Na anektowanym przez Rosję Krymie we wtorek doszło do wybuchów, pojawiają się doniesienia o kolejnych. Jak podały ukraińskie media, w pobliżu miasta Dżankoj doszło do eksplozji w składzie amunicji. Według rosyjskiego ministerstwa obrony to wynik "działań sabotażowych".
Pierwsza informacja o wybuchach na zaanektowanym Krymie pojawiła się w ukraińskich portalach po godzinie 7.30 (6.30 w Polsce). Jak napisała Ukraińska Prawda, w pobliżu miasta Dżankoj doszło do kilku wybuchów. Portal cytował między innymi relacje mieszkańców, którzy opowiadali w rozmowie z rosyjskimi dziennikarzami, że słyszeli eksplozje i widzieli kłęby czarnego dymu.
Przewodniczący Medżlisu Tatarów Krymskich Refat Czubarow przekazał na Facebooku, że płonie rosyjska jednostka wojskowa w rejonie dżankojskim. "Trafiono w skład amunicji w jednostce wojskowej orków (Rosjan) we wsi Kalay (obecnie Azow) w rejonie dżankojskim" - napisał na Facebooku. "Odgłosy eksplozji rozchodziły się po stepie" - dodał. Później jednak Czubarow zaktualizował swój wpis i poinformował, że został trafiony "skład amunicji".
Doniesienia po ewakuacji
Mer Melitopola (obwód zaporoski) Iwan Fedorow przekazał na kanale Telegram, że "trwa ewakuacja z rejonu dżankojskiego na Krymie". 'Nikt nie zdoła się ukryć. A niedługo nie będzie się gdzie wycofać" - napisał Fedorow.
Czubarow w kolejnym poście poinformował, że na moście Kerczeńskim zwiększył się ruch samochodowy chcących wyjechać z półwyspu Krymskiego. "Tysiące obywateli Rosji próbują się wydostać przez Zatokę Kerczeńską. Ostrzegano was już po Nowofedoriwce: nie zostawajcie, wyjeżdżajcie z Krymu jak najszybciej. A wy musieliście czekać na Dżankoj…" - napisał na Facebooku.
O ewakuacji mieszkańców mówił także premier anektowanego Krymu Siergiej Aksjonow, jak przekazał, ludzie zostali wywiezieni z "pięciokilometrowej strefy". Poinformował także, że doszło do pożaru stacji transformatorowej.
Przed południem rosyjska propagandowa agencja TASS poinformowała, że "w wyniku detonacji amunicji uszkodzona została linia kolejowa w rejonie dżankojskim. "Zatrzymano trzy pociągi przewożące dwa tysiące osób. Do (wtorkowego) wieczora przez ten odcinek powinno było przejechać pięć kolejnych pociągów, wiozących prawie trzy tysiące osób" - dodała agencja.
Według rosyjskiego ministerstwa obrony eksplozje są "wynikiem działań sabotażowych". W rejonie dżankojskim został wprowadzony stan wyjątkowy.
Jermak o "jubilerskiej precyzji" wojsk ukraińskich
Andrij Jermak, szef biura prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, oznajmił we wpisie na kanale Telegram, że "operacja 'demilitaryzacja', prowadzona z jubilerską precyzją przez Siły Zbrojne Ukrainy, będzie trwać aż do całkowitego wyzwolenia ukraińskich terytoriów". "Nasi żołnierze wprawiają nas w dobry nastrój. Krym jest ukraiński!" - stwierdził.
Do informacji, kto stoi za eksplozjami, nie odniósł się jednak wprost rzecznik sił powietrznych Jurij Ihnat, który powiedział dziennikarzom, że "siły zbrojne Ukrainy uznają wybuchy w pobliżu Dżankoja na tymczasowo okupowanym Krymie za nieprzestrzeganie zasad bezpieczeństwa przeciwpożarowego".
Według dziennika "New York Times", powołującego się na anonimowego ukraińskiego urzędnika, wtorkowe eksplozje na Krymie są dziełem "elitarnej ukraińskiej jednostki wojskowej, działającej na tyłach wroga".
Doniesienia o kolejnych wybuchach
Około godziny 12 (czyli 11 w Polsce) agencja Reutera podała, że kłęby czarnego dymu było widać w pobliżu miasta Krasnogwardiejskoje, znajdującego się około 30 km na południe od miasta Dżankoj.
Po godzinie 12 (po godzinie 11 w Polsce) rosyjski dziennik "Kommiersant" napisał, że nad bazą wojskową w pobliżu Symferopola unoszą się kłęby czarnego dymu. Ta informacja nie została jak dotąd oficjalnie potwierdzona.
Źródło: Ukraińska Prawda, TASS, Kommiersant, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Telegram