Obecnie w Ukrainie nie ma bezpiecznych miejsc - ocenił w piątek Ołeksij Arestowycz, doradca ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Wyjaśnił, że powodem jest możliwość przeprowadzenia ostrzałów przez Rosjan.
- Prawdopodobieństwo bycia zabitym przez rakietę manewrującą jest mniej więcej takie samo, jak bycia zabitym przez samochód - ocenił Arestowycz, cytowany w piątek przez serwis Dzerkało Tyżnia.
Doradca szefa państwa zaapelował do Ukraińców, by nie lekceważyli alarmów przeciwlotniczych i po ich usłyszeniu udawali się do schronów. Udostępnił też link do mapy, na której zaznaczane są aktualne ostrzeżenia.
Trwają bombardowania
Ostrzały ukraińskich miast przez Rosjan trwają stale od początku inwazji, 24 lutego. W piątek szef władz obwodu mikołajowskiego Witalij Kim przekazał, że pięć osób zginęło, a 15 odniosło obrażenia w ostrzale dzielnic mieszkalnych Mikołajowa na południu kraju.
Tego samego dnia w wyniku ostrzału jednej z dzielnic mieszkaniowych Charkowa na wschodzie Ukrainy zginęło siedem osób, a 34 zostały ranne. Wśród zabitych i rannych są dzieci. W obwodzie chersońskim w miejscowości Płodowe na południu Ukrainy w ataku zginęły zaś dwie osoby, a trzy zostały ranne - poinformowały władze gminy miejskiej Kachowka. W piątek doszło również do innych ostrzałów, w wyniku których zginęli i ranni zostali cywile.
Od początku rosyjskiej inwazji Ukrainę opuściło 4,3 mln ludzi, a ponad 10 mln uciekło ze swoich domu i zamieszkało w innym miejscu w kraju.
Według danych Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej opublikowanych w środowym raporcie, ponad 870 tys. osób, które od 24 lutego uciekły za granicę, powróciło już do ojczyzny, a liczba powracających rośnie. Na początku wojny do kraju wracali głównie mężczyźni, ale w ostatnim czasie są to przede wszystkim kobiety i dzieci.
Źródło: PAP