|

Jak trzech trenerów piłkarskich z Trójmiasta zarabiało w IPN

Lekcja o sanitariuszce Ince
Lekcja o sanitariuszce Ince
Źródło: Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej
Sanitariuszka Inka i miś Wojtek - to dwie postacie, których losy w zamierzeniu Instytutu Pamięci Narodowej miały rozbudzić wśród młodych ludzi zainteresowanie historią. IPN za czasów Karola Nawrockiego zlecił jednak realizację tego pomysłu nie historykom, a trenerom piłki nożnej związanym z klubami piłkarskimi, w których grał sam Nawrocki. IPN dobrze im za to zapłacił.
Artykuł dostępny w subskrypcji

Jednym z zadań Instytutu Pamięci Narodowej jest działalność edukacyjna. Jedną z postaci, o której IPN chce uczyć dzieci, jest Danuta Siedzikówna "Inka", sanitariuszka Armii Krajowej, po wojnie działaczka antykomunistycznego podziemia, skazana na karę śmierci.

Projekt krzewienia historii dziewczyny w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych nazwali w IPN "Drużyna Inki". Ruszył w 2022 roku. Zajęcia miały się składać z lekcji o "Ince" i praktycznej lekcji pierwszej pomocy. Przypomnijmy, "Inka" była sanitariuszką.

- Kiedy tylko usłyszeliśmy, że szefostwo myśli nad takim projektem, było dla nas jasne, że my moglibyśmy to poprowadzić - mówią mi kolejno trzej historycy z jednego z oddziałów terenowych IPN. Nie chcą ujawniać swoich nazwisk z obawy przed odwetem przełożonych. 

- Naszym zadaniem jest krzewienie historii, jest to nasza praca, za którą dostajemy co miesiąc wypłatę. Ale również ogromna pasja - dodaje jeden z nich. Jak zaznacza, historycy chcieli więc dać takie lekcje uczniom bez dodatkowego wynagrodzenia, w ramach pensji.

Rozmówcy zapewniają nas, że historyczne lekcje o "Ince" poprowadziliby bez dodatkowego wynagrodzenia - bo i tak w ramach obowiązków służbowych chodzą do szkół czy do lokalnych mediów. Zaproponowali także, że do nauki pierwszej pomocy zaproszą ratowników PCK, którzy zgodzili się pracować w zamian za 1000 złotych za tydzień takiej pracy. Twierdzą, że IPN ma takie możliwości, bo wielokrotnie w ramach przedsięwzięć edukacyjnych płacił współpracującym osobom na podstawie umów o dzieło czy umów zlecenia.

Profesor Grzegorz Motyka o "mieszaniu się" IPN-u w kampanię wyborczą
Źródło: TVN24

"Implementujemy wzorce warszawskie"

Według naszych rozmówców nikt w IPN nie zaproponował historykom zatrudnionym w instytucie takiego zadania. A kiedy, jak twierdzą, sami zaczęli zgłaszać się na ochotnika do udziału w projekcie, usłyszeli, że to niemożliwe.

- Usłyszałem od szefa, że "implementujemy wzorce warszawskie". Wtedy nie wiedziałem, co to znaczy, dziś już rozumiem - mówi jeden z historyków. - Tam nie chodziło o to, żeby czegoś fajnego nauczyć dzieciaki. Oni po prostu wiedzieli, że można na tym zarobić grube pieniądze i łatwo wyprowadzić je z IPN.

Podobne wnioski zawarte są w nieopublikowanym jeszcze raporcie Najwyższej Izby Kontroli, do którego dotarliśmy. Kontrolerzy przyjrzeli się temu, jak IPN wydaje pieniądze. Jak informowaliśmy już na tvn24.pl, w ocenie NIK prezes IPN Karol Nawrocki gospodarował publicznymi pieniędzmi w sposób "niegospodarny, nierzetelny, z naruszeniem prawa". Również przy projektach edukacyjnych.

Z wystąpienia pokontrolnego wynika, że kontrola obejmowała również projekt "Drużyna Inki".

Dotarliśmy do treści umowy IPN z 2023 r. z osobą, która miała pojawić się w szkołach i dawać uczniom lekcje o sanitariuszce Ince. Umowa ta pojawiła się w wewnętrznym systemie zamówień IPN. Kontrolerzy NIK analizowali jedynie część umów zawartych przez instytut. Nie mamy pewności, czy ta umowa, w posiadaniu której jesteśmy, była sprawdzana przez kontrolerów. Przeanalizowaliśmy jednak jej zapisy, bo jest przykładem na to, kto i ile zarobił na projekcie "Drużyna Inki".

W umowie tej IPN zleca zleceniobiorcy przeprowadzenie 200 lekcji historyczno-edukacyjnych, prezentujących historię "Inki" na podstawie gotowego scenariusza dostarczonego przez IPN. Wedle zapisów tej umowy "elementami świadczonej usługi będą: umówienie zajęć (odwiedziny w szkołach, przedstawienie idei projektu dyrekcji szkoły i wybranie konkretnych terminów), przeprowadzenie lekcji (…) oraz rozprowadzenie materiałów - apteczek - wśród uczestników lekcji. Wypożyczenie sprzętu audiowizualnego do przeprowadzenia zajęć".

Według umowy to dokładnie 97 tysięcy złotych. Płatne w sześciu ratach, z czego pierwsza i druga przypadają na lipiec i sierpień, kiedy lekcje w szkołach się nie odbywają.

"Ilość godzin do przepracowania w trakcie zlecenia: 200 h. Wynagrodzenie za każdą godzinę wynosi 485,00 zł" (pisownia oryginalna) - na takie warunki zgodziły się obie strony. Zleceniodawca - IPN, zleceniobiorca - Dominik Piotr Mojek.

Trenerzy piłkarscy uczą historii

Mężczyzna na stronie Instytutu Pamięci Narodowej występuje jako "edukator". Konkretnie w sprawozdaniu z zajęć o "Ince", jakie prowadził dla uczniów szkoły imienia Arkadego "Fidlera". Nazwisko patrona szkoły ujęliśmy w cudzysłów, bo w takiej formie zapisuje je Instytut Pamięci Narodowej.

Ze strony Fundacji Sport i Zabawa, o której jeszcze za chwilę wspomnimy, można dowiedzieć się, że Mojek - zleceniobiorca lekcji IPN o Danucie Siedzikównie "Ince" - ukończył AWF w Gdańsku, "dzięki czemu wie, jak poruszyć serca dzieciaków do biegania. W temacie piłki nożnej [frazeologia oryginalna – przyp. red.], ma 3 wcielenia: jest doświadczonym trenerem piłki nożnej, wybitnym graczem oraz zaciętym fanem. Często patrzy w niebo, bo jego ulubionym kolorem jest niebieski. Jest sprytny i dowcipny, to doświadczenie zdobył oglądając ulubioną bajkę Wilk i Zając [kreskówka produkowana w Związku Sowieckim i w Rosji – przyp. red.]. Możecie go poznać na zajęciach sportowych oraz budującego kreatywne budowle Lego".

W powyższej nocie biograficznej nie ma słowa o kwalifikacjach tego edukatora w dziedzinie historii.

Mojek to również trener piłkarski z Gdańskiego Klubu Piłki Nożnej Gedania 1922. To klub, w którym według "Gazety Wyborczej" jako nastolatek grał Karol Nawrocki. To też klub, który został objęty patronatem Muzeum II Wojny Światowej, kiedy jego dyrektorem był Nawrocki. Ile pieniędzy dostała wtedy Gedania z muzeum? "Gazeta Wyborcza" twierdzi, że ponad 120 tys. zł. Umowa sponsorska została zawarta w roku 2021.

Próbowaliśmy zapytać trenera Gdańskiego Klubu Piłki Nożnej Gedania 1922 Dominika Mojka o szczegóły jego udziału w projekcie "Drużyna Inki", w tym o jego kwalifikacje do prowadzenie lekcji. Mężczyzna odpowiedział, że "to nie jest odpowiedni czas na rozmowę" oraz że "chętnie porozmawia, ale w czerwcu". Czyli po wyborach.

Dominik Mojek nie był jedynym edukatorem, z którym IPN podpisał umowę na zajęcia o "Ince".

Lekcja dotycząca historii "Inki"
Lekcja dotycząca historii "Inki"
Źródło: Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej

"Nierzetelne i niegospodarne"

Kontrolerów badających ten projekt zainteresowała umowa dotycząca 300 godzin zajęć, które dla IPN miała przeprowadzić osoba wybrana bez żadnych zapytań ofertowych (według zarządzenia prezesa IPN w sprawie zamówień publicznych, przed złożeniem zamówienia powinno się porównać co najmniej trzy oferty). 

Dlaczego? "Wybrano osobę, która taki projekt przeprowadzała już na kilkuset spotkaniach. (…) Gwarantuje ona wysoki profesjonalizm, terminowość i dała się poznać jako kompetentna" - odpowiedzieli pracownicy IPN w czasie kontroli. Pracownik IPN tłumaczył się jednocześnie przed kontrolerem, że od zasady porównywania trzech ofert można odstąpić, gdy "tylko dana osoba daje rękojmię właściwego przeprowadzenia takiego przedsięwzięcia". NIK nie uznał tego tłumaczenia za zasługujące na uwzględnienie. Nazwał takie postępowanie "naruszeniem zasady uczciwej konkurencji". Zajęcia, które zostały zamówione w ten sposób, miały kosztować IPN ponad 110 tys. zł. Czyli 366 złotych za jedną lekcję o "Ince". To niższa kwota jednostkowa niż ta, na którą IPN umówił się z edukatorem Dominikem Mojkiem.

- Skąd właśnie taka? - padło więc pytanie ze strony kontrolerów, a odpowiedź została zacytowana w raporcie: "Kierownik Samodzielnej Sekcji Planowania i Realizacji Projektów w Biurze Przystanek Historia IPN zeznał, że nie jest w stanie odpowiedzieć na jakiej zasadzie oszacowana została wartość tego zamówienia, natomiast wniosek został stworzony na polecenie dyrektora B[iura] P[rzystanków] H[istoria]". W tym czasie funkcję tę pełnił Łukasz Witek. 

Kto otrzymał to zlecenie? Autorzy wystąpienia pokontrolnego NIK wymieniają tę osobę jedynie z inicjałów, ale udało nam się ustalić, że to Kinga Smoleń. Niewiele można znaleźć o niej informacji. Wiadomo jedynie, że w przeszłości pracowała przy różnych projektach edukacyjnych. Między innymi dla Funduszu Sprawiedliwości. Wysłaliśmy do niej wiadomość z prośbą o rozmowę, nie otrzymaliśmy jednak wiadomości.

Takich umów, zawartych z naruszeniem zasad uczciwej konkurencji, było według NIK więcej. Nawet apteczki, które dzieci otrzymały na zajęciach, za które IPN zapłacił blisko 60 tys. zł, były kupione z pominięciem zasad zamówień publicznych. Instytut nie porównał trzech ofert, tak jak wymagały tego wewnętrzne przepisy, chociaż pracownicy IPN starali się udowodnić, że próbowali. Nie dostali jednak ofert od dwóch firm. W czasie kontroli NIK okazało się, że firmy, które IPN pytał o możliwość dostarczenia dwóch tysięcy apteczek, to firmy… jednoosobowe.

Miś Wojtek i dublerzy bez wykształcenia aktorskiego

Ale IPN edukował dzieci nie tylko krzewiąc historię "Inki". Do przedszkolaków i uczniów - nie tylko w Polsce, ale również w Stanach Zjednoczonych - przyjeżdżała ekipa ze spektaklem "Historia Misia Wojtka". Opowiadał on o losach niedźwiedzia brunatnego, który towarzyszył żołnierzom 2. Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa podczas II wojny światowej.

Spektakl "Historia Misia Wojtka"
Spektakl "Historia Misia Wojtka"
Źródło: Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej

Na spektakle o misiu Wojtku jeździło dwoje aktorów z Trójmiasta: Anna Ałaj i Filip Wójcik. W raporcie NIK nie ma informacji o tym, za jakie stawki grali oboje w przedstawieniu. Są natomiast stwierdzenia, że IPN wyłaniał dublerów z naruszeniem zasady uczciwej konkurencji, zaś "faktycznie przedmiot umowy nie został zrealizowany". Bo praca dublerów została odebrana (odebrana w sensie, że oficjalnie skwitowano jej wykonanie), a w żadnym ze spektakli w badanym okresie dubler ani razu nie wystąpił.

Raport - jak już wspomnieliśmy - jest zanonimizowany, imiona, nazwiska i nazwy własne zostały skrócone jedynie do pierwszych liter. Udało nam się jednak je rozszyfrować i ustalić, kto się za nimi kryje. Źródła IPN potwierdzają udział tych osób w projektach, ich twarze pojawiają się w fotorelacjach z wydarzeń, a nazwiska w zapowiedziach spektakli i relacji po nich, kiedy wymieniane są osoby zaangażowane w projekt (np. jako "obsługa techniczna").

Pierwszy dubler to według naszych ustaleń Jarosław Hulko. Miał w razie nagłej niedyspozycji aktora wystąpić maksymalnie w 45 spektaklach: w 15 we Wrocławiu (między 15 a 24 września 2022 w ramach projektu Przystanek Historia Wrocław) oraz w 30 spektaklach w Stanach Zjednoczonych (10-23 października 2022, Przystanek Historia USA). Łącznie mężczyzna zainkasował za tę w sumie dwudziestoczterodniową gotowość 37,2 tys. zł. W rozmowie z kontrolerami przyznał, że "nigdy nie zdarzyło się, żeby odegrał rolę dublera". Dodał, że jego "główne zadania polegały na czynnościach organizacyjno-technicznych, a wynagrodzenie było przewidziane za gotowość wystąpienia w roli dublera". Przyznał, że "nie jest aktorem i nie ma wykształcenia aktorskiego". Choć Hulko twierdzi, że wykonywał prace organizacyjno-techniczne, NIK odnotował, że wynagrodzenie dostał na podstawie... umowy o dzieło.

Hulko to magister wychowania fizycznego po Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku, trener piłki nożnej z licencją UEFA A. Na stronach Fundacji Sport i Zabawa, której był wiceprezesem do 27 lutego 2025 r., napisano o nim: "z pasji również od kilku lat trener przygotowania motorycznego żużlowców Wybrzeża Gdańsk (…) organizator wielu obozów, półkolonii i turniejów".

Próbowaliśmy zapytać go o rolę dublera i współpracę z IPN. Odpowiedział, że jest na urlopie, "nie lubi być popędzany" i - tak jak Dominik Mojek, edukator od "Inki" - zapewnia, że na pytania dziennikarzy odpowie dopiero w czerwcu. Czyli po wyborach.

Zawodnik A klasy kandydatem na prezydenta

Drugi dubler również nie jest aktorem. To Szymon Chrostowski. Na stronach Fundacji Sport i Zabawa można o nim przeczytać, że to "pasjonat piłki nożnej, magister wychowania fizycznego Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku, absolwent Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie (podyplomowe studia menedżerskie), trener II klasy lekkiej atletyki, trener piłki nożnej z licencją UEFA A, instruktor gimnastyki korekcyjnej". Chrostowski to prezes dwukrotnie już tu wspomnianej - za sprawą edukatora Mojka i dublera Hulki - Fundacji Sport i Zabawa.

IPN, według NIK, przyznał Chrostowskiemu za bycie dublerem wynagrodzenie (też na podstawie umowy o dzieło) w wysokości ponad 9 tys. zł. Jego usługą była gotowość do zagrania w pięciu spektaklach w Szkocji (2-3 grudnia 2022). W żadnym grać nie musiał.

Również jego próbowaliśmy zapytać o role w spektaklu "Historia Misia Wojtka" i o współpracę z IPN. Odpowiedział, że "cały harmonogram spektakli dostał IPN", że "nie może rozmawiać", a na pytania dziennikarzy odpowie, ale w czerwcu. Czyli po wyborach.

Co ciekawe, dublerka roli kobiecej, w którą wcielała się Anna Ałaj, nigdy nie została przewidziana w umowie.

NIK pytała o zarobek obu panów Łukasza Witka, dyrektora biura Przystanku Historia. Zeznał, że "umowy dotyczące odegrania roli jako dubler to było koło ratunkowe, albo opcja B, gdyby aktorzy nie mogli z jakichś względów zagrać". Dyrektor Witek usiłował również przekonać kontrolerów, że wspomniani wuefiści nadawali się na dublerów. "Jeździli z aktorami po całej Polsce i znali scenariusz na pamięć" - przekonywał szef Biura Przystanku Historia.

Z nami dyrektor Witek jednak nie chciał rozmawiać. Poinformował - tak jak panowie wyżej - że odpowie na pytania, ale za tydzień. Po wyborach. Łukasz Witek nie ukrywa poparcia, jakiego udziela kandydatowi PiS na prezydenta, a zawodowo jego szefowi w IPN Karolowi Nawrockiemu. W swoich mediach społecznościowych pisał: "Niektórzy z Was wiedząc, że znam kandydata na Prezydenta RP (jedynego słusznego), pytają mnie jak można pomóc w kampanii. Ja jutro dam wsparcie w dziedzinie, w której czuję się najlepiej. Pójdę wspólnie pobiegać. Zapraszam i Ciebie". Tu wkleił zaproszenie na przebieżkę z Karolem Nawrockim.

Łukasz Witek to człowiek z Pomorza. Absolwent Uniwersytetu Gdańskiego z - jak informuje strona IPN - "kilkunastoletnim doświadczeniem zawodowym w obszarze zarządzania ogólnopolskimi projektami edukacyjno-kulturalnymi, w ramach których koordynował pracę dużych zespołów pracowników". Współpracował z Muzeum II Wojny Światowej i tam - jak można wyczytać na stronie IPN - "był pomysłodawcą nowatorskiego projektu związanego z edukacją teatralną dla dzieci w wieku przedszkolnym zatytułowanego ‘Niedźwiedź Wojtek. Bajka, która wydarzyła się naprawdę’".

Poza tym to członek zarządu Stowarzyszenia Kultury Fizycznej EX Siedlce Gdańsk. W klubie tym również grał Karol Nawrocki. Dziś klub tak pisze w swoich mediach społecznościowych o kandydacie na prezydenta: "Jego piękne gole i spektakularne występy pamiętamy do dziś! To niekwestionowany lider, charyzmatyczny kapitan i prawdziwy boiskowy kumpel. To chyba sytuacja bez precedensu, aby zawodnik z A klasy stanął do walki o prezydenturę naszego kraju".

IPN wydał miliony złotych publicznych pieniędzy na promocję, w tym na promocję Karola Nawrockiego
Źródło: Michał Tracz/Fakty TVN

Fundacja z Pomorza

Dublerzy i edukator z projektów IPN z czasów Nawrockiego, jak już wspomnieliśmy, rządzą Fundacją Sport i Zabawa. Chrostowski (dubler) jest prezesem, Mojek (edukator) wiceprezesem. Hulko (dubler) jest jej beneficjentem rzeczywistym, czyli osobą, która sprawuje faktyczną kontrolę nad fundacją. Nazwa Fundacji Sport i Zabawa pojawia się wielokrotnie w dokumentach Najwyższej Izby Kontroli.

W wystąpieniu pokontrolnym NIK podaje przykład jednego ze zleceń wokół prac nad spektaklem o misiu. Nieco zagmatwany (nie wszystkie nazwy ze względu na zanonimizowanie dokumentu przez urzędników NIK udało nam się rozszyfrować), ale pokazujący system zależności.

"Zapytanie ofertowe (na wykonanie spektakli - red) skierowane zostało do trzech podmiotów, tj fundacji S[port] i Z[abawa], fundacji C[oraz] W[yżej] oraz podmiotu WZ. Prezesem fundacji C[oraz] W[yżej] była osoba zasiadająca w radzie fundacji S[port] i Z[abawa]. Pierwszy z tych podmiotów (czyli Sport i Zabawa - red.) był związany z dyrektorem Biura Przystanek Historia (Łukaszem Witkiem - red.) przed rozpoczęciem jego pracy w IPN. Prezes zarządu drugiego z tych podmiotów zasiadał w radzie pierwszego z tych podmiotów. Natomiast trzeci miał siedzibę w miejscowości, z którą związany był dyrektor Biura Przystanku Historia oraz świadczył w przeszłości usługi dla drugiego ze wskazanych wyżej podmiotów". Tak powiązania tych samych osób, pojawiających się w różnych projektach IPN Nawrockiego, opisuje Najwyższa Izba Kontroli.

Karol Nawrocki z koszulką z logo muzeum
Karol Nawrocki z koszulką z logo muzeum
Źródło: Archiwum Muzeum II Wojny Światowej

Dlaczego zapytanie wysłano akurat do tych trzech podmiotów? Pracownik IPN tłumaczył kontrolerom NIK, że "zapytanie wysłane zostało do podmiotów dostępnych w internecie". Tymczasem - jak zauważa NIK - jeden z podmiotów został zarejestrowany w Krajowym Rejestrze Sądowym dopiero osiem miesięcy po zapytaniu ofertowym. Czyli IPN żądał oferty od podmiotu, który wtedy nie istniał. Dyrektor Biura Przystanek Historia Łukasz Witek - jak napisali kontrolerzy - "zeznał, że nie potrafi się do tego odnieść, a pracownik IPN w biurze prezesa oświadczyła, że dostała dane właśnie od niego".

Wiele umów, wiele wątpliwości NIK

IPN zawarł więcej umów z Fundacją Sport i Zabawa. Współpraca rozpoczęła się w 2021 roku, a my wiemy o co najmniej kilkunastu zamówieniach IPN w tej fundacji na przestrzeni kontrolowanych przez NIK lat. Fundacja Sport i Zabawa była wielokrotnie wybierana do spektakli o misiu Wojtku "bez zapewnienia uczciwej konkurencji". W praktyce oznaczało to, że według NIK była wybierana bez wysłania zapytań ofertowych do co najmniej trzech innych podmiotów. A to według kontrolerów niezgodnie z zasadami zamówień usług na zewnątrz IPN, określonych przez prezesa IPN.

Umowy z Fundacją Sport i Zabawa zawierane były na różne kwoty, od kilkudziesięciu tysięcy złotych za samo stworzenie scenariusza (dyrektor przyznał, że sam poprosił o to osobę związaną z Fundacją Sport i Zabawa, bo znali się wcześniej ze współpracy w Muzeum II Wojny Światowej) po umowy opiewające na blisko 150 tysięcy. Fundacja pojawiała się również w innych edukacyjnych działaniach IPN - na przykład ponad 100 tys. zł dostały od IPN dwie osoby, wybrane z wolnej ręki do odegrania 40 spektakli "Historia Wiktorii i Franka", a jedna z nich była związana właśnie z Fundacją Sport i Zabawa. NIK nie podaje nawet jej inicjałów, nie udało nam się ustalić, co to za osoba.

"Realizacja projektu 'Historia Misia Wojtka" przebiegała z naruszeniem zasad rzetelnego i gospodarnego wydatkowania środków przy zleceniu organizacji spektaklu teatralnego na kwotę 1,2 miliona" - to jedno z odkryć kontrolerów.

Wydarzenia edukacyjne to tylko część działalności IPN prowadzonej w ramach wydarzeń kulturalnych. W latach 2021-2025, czyli wtedy, kiedy na czele instytutu stoi Karol Nawrocki, na te cele zostało wydanych łącznie 3,5 mln zł. NIK zarzuciła prawie połowie ze skontrolowanych wydatków "naruszenie zasad gospodarowania środkami publicznymi".

Czytaj także: