpa wciąż będzie młodym człowiekiem: w roku 2028, czyli w roku następnych wyborów, Vance będzie miał raptem 44 lata. Gdyby wystartował i objął urząd, byłby młodszy niż m.in. Barack Obama czy Bill Clinton, gdy zostawali prezydentami.

Powalczy z Donaldem Trumpem o Biały Dom. Kim jest J. D. Vance?
Źródło: Marcin Wrona/Fakty TVN

Czyż to nie jest trop, który mówi nam o przyszłości tej ery amerykańskiej polityki? Ery, która po bidenowskiej przerwie zaraz będzie wznowiona na nieznaną wcześniej skalę?

Nie martwiąc się o konieczność walki o reelekcję, mając - przynajmniej na starcie - takie wsparcie w parlamencie, Donald Trump może uznać, że nie musi oglądać się absolutnie na nikogo. Ani też z nikim o nic się siłować - już zadbał o to, by jego najbliższe otoczenie było posłuszne jak nigdy.

Nikt mu nie schowa dokumentów.

Nikt się nie postawi.

Nikt nie będzie nielojalny.

Słowem: Ameryka i świat, przynajmniej w najbliższym czasie, będą dokładnie takie, jak zechce Donald Trump.

na wynik wyborczego rozstrzygnięcia w USA w znacznej mierze wpłynęła drożyzna i obietnica kandydata republikanów, że zwalczy inflację;

głośne i szerokie dziś zapowiedzi wprowadzenia ceł, którymi Trump straszy Chiny, Kanadę czy Meksyk, w praktyce mogą wyglądać inaczej;

Ukraina i NATO nie mogą być pewne amerykańskiego sojusznika, gdy w Gabinecie Owalnym znów zasiądzie Trump.

to cła na produkty z Chin, Kanady i Meksyku;

to deportacje na skalę, jakiej Ameryka nie widziała;

to potencjalne odbieranie obywatelstwa ludziom, którzy zyskali je, choć nie urodzili się jako Amerykanie;

to ogromne cięcia w budżecie państwa (może kosztem obywateli);

to potencjalne zostawienie sojuszników na lodzie.

Czytaj także: