Przewodniczący kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA gen. Joseph Dunford ujawnił podczas konferencji prasowej w poniedziałek okoliczności śmierci czterech komandosów, którzy zginęli 4 października w Nigrze. - Jesteśmy to winni ich rodzinom - podkreślił.
Generał podzielił się swą wiedzą na ten temat, mimo że śledztwo w tej sprawie jeszcze trwa.
Amerykańscy żołnierze z liczącego około tysiąca kontyngentu USA wypełniającego misję pokojową w Nigrze zostali zaatakowani 4 października podczas misji zwiadowczej, jaką przeprowadzali w miejscowości oddalonej o 120 km na północ od stolicy kraju, Niamey. Ich oddział liczył 12 żołnierzy.
W rekonesansie uczestniczył też oddział żołnierzy nigerskich, spośród których pięciu straciło życie.
Zaatakowani przez dżihadystów
Amerykanie i żołnierze nigerscy zostali zaatakowani przez liczący 50 osób oddział bojowników islamskich, powiązanych z lokalną strukturą IS - wyjaśnił gen. Dunford.
Jak zaznaczył, Amerykanie wezwali posiłki dopiero po godzinie walki. - W moim osądzie uważali, że będą sami w stanie poradzić sobie z tą sytuacją bez dodatkowego wsparcia, ale to ostatecznie wyjaśni śledztwo - powiedział dowódca. - Nie mam żadnych powodów, by zakładać lub twierdzić, że zrobili cokolwiek, co wychodziłoby poza rozkazy - stwierdził. Generał przypomniał też, że na miejsce walk został wysłany bezzałogowy samolot, który pojawił się tam w zaledwie kilka minut po wezwaniu pomocy. - Godzinę po tym na miejsce przybył też francuski mirage – wskazał. Stacja CNN, która poświęciła poniedziałkowej konferencji prasowej generała Dunforda specjalny materiał, przypomniała, że w piątek Pentagon sprostował wcześniejsze spekulacje o zakazie bombardowania, jakim miała być rzekomo objęta misja francuskiego myśliwca. "Było to niewykonalne, ponieważ trudno było rozróżnić walczące strony" - podkreślono w komunikacie. Poniedziałkowa wypowiedź generała Dunforda wpisuje się w szerszy kontekst polemiki wywołanej kondolencyjnym tweetem prezydenta Donalda Trumpa, w którym użył on nazwiska jednego z poległych w czasie akcji. - Wymienił nazwisko mego męża, sierżanta La Davida Johnsona ni stąd, ni zowąd, chyba dlatego, że było wytłuszczone w raporcie, który leżał u niego na biurku – powiedziała mediom wdowa po Johnsonie, Myeshia. Wyznała ona w rozmowie telefonicznej z prowadzącym program telewizyjny "Good Morning America", że była też urażona zachowaniem głowy państwa, w tym - tonem jego głosu, gdy Trump do niej zadzwonił.
Trump zapewnił w kolejnym swym tweecie, że wiedział o kogo chodzi, gdy składał kondolencje wdowie.
Senat niedoinformowany w sprawie akcji w Nigrze
Jak ujawniają amerykańskie media, sierżant Johnson był bliskim przyjacielem rodziny deputowanej z ramienia Partii Demokratycznej Frederiki Wilson, która osobiście uczestniczyła w ceremonii przewiezienia trumny z jego ciałem z bazy sił powietrznych w Dover. "Nie tylko ona, ale też wielu innych członków Kongresu wyrażało w ostatnich dniach oburzenie, że Kongres nie był wystarczająco informowany o misji pokojowej w Nigrze, o jej rozmiarach czy o tragicznym w skutkach ataku na komandosów" - podkreśla CNN. - Wciąż walczę o to, by komitet do spraw sił zbrojnych Senatu otrzymywał wyczerpujące informacje - zaznaczył z kolei w wypowiedzi dla telewizji ABC senator John McCain. Z kolei senator Lindsey Graham z Karoliny Południowej, który wraz z McCainem udał się w piątek na specjalne spotkanie z szefem resortu obrony Johnem Mattisem, powiedział stacji NBC w poniedziałek, że "nie miał pojęcia, iż w Nigrze stacjonuje 1000 amerykańskich żołnierzy". Odnosząc się do tych słów na konferencji prasowej w poniedziałek, gen. Dunford ujawnił, że na kontynencie afrykańskim stacjonuje obecnie sześć tysięcy żołnierzy z USA. Generał nie potwierdził informacji, że ciało sierżanta La Davida Johnsona zostało znalezione 1,5 km od miejsca, gdzie doszło do starcia. Zapewnił jednak, że żołnierze amerykańscy z misji podległej dowództwu AFRICOM i żołnierze francuscy nie zaprzestali walki, dopóki nie znaleźli ciała sierżanta.
Autor: tmw/adso / Źródło: PAP