Prezydent elekt USA Donald Trump wskazał, że to Turcja stoi za rebeliantami, którzy obalili Baszara al-Asada. Nie przesądził jednak, czy po objęciu urzędu pozostawi amerykańskich żołnierzy w Syrii.
Donald Trump podczas poniedziałkowej konferencji prasowej w swojej posiadłości Mar-a-Lago na Florydzie odniósł się do sytuacji w Syrii.
Odpowiadając na pytanie o dalszy los 900 amerykańskich żołnierzy stacjonujących w kraju w ramach misji przeciwko Państwu Islamskiemu, przyszły prezydent USA przypomniał, że podczas swojej pierwszej kadencji podjął decyzję o wycofaniu części kontyngentu, twierdząc, że żołnierze są narażeni na ataki ze strony sił syryjskich.
- Teraz jedna ze stron została właściwie zdziesiątkowana. Ale nikt nie wie, kto jest tą drugą stroną. Ja wiem: to Turcja. Turcja za tym stoi. On (prezydent Erdogan – red.) jest bardzo mądrym gościem. Oni chcieli Syrię od tysięcy lat i on ją zdobył - powiedział Trump. - Ci ludzie, którzy tam weszli, są kontrolowani przez Turcję i to jest w porządku - ocenił.
Trump podkreślił, że ma dobre stosunki z tureckim prezydentem i stwierdził, że choć nie chce narażać amerykańskich żołnierzy na śmierć, to nie ma już o to obaw, z uwagi na porażkę wojsk reżimu Baszara al-Asada.
Trump o możliwym porozumieniu z Iranem
Pytany później, czy nadal - jak obiecywał podczas kampanii wyborczej - zamierza zawrzeć układ z Iranem, który wspierał upadły reżim, Trump odparł "zobaczymy, co się wydarzy".
- W tej chwili nikt nie wie, co stanie się z Syrią, ale myślę, że Turcja będzie trzymać klucze do Syrii - orzekł.
Prezydent elekt odmówił też odpowiedzi na pytanie, czy zdecyduje się na prewencyjne uderzenie w irański program atomowy, ani czy poparłby takie uderzenia ze strony Izraela. Zaznaczył, że gdyby miał to zrobić, nie ogłaszałby tego wcześniej mediom.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Emin Sansar/Anadolu/GettyImages