Podczas wizyty szefa MSZ i ministry pracy Norwegii w Charkowie doszło do rosyjskiego ataku. Politycy musieli szukać schronienia przed bombami. Szef norweskiej dyplomacji uznał zdarzenie za dowód na brak woli ze strony Moskwy na zawarcie zawieszenia broni. Wykluczył też szybkie zniesienie sankcji wobec Rosji.
Kierujący ministerstwem spraw zagranicznych Espen Barth Eide i ministra pracy Tonje Brenna odwiedzali w środę i czwartek Ukrainę, w tym między innymi Charków. Prowadzili rozmowy o powrocie 90 tysięcy Ukraińców z Norwegii do swojego kraju po wejściu w życie stabilnego zawieszenia broni. W trakcie jednego ze spotkań rozległ się alarm przeciwlotniczy, a członkowie norweskiego rządu musieli uciekać do schronu.
- Pocisk spadł bardzo blisko miejsca, w którym przebywaliśmy. Bomba trafiła w boisko szkolne, na którym chwilę wcześniej bawiło się wiele dzieci. Charków leży kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Rosją, więc nie ma mowy o jakiejkolwiek pomyłce. Rosjanie wiedzieli doskonale, co robią. To najwyraźniejszy dowód, że Moskwa nasila ataki, i to na cele cywilne, zamiast przygotowywać się do zakończenia wojny - powiedział w rozmowie z dziennikiem VG Eide.
"Za wcześnie, by rozmawiać o łagodzeniu sankcji"
Szef dyplomacji Norwegii dodał, że władze w Kijowie z napięciem śledzą przebieg rozmów między Federacją Rosyjską a Amerykanami i bardzo wyraźnie podkreślają, że potrzebują zarówno Europy, jak i USA, ale niepokoi je niejasna wobec Kremla postawa administracji Donalda Trumpa.
Eide wykluczył, by w najbliższym czasie mogło dojść do zmiany w sankcjach, jakimi od ponad trzech lat objęta jest Rosja. Jako warunku zawarcia zawieszenia broni na Morzu Czarnym Kreml zażądał zniesienia restrykcji wobec rosyjskich banków.
- Jest za wcześnie, by rozmawiać o jakimkolwiek łagodzeniu sankcji - podkreślił Eide.
Autorka/Autor: momo/ft
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/SERGEY DOLZHENKO