|

Fala protestów, aresztowania, bojkoty. Czy w Turcji kiedyś "wszystko będzie wspaniale"?

Wiec poparcia dla Ekrema Imamoglu w Stambule, sobota 29 marca 2025
Wiec poparcia dla Ekrema Imamoglu w Stambule, sobota 29 marca 2025
Źródło: EPA/TOLGA BOZOGLU

Recep Tayyip Erdoğan osiągnął jako polityk wiele, ale jedno mu się nie udało: sukcesja. I dopóki nie znajdzie dla siebie godnego następcy, władzy tak łatwo nie odda.

Artykuł dostępny w subskrypcji

- Zatrzymali nas na kilkanaście godzin, nagrali nasze oświadczenia, przesłuchali. Ostatecznie tym razem wypuścili na wolność, ale z informacją, że już nigdy nie dostaniemy pracy w sektorze publicznym - opowiadają aktywiści, którzy pod koniec marca zgromadzili się na stambulskim placu Maltepe na proteście w obronie Ekrema İmamoğlu. Nie chcą podawać publicznie swoich danych, bo pamiętają, czym może się to dla nich skończyć - część z nich w tureckim areszcie spędziła już kiedyś całe tygodnie. Za krytykę władzy byli oskarżani o związki z organizacjami terrorystycznymi, izolowani od swoich rodzin, niektórzy za popieranie opozycji tracili pracę.

Mimo to teraz znowu stanęli w tłumie kilku milionów ludzi niezadowolonych z zatrzymania Ekrema İmamoğlu - polityka opozycji, który właśnie został kandydatem na prezydenta Turcji z ramienia Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), choć wybory planowane są dopiero na 2028 rok. A jednak Turcy wyszli teraz na ulice wszystkich dużych miast: byli w Stambule, Ankarze, Izmirze, Bursie, Adanie, Antalyi. To centra biznesowe, ośrodki akademickie, ważne turystyczne punkty na mapie kraju.

turcja
Protesty w Stambule. Policja użyła armatek wodnych
Źródło: Reuters

Ludzie mieli na transparentach hasła nawołujące do wypuszczenia Ekrema İmamoğlu, apele o powrót prawdziwej demokracji i przymiotnikowych wyborów: prawdziwie powszechnych i przede wszystkim równych, w których opozycja ma choćby równy z rządzącymi dostęp do państwowych mediów. Niektórzy aktywiści byli przebrani: światowe media obiegło zdjęcie z Antalyi, na którym widać zakutego w kajdanki Pikachu, a na usta wielu obserwatorów cisnęło się pytanie: "gotta catch 'em all"?, czyli: "czy masz już wszystkie?".

Bo naprzeciw protestującym wyszła policja i nie miała oporów, żeby masowo tłumić zgromadzenia, a kolejnych uczestników łapać i odsyłać do aresztów. Międzynarodowa Federacja Dziennikarska opisała to, co widać na zdjęciach relacjonujących wydarzenia:

pokojowe protesty spotkały się z nieuzasadnionym i niezgodnym z prawem użyciem siły przez policję, osoby były bite pałkami i kopane, gdy leżały na ziemi. Funkcjonariusze organów ścigania bez rozróżnienia używali gazu pieprzowego, gazu łzawiącego, plastikowych kul i armatek wodnych przeciwko protestującym, powodując liczne obrażenia.

Co takiego dzieje się dziś w Turcji i dlaczego akurat teraz? Czy ostatnie wydarzenia będą krokiem w stronę demokratyzacji kraju, czy jednak rządów autorytarnych?

Zakaz transmisji

Na razie tysiące protestujących trafiło za kraty. Wśród nich co najmniej pięciuset studentów, jak donosi agencja AFP, chociaż liczby te mogą być dużo większe. Jakie dokładnie? Bazowanie na oficjalnych rządowych danych może być niewystarczające, żeby pokazać obraz sytuacji, a dziennikarze, którzy mogliby przekazać precyzyjne dane, są uciszani.

Albo wprost: Najwyższa Rada Radia i Telewizji Turcji (RTÜK) zakazała informowania "w stronniczy sposób" o protestach, ostrzegając, że niedopełnienie tego obowiązku będzie skutkować maksymalnymi karami, w tym cofnięciem licencji. Rządowy oficjalny przekaz był jasny: Turków "nie interesują awanturnicy". Niezależny turecki dziennikarz Fatih Altayli, związany z CNN Turk i Habertürk TV, pokazał jednak wyniki oglądalności: według nich ci Turcy, którzy w czasie trwania protestu nie mogli być na placu Maltepe, masowo przełączali swoje telewizory na jeden z dwóch transmitujących zgromadzenie kanałów. 41,7 proc. zgromadzonych przed telewizorami ludzi miało oglądać protest. Altayli nie wskazał źródła tych informacji, Centrum Zwalczania Dezinformacji Prezydenckiej Dyrekcji ds. Komunikacji zareagowało i poinformowało, że posty, w których można przeczytać, że pokazują "wskaźniki oglądalności kanałów telewizyjnych podczas wiecu", są dezinformacją.

Ale oba kanały, które Altayli wskazał jako oglądane podczas wiecu przez Turków, zostały ukarane grzywnami administracyjnymi i tymczasowym zawieszeniem nadawania.

Zatrzymania dziennikarzy

Albo nie wprost: "Władze tureckie deportowały naszego reportera Marka Lowena ze Stambułu po tym, jak wcześniej służby zabrały go z hotelu i przetrzymywały przez siedemnaście godzin" - poinformowało BBC.

"Potępiamy zatrzymanie naszego dziennikarza Yasina Akgüla. Fotoreporter został aresztowany w swoim domu o świcie, na oczach żony i dwójki małych dzieci i bezpodstawnie oskarżony o udział w nielegalnym zgromadzeniu w Stambule. Jego uwięzienie jest nie do przyjęcia. Dlatego proszę o jak najszybszą interwencję w celu uzyskania szybkiego uwolnienia naszego dziennikarza" - napisał Fabrice Fries, prezes AFP, w liście skierowanym do tureckiego prezydenta.

Kaj Joakim Medin, szwedzki dziennikarz, znany władzy w Turcji, bo relacjonujący wcześniej protesty przeciwko tureckiej polityce w Szwecji, został zatrzymany już na lotnisku, kilka minut po wylądowaniu w Stambule. Wiadomo, że został przeniesiony do więzienia o zaostrzonym rygorze, oskarżony o związki z terrorystami i od tej pory nie ma z nim kontaktu. Ostatnią wiadomość wysłał do swojej wydawczyni 20 marca o godzinie 12.02. "De plockar in mig pa forhor nu", czyli: "biorą mnie na przesłuchanie".

"Nie cofnę się ani o krok"

Krajobraz społeczno-polityczny w Turcji to dziś więc dym, hałas armatek wodnych, krzyk protestujących i milczenie zatrzymanych. Chociaż nie głównej postaci ostatnich wydarzeń, bo akurat Ekrem İmamoğlu przemówił do ludzi: dzięki sztucznej inteligencji, która wygenerowała jego postać i pozwoliła jej wygłosić przygotowane przez uwięzionego polityka słowa, między innymi: "nie cofnę się ani o krok na drodze do cudownej przyszłości, na jaką zasługuje nasz kraj".

Krajobraz społeczno-polityczny w Turcji to też konsekwencje prawne dla wielu współpracowników İmamoğlu. Kolejne osoby z jego otoczenia są "wycinane" z życia politycznego, zatrzymywane i oskarżane o korupcję. Ale przede wszystkim to konsekwencje dla jego partii i jej wyborców, którzy liczyli, że ich kandydat zwycięży w kolejnych wyborach prezydenckich, zdetronizuje panującego od 2014 roku Recepa Tayyipa Erdoğana i przywróci w Turcji prawdziwą demokrację.

Zdjęcie z 20 marca 2025 r.
Wizerunki Ekrema Imamoglu i Mustafy Kemala Atatürka w czasie protestów w Turcji przeciwko zatrzymaniu burmistrza Stambułu
Źródło: PAP/EPA/ERDEM SAHIN

Ilu jest tych wyborców? Na tyle dużo, że groźba oddania władzy stawała się realna. W prawyborach zorganizowanych pod koniec marca w Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) za İmamoğlu zagłosowało 15 milionów ludzi. Partia CHP wygrała również w 2024 roku w wyborach lokalnych, a rok wcześniej przedstawiciel opozycji, Kemal Kılıçdaroğlu, człowiek o dużo mniejszej charyzmie niż İmamoğlu, przegrał z Erdoğanem zaledwie o włos, dostając w drugiej turze wyborów prezydenckich 48,09 proc. głosów.

- A trzeba pamiętać, że poparcie dla AKP [ugrupowanie Recepa Tayyipa Erdoğana - red.] nie wynika tylko z tego, że dany wyborca chce głosować na tę partię. Często może nie chcieć mieć jej u władzy, ale głosuje, bo się boi, że inaczej będzie się to wiązało z konsekwencjami. Czy jest to realne, to inna sprawa, ale w Turcji panuje atmosfera strachu. Że się straci pracę albo zostanie oskarżonym z jakiegoś paragrafu, które są tak skonstruowane w tureckim prawie, że można je interpretować na wiele sposobów. Przykładem jest kwestia "współpracy z terrorystami" - tłumaczy dr hab. Adam Szymański z Wydziału Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.

Mimo to Turcy w ostatnich wyborach lokalnych w 2024 roku wyraźnie postawili na opozycję. Widać więc jasno, że chcą zmiany. Ale by tak się stało, opozycja musi wziąć się do roboty. Jak? No właśnie: stawiając na czele polityka, który pociągnie za sobą tłumy.

Najmocniejszy z rywali

İmamoğlu już nieraz udowodnił, że jest do tego zdolny. Najbardziej spektakularnie w 2019 roku. Wygrał wtedy niewielką przewagą głosów, bo 13 tysięcy, wybory na burmistrza Stambułu, pokonując kandydata AKP. Nie spodobało się to Erdoğanowi. Zakwestionował więc ten wynik, a Wysoka Komisja Wyborcza Turcji (YSK) anulowała głosowanie, zarządzając powtórkę wyborów. Wzbudziło to gniew Turków, którzy ponownie poszli do urn, żeby pokazać, że nie godzą się na taką politykę i tym razem zapewnili İmamoğlu spektakularne zwycięstwo: różnica liczby głosów na korzyść polityka CHP wyniosła ponad 770 tysięcy.

Czy to był bolesny prztyczek w nos dla Erdoğana? Z pewnością. Nie bez powodu za burmistrzem Stambułu od lat ciągną się przeróżne postępowania i zarzuty: za znieważenie głowy państwa, instytucji państwowych, o związki z terrorystami, o wspieranie Kurdyjskiej Partii Pracy, którą Ankara uznaje za ugrupowanie terrorystyczne, i za korupcję. Niejednokrotnie İmamoğlu otrzymywał też z powodu zarzutów zakazy działalności politycznej. Wszystko to z pewnością uprzykrzało mu pracę jako politykowi, ale wciąż jej nie uniemożliwiało.

Ekrem Imamoglu
Ekrem Imamoglu
Źródło: ERDEM SAHIN/EPA/PAP

Ba, przedstawiciel CHP mógł zainteresowanie władzy jego osobą przekuwać nawet w kapitał polityczny. Kiedy w czasie jednej ze swoich kampanii wyborczych jeździł po Stambule autobusem, żeby spotykać się z wyborcami, któregoś dnia zauważył go pewien chłopiec. Rzucił się biegiem za pojazdem i zaczął krzyczeć: "wszystko będzie wspaniale", a nagranie tej sytuacji obiegło tureckie media. Stało się symbolem pragnienia zmiany wśród młodego pokolenia. İmamoğlu wyczuwa trendy i nastroje: na wiecach często ściąga marynarkę i krawat, pokazując, że jest gotowy do pracy, a ze słów chłopca zrobił własne hasło wyborcze, obiecując Turkom upragnioną zmianę.

- Ma zdolność mobilizacji tłumów i jednoczenia różnych sektorów tureckiego społeczeństwa, wyborców liberalnych i konserwatywnych, ale też kurdyjskich. Tego nie ma żaden inny kandydat CHP - tłumaczy dr Karol Wasilewski, szef zespołu Turcji, Kaukazu i Azji Centralnej w Ośrodku Studiów Wschodnich.

Skuteczna opozycja

İmamoğlu czaruje tłumy, a jego partia w końcu zaczyna brać sprawy w swoje ręce.

- Do tej pory turecka opozycja była szalenie nieefektywna, wiele razy zawiodła Turków - mówi Karol Wasilewski. - Była postrzegana jako opozycja, której jest wygodnie być nie za sterami państwa, ale na drugim miejscu na podium. Nie trzeba się wtedy przejmować poważnymi problemami państwa - dodaje.

I przypomina chociażby ostatnie wybory prezydenckie, do których CHP wystawiło Kemala Kılıçdaroğlu, słabszego z kandydatów, których mieli do zaproponowania. Był to pewien kompromis: Erdoğan z pewnością zdawał sobie sprawę z tego, z jakim przeciwnikiem przychodzi mu walczyć i nie utrudniał tej walki tak, jak mógłby to zrobić w przypadku walki z İmamoğlu (który zresztą miał wtedy nałożony zakaz działalności politycznej). CHP miało ograniczony dostęp do mediów tradycyjnych, a to z nich według badań Turcy głównie czerpią wiedzę o świecie (nie z mediów społecznościowych, jak dzieje się to np. w Polsce). Kılıçdaroğlu nie mógł się więc zaprezentować wyborcom w takim samym stopniu jak panujący prezydent, ale nikt nie zablokował mu możliwości startu.

Kemal Kilicdaroglu
Kemal Kilicdaroglu
Źródło: Shutterstock

Ale to było dwa lata temu. Dziś opozycja staje się odważniejsza w swoich poczynaniach, bardziej chętna do ryzyka i być może zakaz działalności politycznej nałożony na kandydata nie byłby dla partii przeszkodą do wybrania go i tak do startu w wyborach.

CHP wygrywa w sondażach

CHP widzi swoje szybujące sondaże, widzi możliwość zwycięstwa i wierzy, że to jest moment na zmianę. Politycy wpadają więc na pomysł, żeby kuć żelazo póki gorące: rozpisać przyspieszone wybory i wykorzystać własne dobre notowania. Argumentują to pogarszającą się sytuacją gospodarczą kraju (inflacja w styczniu w Turcji wyniosła ponad 40 proc.) i jawnym niezadowoleniem Turków z obecnej władzy. Postanawiają zagrać nie bezpiecznie, jak do tej pory, ale va banque - postawić na kandydata, który nie spodoba się Erdoğanowi, bo może mu realnie zagrozić.

olga 2
Dr Karol Wasilewski z OSW o działaniach opozycji w Turcji

- I stąd tak szybko, trzy lata przed zaplanowanymi zgodnie z konstytucją wyborami, organizacja prawyborów w Republikańskiej Partii Ludowej. Oraz wskazanie, że z dużą pewnością wygra je İmamoğlu - tłumaczy dr Wasilewski. - CHP chciało nie tylko wskazać swojego kandydata wyborcom, ale oficjalnie pokazać, jak ogromne ma on poparcie - dodaje. Nie bez powodu zaprosili do głosowania nie tylko 1,5 miliona swoich członków, ale w ogóle Turków, robiąc z tego głosowania nie tylko wewnętrzne, ale wręcz powszechne prawybory. Zagłosowało w nich na İmamoğlu 15 milionów ludzi, co pokazuje skalę poparcia dla opozycji.

- Chcieli tym pokazać jasno, że taka jest właśnie "wola narodu", a "woli narodu", o czym mówi często sam Erdoğan, nie wolno nie respektować. Chcieli więc zaszachować Erdoğana, żeby był zmuszony do respektowania swojego kontrkandydata i żeby nie blokował startu Ekrema İmamoğlu jakimiś wymierzonymi w niego postępowaniami - dodaje.

Prezydenckie prawybory w CHP
Prezydenckie prawybory w CHP
Źródło: PAP/EPA/ERDEM SAHIN

Ile razy Erdoğan może być prezydentem?

I tu trzeba się na chwilę zatrzymać. Bo może ktoś zapytać: dlaczego mówimy o Erdoğanie jako o człowieku, który ponownie wystartuje w wyborach? Turecka konstytucja przewiduje przecież na tym stanowisku maksymalnie dwie kadencje dla jednej osoby. Erdoğan, przypomnijmy, piastuje ten urząd już trzecią, a wygrana w wyborach oznaczałaby czwartą. Jak to możliwe?

Pierwsza kadencja rozpoczęła się jeszcze przed zmianą systemu na prezydencki w 2017 roku, więc Erdoğan uznał, że "się nie liczy". Czwarta mogłaby się odbyć po zmianie konstytucji i zlikwidowaniu limitów, a w obozie władzy jest o tym pomyśle coraz głośniej. Czy udałoby się to przeforsować?

Eksperci nie mają wątpliwości. Wystarczy przypomnieć sytuację związaną z referendum, które w 2017 roku wprowadziło w kraju system prezydencki: - Zostały wtedy zaakceptowane głosy, które nie były opieczętowane przez Najwyższą Komisję Wyborczą. Zdaniem opozycji liczba tych zaakceptowanych głosów przewyższała liczbę oddanych w sposób zgodny z prawem - mówi dr Karol Wasilewski z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Jest to więc kolejny argument dla opozycji - trzeba przeprowadzić przyspieszone wybory prezydenckie, zanim Erdoğan zdąży zmienić konstytucję. Choć przyspieszenie umożliwiłoby szefowi AKP start w wyborach - konstytucja przewiduje bowiem obecnie dwie pełne kadencje dla prezydenta, skrócenie jednej oznacza więc możliwość walki o reelekcję.

Aktualnie czytasz: Fala protestów, aresztowania, bojkoty. Czy w Turcji kiedyś "wszystko będzie wspaniale"?

Jaki był efekt działań opozycji - ogłoszenia w marcu powszechnych prawyborów, wskazania Imamoglu w kuluarowych rozmowach jako potencjalnego zwycięzcy i głośnych apeli o przyspieszenie wyborów?

Cofnijmy się do 18 marca: politycy CHP nie zdążyli jeszcze przeprowadzić głosowania, kandydat nie został oficjalnie wybrany, a w domu Ekrema İmamoğlu pojawiają się śledczy. Właśnie 18 marca Uniwersytet Stambulski unieważnia politykowi dyplom, powołując się na "nieprawidłowości", co automatycznie uniemożliwia mu kandydowanie w wyborach prezydenckich. Tego samego dnia pisze w swoich mediach społecznościowych, wzywając Turków do walki o demokrację:

Razem, ręka w rękę, odeprzemy ten cios i zmażemy tę czarną plamę na naszej demokracji.

Dzień później, 19 marca, zostaje aresztowany przez turecką policję pod zarzutami korupcji i wspierania terroryzmu. Wzbudza to ogromny gniew tureckiego społeczeństwa i miliony ludzi tego samego dnia wieczorem wychodzą na ulice największych miast; żeby pokazać swój sprzeciw wobec działań władzy. W kolejnych dniach protesty nie ustają. Nie ustają też politycy opozycji, którzy 23 marca, tak jak zaplanowali wcześniej, przeprowadzają prawybory. Na karcie do głosowania jeden kandydat - aresztowany Imamoglu, który - jak już pisaliśmy wcześniej - zdobywa 15 milionów głosów dzięki "woli narodu".

Ten wynik rozgrzewa protestujące tłumy jeszcze bardziej. 29 marca na placu Maltepe w Stambule gromadzą się na proteście ponad 2 miliony ludzi. Na mównicę wychodzi m.in. Dilek Imamoglu, żona aresztowanego polityka. Przysłuchują jej się aktywiści (część z nich tę noc spędzi w areszcie, niektórzy usłyszą, że "już nigdy nie znajdą pracy w sektorze publicznym"), a ona ze łzami w oczach mówi: "wszystko będzie wspaniale".

turcja
Tłumy na wiecu poparcia dla Ekrema Imamoglu w Stambule
Źródło: Reuters

Protesty nie ustają, a niezadowolone społeczeństwo dalej pokazuje swój gniew: bojkotowane są firmy i przedsiębiorstwa związane z władzą, publiczni nadawcy mediów. 2 kwietnia Turcy zdecydowali się przeprowadzić wielki bojkot konsumencki - tego dnia zrezygnowali z zakupów, wizyt w restauracjach, płatności internetowych. Prokuratura Generalna w Stambule ogłosiła już wszczęcie dochodzenia w sprawie zachęcania do bojkotu ekonomicznego przez opozycję.

Co będzie później? Tutaj opozycja ma już twardy orzech do zgryzienia: czy trzymać się tego, że ich kandydatem jest İmamoğlu - który oficjalnie nie może startować w wyborach i nie pojawi się na kartach do głosowania inaczej niż tylko dopisywany długopisem przez wyborców przy urnach, co przecież nie ma żadnego skutku prawnego - czy zmieniać kandydata i jak dwa lata temu iść na kompromis, który i tak nie przyniesie zwycięstwa?

Aktualnie czytasz: Fala protestów, aresztowania, bojkoty. Czy w Turcji kiedyś "wszystko będzie wspaniale"?

Co na to świat?

A może poczekać na reakcje międzynarodowe? Cóż - te, jeżeli się pojawią, nie będą spektakularne. Sytuacja globalna z punktami zapalnymi choćby w Ukrainie czy w Strefie Gazy, zdominowana przez wypowiadane przez USA wojny celne, nie sprzyja temu, by zachodni przywódcy skupiali się akurat teraz na losie Turków. Erdoğan o tym wie i tym bardziej staje się coraz odważniejszy w swoich staraniach o utrzymanie władzy. Bo eksperci są pewni - Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) w dobie szalejącej inflacji, przepalania rezerw walutowych i ulicznych manifestacji nie robi nic innego, jak walczy o utrzymanie władzy. I może to robić coraz bardziej bezkarnie.

- W obecnych uwarunkowaniach żadne represje międzynarodowe i negatywne reakcje się nie wydarzą. Stany Zjednoczone z Donaldem Trupem są już zajęte innymi zupełnie tematami niż "jakieś" prawa człowieka. Departament Stanu wyraźnie zresztą zasygnalizował, że to, co dzieje się w Turcji, to są sprawy wewnętrzne Ankary - mówi dr Wasilewski z OSW. - Unia Europejska też niespecjalnie przejmie się sytuacją w Turcji, zajmie się raczej "sprawami strategicznymi", czyli kwestiami bezpieczeństwa - tym, żeby włączyć Turcję w kształtującą się architekturę bezpieczeństwa europejskiego w obliczu redukcji amerykańskiego zaangażowania.

olga 1
Dr Karol Wasilewski: USA nie będą się wtrącać w sprawy wewnętrzne Turcji

Europa potrzebuje Turcji, a Turcja Europy. Hakan Fidan, minister spraw zagranicznych Turcji, w oficjalnych wypowiedziach przestrzega nawet przed perspektywą rozpadu NATO. Turcy są tym przerażeni. Taka perspektywa oznacza dla nich m.in. wycofanie amerykańskiego parasola nuklearnego z Turcji. Kraj powinien się więc przykleić do Unii Europejskiej, bo sam nie da rady.

Tylko jak ktokolwiek wyobraża sobie teraz choćby rozpoczęcie rozmów na temat wznowienia negocjacji akcesyjnych do Unii Europejskiej z państwem, które aresztuje i pozbawia możliwości startu w wyborach głównego kandydata opozycji?

- Cóż, problem polega na tym, że mamy taką, a nie inną sytuację geopolityczną. A to ciągnie za sobą upadek tego liberalnego porządku; kwestie związane z demokracją, prawami człowieka schodzą na dalszy plan. Liczy się pragmatyzm, interesy gospodarcze i te związane z bezpieczeństwem. I niestety Unia Europejska, jeżeli zareaguje, to jedynie "wyrazi niezadowolenie", za którym nic nie pójdzie - mówi dr hab. Adam Szymański z UW.

olga 7
Dr hab. Adam Szymański (UW): Prawa człowieka i demokracja nie są już tak ważne, jak bezpieczeństwo

Erdoğan nie odda władzy

Gdzie więc Turcja będzie za kilka lat?

Tutaj wszystko zależy od opozycji. Jeżeli CHP uda się utrzymać presję i jedność ze społeczeństwem, a społeczeństwo nie wpadnie w marazm i nie straci przekonania, że protesty, bojkoty państwowych spółek i walka o demokrację mają sens, być może jest jakaś szansa na przegraną AKP. Już teraz widać wycofujących się inwestorów, strata następnych możliwości biznesowych to będzie kolejny cios w kulejącą turecką gospodarkę i Turcja nie może sobie na to pozwolić. - Do tego demografia: zmiana pokoleniowa, która przecież następuje. Młodzi Turcy ewidentnie wspierają opozycję, być może za kilka lat będą mieli taką siłę, żeby obalić władzę Erdoğana - podkreśla Szymański.

Recep Tayyip Erdogan
Recep Tayyip Erdogan
Źródło: TOLGA BOZOGLU/PAP/EPA

A może wystarczy poczekać, aż Erdoğan sam odda władzę?

- Tylko co to oznacza "oddać władzę"? Nawet jak wybory teoretycznie wygrywa opozycja, powstaje nowy rząd, to trudno pstryknięciem palców cofnąć wszystkie niedemokratyczne zmiany, które miały miejsce, i odzyskać instytucje, urzędy. Kwestia rozległych wpływów, które się ma, będąc u władzy, sieci klientelistycznych, powiązań władzy z biznesem - to wszystko nie znika po wyborach. Oddanie władzy może oznaczać utratę danego urzędu, ale polityczne wpływy mogą zostać jeszcze przez lata - mówi Adam Szymański.

- Ale Erdoğan nawet urzędu nie odda - prognozuje Wasilewski. - Recep Tayyip Erdoğan ma jeden projekt, który mu się nie udał. Tym projektem jest sukcesja. Były różne próby podejmowane z synem, z zięciami, ale były to próby nieudane. W Partii Sprawiedliwości nie ma innej postaci, która mogłaby równać się z Erdoğanem i wskoczyć na jego miejsce. On zdaje sobie sprawę, że gdyby teraz go zabrakło, partia by się najprawdopodobniej rozpadła. Po drugie, proszę pamiętać, że to jest polityk, który sądzi, że tylko on jest kluczem do przyszłości Turcji. A po trzecie: zdaje on sobie sprawę z tego, że utrata władzy oznacza prawdopodobnie osądzenie za wszystkie rzeczy, które zrobił, będąc na szczycie. Osądzenie nie tylko jego, ale całej jego rodziny. Dlatego on zrobi wszystko i posunie się tak daleko, jak będzie potrzeba, żeby tylko zostać u władzy. Biorąc pod uwagę to, że to Erdoğan w tym momencie ma czas, po drugie ma środki na to, żeby docisnąć opozycję bardziej, niż to robił dotychczas - to ta trajektoria wydarzeń nie jest dla opozycji sprzyjająca - dodaje Wasilewski.

olga 4
Czy w Turcji jest już system autorytarny?

Co to będzie dla nas oznaczało?

- Po następnych wyborach prawdopodobnie nie będziemy mieć już wątpliwości, czy mamy do czynienia jeszcze z demokratycznym - mimo wielu niedociągnięć - państwem, czy już z rzeczywiście autorytarnym systemem, który sprawia jedynie wrażenie istnienia realnej konkurencji - opozycja nie może wystawić swojego kandydata, sądownictwo jest w rękach władzy, a większością mediów zarządza obóz władzy. Będziemy mieć jasność i na tej podstawie będziemy mogli określić, co w relacjach z Turcją możemy zrobić, a co już nie - mówi Wasilewski. - Oczywiście wszystko to przy optymistycznym założeniu, że my również, jako Unia Europejska, będziemy znać odpowiedź na pytanie, kim my jesteśmy i do czego dążymy.

Czytaj także: