Mieszkaniec Mariupola: straszne uczucie, kiedy zdajesz sobie sprawę, że nie ma miasta, które kochasz

Źródło:
tvn24.pl
 Roman Skliarow z Mariupola w rozmowie z Arletą Zalewską
Roman Skliarow z Mariupola w rozmowie z Arletą Zalewską
tvn24
Roman Skliarow z Mariupola w rozmowie z Arletą Zalewskątvn24

Roman Skliarow uciekł z Mariupola drugiego dnia wojny. O tym, że jego blok i mieszkanie zostały spalone i zniszczone w atakach Rosjan, dowiedział się ze zdjęć i nagrań opublikowanych przez ukraińską armię w internecie. - Mam tyle wspomnień z nim związanych. A teraz wszystko przepadło - powiedział Arlecie Zalewskiej. To kolejna rozmowa z cyklu "Ukraina walczy - cywile".

Tuż przed wojną Roman Skliarow, mieszkaniec Mariupola wrócił do swojego miasta. - Skończyłem pracę na statku rejsowym za granicą. I jak zawsze, gdy kończę kontrakt, wróciłem do domu, na wakacje. To był 20 lutego. Po czterech dniach zaczęła się wojna - wspominał w rozmowie z Arletą Zalewską.

- Była szósta rano, zadzwoniła do mnie przyjaciółka i powiedziała: obudź się, wybuchła wojna. Nie mogłem oczywiście uwierzyć, otworzyłem okno i usłyszałem wybuchy. Ktoś krzyczał. Natychmiast zdecydowałem się, że z rodziną musimy uciekać - dodał.

Zniszczony blok w MariupoluRoman Skliarow
Roman Skliarow z rodzinąRoman Skliarow

"Kiedy opublikowali zdjęcia zniszczonych budynków, zobaczyłem, że jeden z nich to mój blok"

Jak stwierdził, czuje "ogromną frustrację". - To straszne uczucie, kiedy zdajesz sobie sprawę, że nie ma twojego domu, nie ma miasta, które tak kochasz. Wszyscy czujemy się zagubieni - powiedział Arlecie Zalewskiej.

Jak dowiedział się o tym, że jego blok został zniszczony? - W Mariopolu stacjonuje batalion "Azow". Ich żołnierze wciąż są w mieście. Śledziłem ich w mediach społecznościowych, żeby dowiedzieć się, co się dzieje w Mariopolu. Kiedy opublikowali nagrania i zdjęcia zniszczonych budynków, zobaczyłem, że jeden z nich to mój blok. Byłem w szoku - relacjonował.

Jak mówił, ma wiele "wspaniałych wspomnień" związanych z tym miejscem. - To tam pierwszy raz byłem zakochany w dziewczynie, to tam spotykałem się ze znajomymi. Szczególnie, że mieszkałem blisko portu i blisko centrum rozrywki - największym w mieście. Niemal codziennie tam chodziłem. Wiele wspaniałych wspomnień i to wszystko zostało zniszczone. Bardzo trudno jest się z tym pogodzić. Wszystko przepadło - tłumaczył.

- To było piękne miejsce, bo mamy Morze Azowskie. Przez ostatnie lata na plaży były organizowane wielkie koncerty. Mnóstwo młodych ludzi, muzyka, kultura, restauracje, bary, kawiarnie nad morzem. To miasto tętniło życiem. Jestem przekonany, że za pięć lat, gdyby to wszystko nas nie spotkało, Mariupol stałby się takim drugim Miami w Ukrainie. Był naprawdę piękny - stwierdził Skliarow.

 Roman Skliarow z Mariupola w rozmowie z Arletą Zalewską
Roman Skliarow z Mariupola w rozmowie z Arletą Zalewskątvn24

"Babcia pomaga sąsiadom w gotowaniu"

Jak dodał, w mieście została jego babcia. - Kiedy namawiałem rodzinę do ucieczki, babci nie udało mi się przekonać. Powiedziała, że chce zostać i chronić swój dom. Babcia mieszka w innej części miasta niż my. Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy, czuła się dobrze. Mam nadzieję, że jej dom wciąż jest bezpieczny - powiedział.

Ostatni raz rozmawiali 1 marca. - Potem straciliśmy kontakt całkowicie. W mieście nie ma prądu. Nie ma jak doładować baterii - wyjaśnia. I przekazuje dobre wieści. - 7 albo 10 marca zadzwonił do nas jakiś wolontariusz i powiedział, że babcia ciągle żyje, że wciąż tam jest, a nawet, że pomaga sąsiadom w gotowaniu - mówił Roman Skliarow w rozmowie z Arletą Zalewską. 

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE W TVN24 GO:

Autorka/Autor:rozmawiała Arleta Zalewska

Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Roman Skliarow

Tagi:
Raporty: