- Gdyby wybory odbyły się 27 października, byłabym dziś waszym prezydentem – powiedziała we wtorek podczas konferencji w Nowym Jorku z udziałem organizacji kobiecych Hillary Clinton. - Jeśliby szef FBI James Comey nie wystosował listu, wygrałabym - oceniła.
W najobszerniejszej jak dotąd wypowiedzi na temat kampanii prezydenckiej i wyniku wyborów, które odbyły się 8 listopada 2016 roku, rywalka obecnego szefa państwa Donalda Trumpa w wyścigu o fotel prezydencki wskazała, że do jej porażki przyczynił się list dyrektora FBI Jamesa Comeya wysłany 28 października, na 11 dni przed wyborami, do członków komisji ds. sprawiedliwości Izby Reprezentantów.
List miał związek z dochodzeniem mającym wykazać, czy używanie przez Clinton prywatnej skrzynki i serwera do celów służbowych w czasie, gdy była sekretarzem stanu naraziło na szwank bezpieczeństwo narodowe. Pierwotnie dochodzenie zostało zakończone w lipcu 2016 roku. Nie znaleziono dowodów na to, by Clinton bądź jej współpracownicy zamierzali złamać prawo.
W październikowym liście Comey napisał, że FBI dowiedziała się o istnieniu maili, które wydawały się mieć związek i mogły okazać się ważne dla dochodzenia. "Zostałem o tym poinformowany wczoraj i zgodziłem się, że FBI musi podjąć odpowiednie kroki (...) by ustalić, czy (maile) zawierają tajne informacje, a także by ocenić ich wagę dla śledztwa" - napisał Comey.
Tydzień później James Comey poinformował Kongres, że nowe maile badane przez biuro w związku ze sprawą używania przez Hillary Clinton prywatnego serwera do wysyłania służbowej korespondencji nie zmieniły rezultatu poprzedniego dochodzenia.
Clinton pisze książkę
- To nie była doskonała kampania, ale byłam na drodze do zwycięstwa, aż do momentu, gdy Comey napisał list, co zbiegło się z kolejnymi przeciekami opublikowanymi przez portal WikiLeaks – oceniła Clinton. Jak stwierdziła, "o przegranej zdecydowało ostatnie dziesięć dni kampanii". Przypisując kluczowe znaczenie decyzji Comeya o wznowieniu dochodzenia ws. służbowej korespondencji, którą niezgodnie z przepisami była sekretarz stanu prowadziła z prywatnego serwera, Clinton zaznaczyła, że "bierze całą odpowiedzialność za błędy popełnione w trakcie kampanii". - To ja byłam kandydatką. To moje nazwisko było na karcie do głosowania. Jestem w pełni świadoma wyzwań i problemów, w obliczu których staliśmy i błędów, jakie popełniliśmy – powiedziała, zdradzając jednocześnie, że obecnie jest zajęta pisaniem książki dotyczącej częściowo udziału w wyborach.
- Jest to dla mnie bolesny proces – wyznała. - Myślę, że do mej porażki przyczyniły się też postawy mizoginistyczne - dodała Clinton. W jej ocenie prezydent Rosji Władimir Putin był zainteresowany zwycięstwem Donalda Trumpa "i z całą pewnością wpływał na przebieg naszych wyborów, aby osłabić mnie, a pomóc memu rywalowi".
Trump "powinien wysyłać mniej tweetów"
Była pierwsza dama pozwoliła sobie na kilka uwag krytycznych względem prezydenta Donalda Trumpa, ale – jak zauważa agencja Reutera – nie miało to charakteru totalnego ataku. Clinton powiedziała, że Trump "powinien wysyłać mniej tweetów, a bardziej zająć się wykonywaniem obowiązków". Skrytykowała też niedawną wypowiedź Trumpa o możliwości przeprowadzenia bezpośrednich rozmów z przywódcą Korei Północnej. Trump oświadczył w poniedziałek, że jest otwarty na spotkanie z północnokoreańskim przywódcą Kim Dzong Unem "w odpowiednich okolicznościach".
- Nie powinno się oferować takich rzeczy, jeśli wcześniej nie stworzyło się przy współudziale Chin, Japonii i Rosji wspólnego frontu, który pozwoli wywrzeć taką presję na reżim, że zasiądzie przy stole obrad i rozpocznie negocjacje – powiedziała.
Autor: azb/tr / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/ERIK S. LESSER