|

"Co ja ci zrobiłem? Dusiłem? Mordowałem? Ja cię tam klepię w formie żartu, a ty - że mobbing"

Karolina pozwała Komendę Wojewódzką Policji we Wrocławiu za to, że była mobbingowana, molestowana, a na koniec próbowano ją - ofiarę przemocy - zwolnić ze służby. Domaga się ponad 2 milionów złotych odszkodowania i zadośćuczynienia. Oto jak ze składziku dla sprzątaczek trafiła ze swoją historią przed sąd.

Artykuł dostępny w subskrypcji

- Nie podobała mi się jako kobieta - od takich słów siedem lat temu Wiesław J. zaczął relacjonować swoją wersję wydarzeń przed prokuratorem. Siedem lat temu był dowódcą Samodzielnego Pododdziału Prewencji Policji (SPPP) w Legnicy. Dziś prawomocnym wyrokiem sądu jest uznany za winnego wykorzystania zależności służbowej w celu zamachu na wolność swojej podwładnej, znęcania się nad nią i doprowadzenia jej przemocą do innej czynności seksualnej.

Ani wtedy, ani później nie przyznał się do winy. Nigdy nie przeprosił Karoliny.

To wtedy. A dziś?

Wiesław J. być może odpoczywa. Ma gdzie: jest właścicielem mieszkania, które w godzinach swojej pracy remontował mu zatrudniony w SPPP konserwator, a urządzać pomagali funkcjonariusze, przewożąc na polecenie szefa służbowym samochodem meble. I ma też za co: jest na policyjnej emeryturze, co miesiąc na jego konto wpływają więc pieniądze.

Policjantka natomiast wciąż się leczy. Cierpi między innymi na syndrom stresu pourazowego.

Oto jej historia.

"Czy jesteś z kimś w związku?"

Karolina pochodzi z rodziny policyjnej. W mundurach chodzi jej rodzeństwo, w jednostce - jako konserwator - pracował jej ojciec. Nic dziwnego, że sama też chciała zostać policjantką. Do służby wstąpiła w 2007 roku, po kilku latach wylądowała w Samodzielnym Pododdziale Prewencji Policji w Legnicy na posterunku ochronnym. To specyficzne zajęcie. Dyżury są dwunastogodzinne, na stróżówce pracuje się raz w dzień, a raz w nocy.

- Na początku byłam zadowolona z pracy. Ale po jakimś czasie dowódca zaczął zachowywać się wobec mnie niewłaściwie. Pytał, czy jestem z kimś w związku, czy z kimś mieszkam. Wtedy byłam sama - opowiada Karolina. - Prawił mi komplementy: że ładnie wyglądam, że mam ładną pomadkę. Pytał: a czemu to jeszcze nie zaprosiłam dowódcy na kawę? Czułam w tym pewien seksualny podtekst, więc odpowiadałam pytaniem na pytanie: a co ludzie powiedzą? Wiedziałam, że dowódca ma żonę.

- Pytał kilka miesięcy, a ja odmawiałam - dodaje.

Po latach różni policjanci zdecydowali się opowiedzieć służbom wewnętrznym o codzienności w ich jednostce. O "chamstwie i mobbingu" ze strony Wiesława J.: "zwracaniu uwagi na wszystko", "prywatnym folwarku" i "o tym, że wszystko zależało od humoru dowódcy", który "spożywał w miejscu pracy alkohol" i czasem "nie był w stanie wyjść o własnych siłach z budynku i musieli go prowadzić inni funkcjonariusze". To cytaty z oficjalnych dokumentów - akt sądowych, zeznań przed prokuratorem, jak i dokumentów z wewnętrznego policyjnego postępowania antymobbingowego.

- Ja też wyczułam kiedyś tę woń alkoholu. Dowódca przechodził koło mojego miejsca pracy i wszedł do pomieszczenia. Akurat byłam sama na zmianie. Podszedł do mnie, zaczął dotykać przez mundur moich piersi. Obiema rękami. "O, a co ty masz takie małe cycki?", powiedział. Odciągałam jego ręce, to chwytał mnie za inne części ciała, na przykład pośladki. Odepchnęłam go wreszcie mocniej, a on się zdenerwował i rzucił do mnie: "co ty, na dowódcę ręce podnosisz?". I tak to wszystko się zaczęło - opowiada Karolina.

Karolina 3
"Zaczął mnie obmacywać, dotykać moich pośladków, piersi"
Źródło: TVN24

To był początek 2012 roku. Czy wtedy rozważała kroki prawne? Jeszcze nie. Wiedziała natomiast, że musi uciec. Że nie może tu dłużej pracować. Złożyła wnioski o przeniesienie do innych jednostek, ale to dowódca musiałby wyrazić zgodę na jej odejście. Wiesław J. żadnego nie zatwierdził.

- I zaczął mnie poniżać - dodaje Karolina.

Jak? Karolina bierze głęboki oddech. Nie wie, od czego zacząć.

"Do niczego się nie nadajesz"

- Raz zwyzywał przy wszystkich od brudasek. "Masz wypier*** do szatni dyżurnych" - nakazał. Nie chciałam tam iść się przebierać, bo to sami mężczyźni. Swoje rzeczy trzymałam więc w składziku dla sprzątaczek. Albo łapał mnie i krzyczał za niewłaściwe umundurowanie, ciągnąc za pas i mówiąc, że jest za luźno założony. Raz zrobił to, kiedy był pijany i wściekły, kazał mi wpisać do księgi wydarzeń, że "dowódca jest pijany". Po czym wziął w złości długopis i przeciągnął po kartce przebiegu służby tak, że całą ją podarł - Karolina patrzy w podłogę, szuka słów. Trudno jej wracać do tych historii. - Po nocnych dyżurach krzyczał, że spałam na zmianie. Kiedy mówiłam, że to nieprawda, wrzeszczał: "kto ci pozwolił się odzywać?". Kiedy prosiłam o przeniesienie, mówił: "nie nadajesz się, do niczego się nie nadajesz". Przez cały okres służby u niego byłam w najniższej grupie zaszeregowania z najniższym dodatkiem służbowym. Mówiąc wprost, zarabiałam najmniej jak się dało, chociaż ci, co przyszli po mnie, awansowali.

- Kazał mi też zbierać po służbie z chodnika niedopałki papierosów, mimo że nie były moje. Mówił: "masz pedalskie perfumy". Albo: "nic nie robisz, tylko się opier***, zaraz cię przewietrzę w patrolu pieszym". Raz, po moim wypadku samochodowym i dłuższym zwolnieniu, kiedy dostałam z komisji lekarskiej czasowe ograniczenie do pełnienia służby w terenie, zmusił mnie do tego, żebym pojechała z nim do jego kolegi lekarza, który podważył wszystkie moje badania. Innym razem, kiedy dyżurowałam i usłyszałam, że idzie, stanęłam - jak zwykle - na baczność. Rzuciłam - też jak zwykle - "czołem, dowódco!", bo on wymagał takiego zachowania. Był zły. Powiedział: "opier*** się" i uderzył mnie. Aż się zachwiałam. Cmoknął: "jesteś słaba". Nie wytrzymałam. Powiedziałam: "tak, jestem słaba, ponieważ ze stresu nie mogę spać przed przyjściem do pracy". Parsknął na to: "znajdź sobie faceta, to będziesz spała". Cały czas było nerwowo. Bałam się go. To był nieobliczalny człowiek, nadużywający alkoholu, z dostępem do broni. I cały czas na mnie krzyczał. Za byle co. Mimo to nigdy nie dostałam żadnego oficjalnego upomnienia ani dyscyplinarki, bo tak naprawdę pracowałam dobrze i sumiennie.

Karolina
"Mówił, że do niczego się nie nadaję"
Źródło: TVN24

Zdyscyplinowana i skrupulatna

Potwierdzają to inni funkcjonariusze. Przepytani w postępowaniu antymobbingowym o to, jaką policjantką jest Karolina, odpowiadali: "dało się ją poznać jako zdyscyplinowaną, skrupulatną, o wysokiej kulturze osobistej". "Zadania wykonywała prawidłowo i terminowo". "Nikt nie zgłaszał żadnych uwag co do jakości pełnionej przez nią służby".

Swoje zdanie o Karolinie wyrażali też lekarze, pod opiekę których coraz częściej trafiała policjantka. W dokumentacji medycznej, która dziś liczy kilkadziesiąt stron, wynotowywali takie hasła: zespół stresu pourazowego, zaburzenia depresyjne i lękowe mieszane w związku z mobbingiem, nadciśnienie tętnicze w związku ze stresem, łysienie na tle stresu, naczyniowe bóle głowy. A przecież kiedy została przyjęta policji, testy psychologiczne zdała śpiewająco.

- Pierwszy raz do psychiatry poszłam prosto po którymś dyżurze nocnym. Kilka lat po tym, jak zaczęłam pracę u J. Rano, jeszcze na służbie, zachciało mi się do toalety. Zgodnie z procedurą pozamykałam wszystkie drzwi wejściowe do budynku - tak żeby nikt nie mógł się dostać na teren jednostki - i poszłam do łazienki. Nie było mnie kilka minut, kiedy usłyszałam dźwięk służbowego telefonu. Wybiegłam z łazienki, na monitorze zobaczyłam samochód służbowy dowódcy. Otworzyłam bramę, odebrałam telefon. Byłam bardzo zdenerwowana, wiedziałam, co mnie czeka. Stanęłam na baczność jak zwykle i zobaczyłam, że on szarpie za klamkę. Zorientowałam się, że nie otworzyłam drzwi. Podbiegłam, przekręciłam klucz. To był straszny, przerażający krzyk. "Kur**, widzę, że spałaś, spójrz na swoje oczy!" - krzyczał. Byłam przerażona. Po tej sytuacji poszłam prosto do psychiatry - mówi Karolina.

- Nie myślałaś, żeby odejść z tej pracy? - pytają ją dziś ludzie.

- A dlaczego to ofiara ma uciekać? - odpowiada pytaniem Karolina.

Dzień Kobiet

8 marca 2016 roku, cztery lata po tym, jak Karolina odrzuciła "zaloty" dowódcy, jednostka obchodziła Dzień Kobiet. Były kwiaty i czekoladki. I publiczne składanie życzeń wszystkim pracownicom. - Nie chciałam tam iść - podkreśla policjantka. - Ale koledzy zadzwonili po mnie i powiedzieli, że dowódca się domaga. Stał i całował wszystkie kobiety po kolei. Kiedy mnie zobaczył, rzucił: "O, a co? Ty też tu jesteś". Potem zwolnił wszystkie pracownice do domu, żeby poświętowały. Wszystkie poza mną. Mnie kazał zostać i pracować.

I być może to była ta kropla, która przelała czarę goryczy. Sytuacja może mniej dramatyczna niż wcześniejsze, ale taka, wobec której - przy innych - już nie dało się przejść obojętnie. - Dzień po tej akcji pojechałam do pełnomocniczki komendanta wojewódzkiego do spraw mobbingu, żeby o wszystkim opowiedzieć - mówi Karolina.

Karolina 1
"Próbowałam po prostu uciec. Nie dało się"
Źródło: TVN24

W biurze zastała Barbarę Lorenc-Żelisko, która wysłuchała, co Karolina ma do powiedzenia. Wydrukowała wniosek i kazała jej się zastanowić, czy chce nadać sprawie bieg. Niczego oficjalnie nie przyjęła.

Karolina wróciła więc do domu. Następnego dnia poszła do pracy. - Od razu zaczepił mnie na korytarzu policjant, prawa ręka Wiesława J. Powiedział, że jednostka aż huczy od plotek i czy byłam u pani Żelisko. Oniemiałam. Skąd mogli to wiedzieć?

Barbara Lorenc-Żelisko dziś też się dziwi. Mówi, że minęło już tyle lat, ledwo pamięta tę sprawę i trudno jej powiedzieć, skąd Wiesław J. wiedział o wszystkim. - Byłam znana w środowisku, może ktoś widział, jak ta pani wchodzi do mojego gabinetu i domyślił się, po co. Ja nikomu nic nie przekazywałam - zapewnia.

- Wszyscy na korytarzu wiedzieli. Ten policjant, prawa ręka Wiesława J., zaczął mnie przekonywać, żebym lepiej o sprawie porozmawiała z dowódcą, "żeby nie było smrodu". "Jakoś się dogadamy", mówił. A potem przyjechał sam Wiesław J. Zobaczył mnie - ja stanęłam na baczność - a on powiedział: "ty fałszywcu". Poszedł na górę, ale zaraz zadzwonił, że mam się stawić w jego gabinecie. Wiedząc, jaki jest nieobliczalny, wzięłam środki uspokajające i po raz pierwszy postanowiłam nagrać rozmowę.

To nagranie trafiło potem między innymi na biurko sędziego. Zanim wydał wyrok skazujący Wiesława J., mógł posłuchać, jak ten rozmawia z podwładną.

- No, co tam się stało? Cała miejska [komenda miejska policji - red.] wydzwania do mnie, pobiłem cię. Widzisz, jak to jest. Jak chcesz, to możemy się spotkać z prokuratorem.

- Dowódco!

- (…) Ja się nie boję, bo na pewno to ty zostaniesz z niczym, ja ci to gwarantuję. (…) Nie upierd*** mnie, bo mnie nie upi***lili do tej pory. To nie upi***olą mnie przez takie coś, a ty zostaniesz z niczym. (…) Nikt cię nie zechce przyjąć. Powiedzą, że jesteś - powiem ci w oczy - nieudacznikiem. Tak jak ci powiedziałem. I nawet rodzina się na ciebie wypięła. Śmieją się za plecami. I robią z ciebie nieudacznika. (…) Ja myślę, że trzeba zamknąć temat. Ku**a, jakby cię ktoś zapytał, to cię poniosło. Liczyłaś, że może dostaniesz jakieś stanowisko wyższe albo coś i się wk***iłaś. Bo co ja zrobiłem? Dusiłem? Mordowałem? Ja cię tam klepię w formie żartu, a ty - że mobbing. (…) Zaraz ode mnie z liścia dostaniesz, to się będziesz bała [śmiech].

- Dowódco, ja nie wiem, czy nie pójdę do psychiatry.

- Przestań już, ku**a, cudować, (fragment nieczytelny) zewrzeć pośladki i być twarda. Z tym psychiatrą to ostrożnie, (…) pan psychiatra powie: "ja pani w pracy nie widzę" (…) i cię wypi***olą z pracy.

- Ale ja nie jestem chora psychicznie, ja mam nerwicę.

- Trzeba było przyjść, chlapnąć dowódcy, że "ja jestem zesrana", niech pan coś z tym zrobi. I chu*. Będę się inaczej ubierać. Przychodzić w krótkich spodenkach. Myślałem, że ja na nią seksownie działam, a ja ją stresuję. (…) Ja cię mogę tylko za te plecy przeprosić i nic więcej. Źle zrobiłem, nie będę cię już dotykał, zażartowałem sobie, okej? (…) I ty sobie zapomnij o awansie tutaj. Nie ze mną te numery.

Karolina 4
"Bałam się, że nie będę miała całkowicie życia w policji, jak to oficjalnie zgłoszę"
Źródło: TVN24

Zwolnienie i emerytura

Dwa dni po tej rozmowie Karolina przyjeżdża do Wrocławia. Stawia się u komendanta wojewódzkiego i przekazuje w wydziale kontroli nagranie. Potem sprawy zaczynają toczyć się szybko. Jest 2016 rok.

Najpierw Wiesław J. idzie na zwolnienie lekarskie. Cztery dni później (i dwa tygodnie po złożeniu nagrania) komendant wojewódzki przenosi Wiesława J. do swojej dyspozycji, czyli odwołuje ze stanowiska dowódcy. Potem zapoznaje się z dokumentami dotyczącymi nieetycznych zachowań w pracy dowódcy z Legnicy, ale też wykonywania prac remontowych w prywatnych mieszkaniach Wiesława J. przez pracownika pododdziału. To, co znalazł w dokumentach komendant, musiało być na tyle poważne, że natychmiast wszczął wobec Wiesława J. postępowanie dyscyplinarne. Zarzuty liczyły kilkanaście stron. Mogłyby mieć poważne konsekwencje, gdyby nie to, że zwolnienie lekarskie Wiesława J. przybiera formę wystawionego "na czas nieokreślony".

"Z uwagi na powyższe nie było możliwości uzyskania stanowiska" - napisali później policjanci w dokumencie umarzającym postępowanie dyscyplinarne. Umarzającym - bo Wiesław J., zgodnie z prawem, prosto ze zwolnienia lekarskiego odszedł na emeryturę. A postępowań wobec emerytów się nie prowadzi.

Ale Karolina poszła z nagraniem nie tylko do policjantów. Jej historia trafiła również do prokuratury, a ostatecznie przed sąd. Wiesław J. przed śledczymi nie przyznał się do winy. Tłumaczył się, mówiąc, że "Karolina nie podobała mu się jako kobieta". Zaprzeczał, że ją szarpał, zapewniał, że nigdy nie kazał zbierać niedopałków.

- Nigdy nie zapraszałem jej na kawę, nie komplementowałem jej. Nigdy w pracy nie spożywałem alkoholu. Nie wiedziałem, że Karolina ma problem z pokojem do przebierania się. Nigdy mi też nie mówiła, że stresuje się pracą. Raz wziąłem ją za ramię i zapytałem: "jak tam twoje zdrowie, Karolinka?" Nie widziałem, żeby się zachwiała. Ona tak mnie oskarża, bo jej nie awansowałem - tak mówił przed sądem.

Ale sąd mu nie uwierzył. 24 kwietnia 2019 roku zapadł prawomocny wyrok. Wiesław J. został skazany za doprowadzenie Karoliny przemocą do poddania się innej czynności seksualnej, za znęcanie się nad nią, psychiczne i fizyczne, używanie wulgarnych słów, zlecanie niesprawiedliwych zadań służbowych i deprecjonowanie jej w oczach innych funkcjonariuszy. W uzasadnieniu czytamy m.in.: "argument oskarżonego o tym, że charakter zadań w Pododdziale wymaga wpojenia jej członkom żelaznej dyscypliny i bezwzględnego posłuszeństwa przełożonym, sąd nie uznaje za trafny dla usprawiedliwienia zachowań przestępczych i agresywnych, wulgarnych, seksistowskich i poniżających. A już zwłaszcza w zestawieniu z zasadą etyki zawodowej policjanta".

Kara - 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu.

Policja chce zwolnić Karolinę

Od wyroku mija rok. Karolina w międzyczasie trochę pracuje, a trochę choruje. Ze stwierdzoną nerwicą leczy się psychiatrycznie w różnych szpitalach. Cierpi na przewlekłe zapalenie dwunastnicy i żołądka. Łysieje. Do emerytury zostają jej do przepracowania dwa lata i kilka miesięcy, kiedy otrzymuje pismo o wszczęciu postępowania w sprawie zwolnienia jej ze służby. Powód? Kilkanaście zwolnień lekarskich i 606 dni nieobecności w pracy przez ostatnie cztery lata. Te cztery lata, kiedy były już dowódca znęcał się nad nią i kiedy walczyła przed sądem o sprawiedliwość.

"Pani niezdolność do służby wymaga podejmowania przez przełożonych nagłych zmian organizacyjnych i obciążania pozostałych funkcjonariuszy obowiązkami, co wpływa negatywnie na ich morale" - przeczytała Karolina w piśmie uzasadniającym wszczęcie postępowania.

- Wtedy załamałam się już zupełnie. Był to dla mnie cios psychiczny. Obawiałam się utraty pracy i stałego źródła dochodu - mówi dziś. - I tylko sobie przypomniałam, że kiedyś usłyszałam takie zdanie: "ja się nie boję, bo na pewno to ty zostaniesz z niczym, ja ci to gwarantuję". I zawzięłam się. Znowu się zawzięłam.

Wysłała pisma do rzecznika praw obywatelskich, do komendanta wojewódzkiego i do komendanta głównego policji. Pisała w nich: "moja nieobecność wynika z licznych zwolnień lekarskich, to prawda. A zwolnienia to niestety efekt przestępczego i nieetycznego zachowania byłego dowódcy. Ten człowiek zniszczył mnie, zrujnował zdrowie psychiczne i życie prywatne. Cierpię na zaburzenia nerwicowe spowodowane stresem i ciągłym dręczeniem. Wszczęcie postępowania administracyjnego, żeby wydalić mnie ze służby, doprowadziło do eskalacji choroby".

- Przecież nie było innych podstaw. Żadnych postępowań wyjaśniających czy dyscyplinarnych. Zarzutów. Wszystkie opinie służbowe o mnie są pozytywne - mówi dziś.

"Nie ma przesłanek"

Rzecznik Praw Obywatelskich uznał, że nie ma przesłanek do zwolnienia Karoliny ze służby. Komendant główny odpisał natomiast, że komendant wojewódzki - niespodziewanie - umorzył postępowanie. Odciął się od wcześniejszego pisma o dezorganizacji służby, pisząc, że uszczerbek na zdrowiu wynika ściśle z bezprawnych działań Wiesława J. i że "przeważył słuszny interes funkcjonariusza [czyli Karoliny - red.], polegający na pozostawieniu go w służbie, nad interesem społecznym, wyrażającym się szczególnym statusem i zadaniami policji, mającymi bezpośredni wpływ na zapewnienie bezpieczeństwa obywateli".

Czy wtedy Karolina odetchnęła z ulgą?

Być może odrobinę, ale lekarze, którzy się nią zajmowali, wciąż zapisywali w historii jej choroby:

  • wielokrotne hospitalizowanie w oddziałach leczenia nerwic,
  • utrzymywanie się objawów posttraumatycznych,
  • nawracające wizje,
  • zaburzenia snu,
  • stany lękowe,
  • lęk napadowy,
  • zaburzenia koncentracji uwagi,
  • drżenie,
  • brak zaufania do ludzi,
  • zaburzenia koncentracji i pamięci,
  • koszmarne sny związane ze znęcaniem się i molestowaniem w pracy.
Karolina 2
"Cała się trzęsę, nie potrafię się wysłowić, mam zaniki pamięci"
Źródło: TVN24

Co robił w tym czasie Wiesław J.? Już piąty rok miał wolne - i korzystał z emerytury.

A Karolina? Dalej trochę pracowała, a trochę się leczyła. I czuła niesprawiedliwość.

- Dlatego w końcu, dwa lata po tym, jak zapadł w sądzie wyrok przeciwko mojemu dowódcy, napisałam ten pozew - tłumaczy dziś. - Pozwałam komendanta wojewódzkiego policji.

Pozew na 2 163 500 złotych

Ustawa o odpowiedzialności finansowej funkcjonariuszy mówi wprost: za wyrządzenie szkody osobie trzeciej przez funkcjonariuszy przy wykonywaniu obowiązków służbowych wyłącznie zobligowany jest Skarb Państwa, reprezentowany przez organ lub jednostkę, w których funkcjonariusz pełnił służbę.

Komendant wojewódzki policji we Wrocławiu został więc pozwany o zadośćuczynienie w kwocie 2 milionów złotych wraz z ustawowymi odsetkami "za przestępstwa popełnione w trakcie służby w policji, w wyniku czego poniosłam krzywdę w postaci utraty zdrowia psychicznego i fizycznego i stałam się ofiarą hejtu". Do tego o odszkodowanie w kwocie 63 tys. 500 złotych "za utracone środki finansowe w wyniku braku awansów w grupach zaszeregowania finansowego policji, w związku z obligatoryjnym leczeniem zdrowia psychicznego w kilku placówkach, przebywaniem na zwolnieniach i zakupu leków" (tu Karolina zsumowała dokładne kwoty, jakie wydała na leki, wizyty u lekarzy i ile straciła pieniędzy, będąc na zwolnieniach i nie awansując). Do tego o "zadośćuczynienie w kwocie 100 tys. złotych za nieuzasadnione wszczęcie i przeprowadzenie postępowania w trybie administracyjnym, zmierzające do wydalenia mnie z policji dla dobra służby, w wyniku czego doznałam kolejnych krzywd na zdrowiu psychicznym". To łącznie 2 163 500 zł.

Dowody zebrała w grubym pliku kartek. Samej dokumentacji medycznej jest kilkadziesiąt stron.

Komendant odmówił zapłaty, tłumacząc, że "nie ma możliwości zweryfikowania zasadności roszczeń (…), tym bardziej że łączna wartość opiewa na kwotę znacznie przekraczającą możliwości KWP we Wrocławiu".

Sprawa trafiła więc do Sądu Okręgowego w Legnicy. Po zapoznaniu się z aktami sędzia na wstępie częściowo zwolnił Karolinę z opłat sądowych i zlecił biegłym zbadanie policjantki i przeanalizowanie jej dokumentacji medycznej.

- Jeśli sąd po wstępnym zapoznaniu się ze sprawą dopuszcza i proceduje dowód z biegłym, to znaczy, że widzi zasadność pozwu - ocenia adwokat Mateusz Falender, pełnomocnik kobiety.

Mateusz Falender
"Codziennie przychodząc do pracy zastanawiała się, co ją spotka"
Źródło: TVN24

Na sprawiedliwość

Na co liczy Karolina? - Na sprawiedliwość - mówi sama policjantka. Dziś ma już wsparcie rodziny - nie tylko rodzeństwa i ojca, jak do tej pory, ale też męża, z którym wychowuje małe dziecko i próbuje stanąć psychicznie na nogi.

Co na to Wiesław J.?

Do chwili publikacji tekstu nie zdecydował się na rozmowę z nami, wiadomość przekazaliśmy mu przez pośrednika. Nie odpowiedział. Wcześniej - ani przed prokuratorem, ani przed kolejnymi instancjami sądu - nie przyznał się do winy. Karolinę oskarżał o to, że jest osobą konfliktową, która koniecznie chciała awansować i że ta sprawa to forma jej zemsty za nieudzielenie awansu. Nie przyznawał się też do innych oskarżeń, za które został skazany - na przykład do zlecania policjantom zadań w godzinach ich pracy związanych z remontowaniem jego prywatnej nieruchomości, malowania, tynkowania, kładzenia paneli, transportowania mebli i rzeczy osobistych służbowym samochodem.

Co na to policja?

Rzecznik KWP we Wrocławiu aspirant sztabowy Łukasz Dutkowiak mówi, komentując historię Karoliny: "Nie ma i nigdy nie było przyzwolenia na tego typu zachowania. Opisana sytuacja miała charakter incydentalny, a osoby, zachowujące się w stosunku do innych niezgodnie z ogólnie przyjętymi normami społecznymi lub naruszające jakiekolwiek przepisy prawa, niegodne są tego, by nosić policyjny mundur".

- Nadmienić należy, że kierownictwo zawsze dokłada wszelkich starań, aby nie dochodziło do tego typu sytuacji, a jeżeli jednak zaistnieją, to osoby, dopuszczające się zachowań nieetycznych lub innych niezgodnych z jakimikolwiek przepisami prawa, muszą się liczyć z poważnymi konsekwencjami - dodał Dutkowiak.

Takie jest prawo

Jak to więc możliwe, że osoba skazana wyrokiem za molestowanie i mobbing uniknęła tych konsekwencji w szeregach policji, a postępowanie dyscyplinarne zostało w jej sprawie umorzone?

- Postępowanie to musiało zostać zawieszone, gdyż wystąpiły okoliczności uniemożliwiające jego dalsze prowadzenie, bo funkcjonariusz przebywał na długotrwałym zwolnieniu lekarskim, a jego lekarz prowadzący nie wyrażał zgody na udział w czynnościach. Następnie postępowanie to zostało umorzone, gdyż funkcjonariusz zgodnie z przysługującymi mu uprawnieniami złożył trzy miesiące wcześniej raport o zwolnienie ze służby i nastąpiło ono z dniem 20 czerwca 2016 roku - informuje asp. sztab. Dutkowiak. - W tym miejscu należy wyjaśnić, że prawo do zaopatrzenia emerytalnego na podstawie ustawy nie przysługuje funkcjonariuszowi, który został skazany prawomocnym wyrokiem za przestępstwo umyślne lub przestępstwo skarbowe umyślne, ścigane z oskarżenia publicznego, popełnione w związku z wykonywaniem czynności służbowych i w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, albo za branie udziału w grupie przestępczej lub wobec którego orzeczono prawomocnie środek karny pozbawienia praw publicznych za przestępstwo, które zostało popełnione przed zwolnieniem ze służby. Jednak przestępstwa, za które został skazany były funkcjonariusz SPPP w Legnicy, nie mieszczą się w wymienionym katalogu. Nie orzeczono także wobec oskarżonego środka karnego w postaci pozbawienia praw publicznych - tłumaczy rzecznik dolnośląskiej policji.

Oznacza to, że zgodnie z prawem funkcjonariusz skazany za mobbing, molestowanie i "inne czynności seksualne" wobec podwładnej, może odejść ze służby i swobodnie korzystać z policyjnej emerytury.

Tylko jak to możliwe, że policjant, który oficjalnie nie planował przejścia na emeryturę, akurat półtora miesiąca przed zawiadomieniem przez Karolinę prokuratury miał już złożone pismo w sprawie swojego odejścia? Policjanci oficjalnie informują, że "tak się złożyło". Nieoficjalnie byli już funkcjonariusze mówią o tym, że trudno uwierzyć w taki przypadek.

Jak to możliwe, że krótko przed nabyciem praw emerytalnych próbowano zwolnić z policji jego ofiarę? Tego przedstawiciele policji już nie tłumaczą.

Potwierdzają jedynie, że procedura została faktycznie wszczęta, "jednak po zapoznaniu się kompleksowo z informacjami przekazanymi przez policjantkę oraz pozostałymi materiałami komendant rozstrzygnął sprawę, wydając decyzję administracyjną o umorzeniu postępowania".

Niedoszacowane liczby

Ile jest takich osób w szeregach policji jak Karolina? Mobbingowanych, molestowanych, dręczonych przez dowódców, naczelników, komendantów? Trudno to policzyć. Komenda Główna Policji nie przekazała nam tych danych. Wojewódzka informuje, że w garnizonie dolnośląskim zatrudnionych jest dziś 9600 osób, a od czasu kiedy wprowadzono mechanizmy monitorowania zachowań mobbingowych, odnotowano zaledwie kilkanaście zgłoszeń.

A jak wygląda rzeczywistość?

Skalą zjawiska zadziwiona była adwokatka Maria Sankowska-Borman. - Liczba jest niedoszacowana przez samą policję. Kilka lat temu stworzyliśmy program, do którego mogli zgłaszać się policjanci wysyłani na ulicę do tak zwanej ochrony Strajku Kobiet po wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Chcieliśmy im pomóc. Było dużo zgłoszeń, ale ku naszemu zdziwieniu hasło "możemy pomóc wam z waszym szefem" uruchomiło wśród policjantów lawinę zgłoszeń dotyczących mobbingu i dyskryminacji - mówi koordynatorka programu pomocy dla funkcjonariuszy policji doświadczających mobbingu przy Polskim Towarzystwie Prawa Antydyskryminacyjnego.

Fundacja "Say Stop", pierwsza w Polsce organizacja pozarządowa, stworzona dla kobiet w mundurach i cywilnych pracowniczek resortów siłowych, takich zgłoszeń miała mnóstwo.

- Ale w ewidencji było zaledwie dwieście osób, które podjęły z nami współpracę, którym mogłyśmy pomóc - mówi Katarzyna Kozłowska, była prezeska fundacji. To była żołnierka GROM, weteranka wojny w Iraku i była policjantka. - A molestowanie w służbach mundurowych jest bardzo częste. Jest wdrukowane w społeczne normy. Od głupich dowcipów, uśmieszków, strzelania ze stanika, klepania w pupę, po uprzedmiotowianie kobiety jako obiektu seksualnego. Zaczyna się od zalotów, a ich odrzucenie powoduje działania odwetowe. I nie są to tylko wrogie komentarze. Formacje mundurowe wciąż nie są przygotowane organizacyjnie i kulturowo do służby kobiet. Atrakcyjność kobiety dodatkowo nie pomaga, często staje się celem - podkreśla Kozłowska. - Naprawdę bardzo dużo zgłoszeń do naszej fundacji polegało na samym wygadaniu się. Po godzinnym wyżaleniu się w rozmowie kobiety przyznawały, że im to przyniosło ulgę i już samo nazwanie głośno problemu, który został przyjęty ze zrozumieniem, poprawiało ich samopoczucie. Dochodziły do wniosku, że wytrwają jeszcze i odpuszczają walkę. Bały się zgłosić to oficjalnie, nie wierząc w pozytywne dla nich rozwiązanie sytuacji. Miały pełną świadomość, że zostaną same z tym problemem.

Nie ma czegoś takiego jak mobbing w policji

Dlaczego?

- Nie tylko dlatego, że to zhierarchizowana formacja siłowa. Ale również dlatego, że legalnie i prawnie nie ma takiego zjawiska jak mobbing w policji. Kodeks pracy jasno wskazuje, jakie pracodawca ma obowiązki, żeby do mobbingu nie dopuszczać i jak osobie, która mobbingu doświadczyła, pomagać. W ustawie o policji natomiast nie ma o tym ani słowa. Ustawa o policji nie przewiduje takiej aktywności pracodawcy, przełożonego jak przeciwdziałanie mobbingowi. Jedyna ustawa mundurowa, która ma taki zapis, to ustawa o Służbie Więziennej - zaznacza Maria Sankowska-Borman. - Policja wprowadziła procedury antymobbingowe, ale moim zdaniem są one fasadowe.

Maria Sankowska Borman
"Trzeba być bardzo wyczulonym na sygnały, które dają pracownicy"
Źródło: TVN24

- Nijak się mają do rzeczywistości. W swoim czteroletnim doświadczeniu działania w fundacji miałyśmy zaledwie jedną sytuację, w której procedura zadziałała i komendant zwolnił dwóch mobberów. To był właściwy człowiek na właściwym miejscu. A czemu zwykle tak się nie dzieje? Bo po pierwsze - jest niedowierzanie i bagatelizowanie zdarzenia, a po drugie - sprawę rozpatrują koledzy, we własnym zdominowanym przez mężczyzn środowisku, w którym źle postrzegana solidarność męska skazuje kobietę zgłaszającą problem na ostracyzm środowiska i działania odwetowe typu oddelegowanie, przeniesienie, obniżenie dodatku, postępowanie dyscyplinarne, komisja lekarska, obniżenie opinii służbowej, a ostatecznie wydalenie ze służby, czyli pozbycie się problemu - ocenia Katarzyna Kozłowska.

- Wiele osób, które do nas trafiły, zgłaszało nieprawidłowości do swoich przełożonych, jedna osoba skorzystała też z procedury antymobbingowej. I efektem rozpoznania tej sprawy było stwierdzenie, że "doszło do pewnych nieprawidłowości, ale nie można tego nazwać mobbingiem". A naszym zdaniem to był czysty mobbing - mówi Maria Sankowska-Borman.

Żadnych konsekwencji

Mobbingowanym osobom boją się też pomóc ci, którzy widzieli krzywdzące zachowania. - Mówią: "mam kredyt, żonę, nie mogę się narazić przełożonemu" - dodaje Katarzyna Kozłowska. - A jaka jest odpowiedzialność mobberów? Podam przykład wysokiego rangą wojskowego, który molestował w Afganistanie damski personel medyczny. Nie został skazany na ostracyzm społeczny, nie zdegradowano mu stopnia, nie stracił emerytury. Po prostu wcześniej na nią odszedł. Zapadł wyrok w zawieszeniu z uzasadnieniem o "niskiej szkodliwości czynu społecznego". To był bardzo niebezpieczny precedens, pozwalający na takie zdarzenia później.

- Nie umiem sobie przypomnieć ani jednej sytuacji, w której mobber poniósłby konsekwencje - mówi Maria Sankowska-Borman. - Raczej są sytuacje ochrony tej osoby, jeżeli jest ona wysoko postawiona. Albo rozmywania odpowiedzialności przez jej odejście ze służby, przeniesienie do innej jednostki, ale przy zachowaniu wszelkich uposażeń, pozycji i funkcji, które ta osoba miała.

- Dlatego ja bardzo trzymam kciuki za Karolinę. Życzę dziewczynie powodzenia, bo przyznanie odszkodowania za takie nadużycia miałoby dużo znaczenie. Dałoby nadzieję wielu kobietom poszkodowanym mobbingiem i molestowaniem, które wciąż się boją zgłaszać problem. Dodałoby wiatru w żagle tym, które odważyły się dokonać zgłoszenia i walczą samotnie bez systemowej pomocy. A przede wszystkim pokazałoby, że jest szansa na sprawiedliwość, jeśli tylko zawalczysz o swoją godność - mówi Katarzyna Kozłowska.

Imię bohaterki zostało dla jej ochrony zmienione

wielokrotne hospitalizowanie w oddziałach leczenia nerwic,

utrzymywanie się objawów posttraumatycznych,

nawracające wizje,

zaburzenia snu,

stany lękowe,

lęk napadowy,

zaburzenia koncentracji uwagi,

drżenie,

brak zaufania do ludzi,

zaburzenia koncentracji i pamięci,

koszmarne sny związane ze znęcaniem się i molestowaniem w pracy.

Czytaj także: