Kateryna wraz z mężem i dwójką dzieci uciekła przed bombardowaniami z Charkowa w północno-wschodniej części Ukrainy do Czortkowa w obwodzie tarnopolskim na zachodzie kraju. Rosyjskie rakiety spadły jednak i na to miasteczko. Córka Kateryny została ranna.
Kateryna (imię kobiety zostało zmieniona ze względów bezpieczeństwa) w nagraniu, opublikowanym na stronie rady miejskiej Czortkowa na Facebooku, wyznała, że przed rosyjskim ostrzałem miała "złe przeczucia". Kiedy zabrzmiała syrena alarmowa, wyszła na korytarz.
W pewnym momencie Kateryna usłyszała potężny huk. "Pocisk leci w naszą stronę" - powiedział jej mąż. Córka zdążyła się położyć na kanapie, gdzie usiedli jej rodzice. - Chcieliśmy z tej kanapy wstać, ale po wybuchu powaliło nas na podłogę - opowiada Kateryna.
Dwie eksplozje
Po pierwszej eksplozji nastąpiła druga, po której pękła szyba w oknie. Córka Kateryny była w pobliżu. Doznała urazu głowy. Gdy w zbombardowanym budynku wybuchł pożar, Kateryna z mężem i dziećmi wybiegli na zeznątrz.
- Jesteśmy przesiedleńcami, nasze rzeczy są zawsze w torbach, złapaliśmy wszystko i wybiegliśmy na ulicę. Zobaczyliśmy, że ogrodzenie wokół budynku zostało zniszczone, wszystko wokół się pali, jechała gdzieś karetka, a cała twarz mojego dziecka była pokryta krwią - opowiadała Kateryna.
23 rannych
Rosyjskie pociski spadły na 28-tysięczny Czortków w obwodzie tarnopolskim 11 czerwca. W wyniku ostrzału do miejscowego szpitala trafiły 23 osoby, w tym żołnierze, cywile i dzieci. Córka Kateryny także w nim przebywa. Jej rodzina mieszkała tam od dwóch miesięcy.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: facebook/chortkiv.city.counci