Minister obrony Pjongjangu być może żyje, a południowokoreańska Narodowa Służba Bezpieczeństwa (NIS) mogła się pospieszyć z przekazaniem informacji o jego rozstrzelaniu - podaje agencja Reutera, która w ostatnich dniach zajmowała się sprawą rzekomej śmierci Hyon Yong-chola. - Jeżeli NIS się pomyliła to będzie to olbrzymie upokorzenie dla służb wywiadowczych Seulu - mówi jeden z ekspertów ds. północnokoreańskich z Sejong Institute.
W środę 13 maja agencja prasowa Yonhap, powołując się na wywiad południowokoreański, wysłała w świat informację o straceniu w publicznej egzekucji ministra obrony Korei Północnej, Hyon Yong-chola. Według źródeł południowokoreańskich, minister zapłacił życiem za drzemkę, którą uciął sobie podczas uroczystości wojskowych z udziałem Kim Dzong Una.
Hyon Yong-chol został oskarżony o zdradę, nielojalność oraz brak szacunku dla przywódcy kraju i rozstrzelany 30 kwietnia z broni przeciwlotniczej.
Wywiad Seulu popełnił ogromny błąd?
Informacja ta zrobiła piorunujące wrażenie w całym zachodnim świecie. Pojawiła się w serwisach informacyjnych wszystkich najważniejszych mediów w Europie, za oceanem, a także w Japonii.
W piątek agencja Reutera, która sama przekazała informacje o straceniu ministra, zauważyła, że coś jednak w całej sprawie nie gra. Okazuje się, że Hyon Yong-chol może żyć. Skąd tak nagła zmiana?
Przede wszystkim - północnokoreańska telewizja wciąż pokazuje jego archiwalne zdjęcia. Choć sam minister obrony po raz ostatni był widziany w towarzystwie Kim Dzong Una 28 kwietnia to jednak przez kolejne dwa tygodnie jego archiwalne zdjęcia towarzyszyły Koreańczykom w telewizji codziennie. Reżim ma tymczasem kilka żelaznych zasad, a jedna z nich głosi, że wraz z uznaniem kogoś za zdrajcę, zostaje on wymazany z historii.
Zaufany minister dyktatora wciąż w niej funkcjonuje i to zaczęło w ostatnich dniach niepokoić Narodową Służbę Bezpieczeństwa w Seulu. Wygląda bowiem na to, że ktoś pospieszył się z przekazaniem rewelacji dotyczących spektakularnego rozstrzelania, które nie miało miejsca.
Teraz - jak podaje agencja Reutera - analitycy i agenci NIS są bardziej przekonani o tym, że Hyon Yong-chol został zdymisjonowany, a nie zabity.
Równocześnie dalej twierdzą, że przekazali informację o śmierci polityka opierając się na „mocnych dowodach”, tych jednak konsekwentnie nie chcą pokazać.
Południowokoreańską Narodową Służbą Bezpieczeństwa przez lata wstrząsały kolejne skandale, a oskarżenia dotyczące angażowania się jej agentów w życie polityczne kraju i wpływanie na kształt sceny politycznej w Seulu sięgają kilku dekad wstecz.
NIS, której głównym zadaniem jest zdobywanie wiedzy o tym, co dzieje się w pałacu Kima na szczytach władzy w Pjongjangu, znalazła się w największym ogniu krytyki pod koniec 2011 roku, gdy w ogóle nie dotarła do informacji o śmierci poprzedniego władcy Korei Północnej i ojca Kim Dzong Una - Kim Dzong Ila.
- Jeżeli NIS się pomyliła i tym razem, to będzie to olbrzymie upokorzenie dla służb wywiadowczych Seulu - mówi jeden z ekspertów ds. północnokoreańskich z Sejong Institute, Cheong Seong-chang.
Autor: adso/sk / Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Reuters