Łódź podwodna Titan została zniszczona, a wszyscy na jej pokładzie zginęli - przekazała w czwartek straż przybrzeżna. Ekipa, która nią podróżowała, chciała zobaczyć wrak Titanica leżący na dnie Oceanu Atlantyckiego. Z rejsu zrezygnował wcześniej podróżnik Chris Brown, który w rozmowie z CNN opowiedział o powodach swojej decyzji. - Zgłosiłem się do tej wyprawy w 2017 roku. Rok później nadal nie byli w stanie zejść na głębokość 300 metrów, a pamiętajmy, że wrak Titanica jest na głębokości prawie 4 kilometrów - relacjonował. Jak dodał, "nie wyglądało to na profesjonalną wyprawę głębinową".
Należący do firmy OceanGate statek podwodny Titan wyruszył w niedzielę z St. John's z pięcioma osobami na pokładzie, by odwiedzić wrak Titanica znajdujący się niemal 600 km od wybrzeża Kanady. Jednak po niecałych dwóch godzinach od zanurzenia urwał się z nią kontakt i łódź nie wynurzyła się o planowanej porze.
W czwartek po południu (o godz. 21. w Polsce) amerykańska straż przybrzeżna poinformowała, że w oceanie znaleziono szczątki Titana. Przekazano, że wszyscy członkowie załogi zginęli. Łódź rozpadła się w wyniku potężnej implozji - wskazały pierwsze dane, jakie udało się przeanalizować ekspertom.
Miał płynąć Titanem. "Nie wyglądało to profesjonalnie"
Z rejsu Titanem zrezygnował podróżnik Chris Brown. W rozmowie z CNN opowiedział o powodach swojej decyzji. - Gdy decydujesz się na taką wyprawę, musisz ocenić sam i z pomocą ekspertów wiążące się z tym ryzyko. Zastanawiasz się nad takimi prostymi sygnałami jak zmiana terminu wyprawy. W tym przypadku widziałem zbyt wiele ryzykownych czynników, na które nie miałem wpływu - mówił.
Dodał, że nie podobało mu się także podejście firmy organizującej wyprawę. - Na przykład ustalano cele związane z testowym zanurzaniem tej łodzi podwodnej. Mieli je osiągać w wyznaczonych terminach i ciągle im się to nie udawało - wyjaśnił.
- Zgłosiłem się do tej wyprawy w 2017 roku. Rok później nadal nie byli w stanie zejść na głębokość 300 metrów, a pamiętajmy, że wrak Titanica jest na głębokości prawie 4 kilometrów. Patrzyłem też na konstrukcję tej łodzi, na przemysłowe skrzynie, które miały służyć jako balast, na kontroler używany zwykle do gier wideo - tam miał służyć do sterowania łodzią. Nie wyglądało mi to na profesjonalną wyprawę głębinową. Zdecydowałem, że rezygnuję i wycofuję zaliczkę - powiedział.
Zaznaczył, że "załoga jest teraz w strasznym położeniu". - Nie wiemy, co się stało, czy uderzyli w dno. A nawet jeśli wypłyną na powierzchnię, łódź otworzyć można jedynie z zewnątrz, więc cały czas kwestią jest to, czy będą mieli czym oddychać - mówił Brown.
Źródło: CNN, TVN24, PAP