Przez 10 lat ukrywał się, uciekał, był nieuchwytny gdzieś - jak sądzono - w górach na pograniczu Afganistanu i Pakistanu. W końcu został schwytany i zabity w willi kilkadziesiąt kilometrów od Islamabadu. Jak wyglądała akcja, jak lądowały śmigłowce i jak wytropiono kryjówkę Osamy Bin Ladena - o tym w materiale reportera programu "Polska i Świat".
Początek końca Bin Ladena to zamachy z 11 września 2001 r. To właśnie po nich amerykańskie władze wydały za nim swoisty list gończy - za pomoc w jego schwytaniu obiecano kilkadziesiąt milionów dolarów. Na stronie FBI widnieje nagroda w wysokości 25 milionów dolarów za informację bezpośrednio prowadzące do schwytania szefa Al-Kaidy i 2 mln dol. nagrody od Airline Pilots Association i Air Transport Association. W 2007 roku amerykański Senat większością głosów 87 do 1 przegłosował zwiększenie nagrody za bin Ladena do 50 milionów dolarów.
Saudyjczyk ukrywał się. Amerykańskie siły szukały go w Afganistanie, w górach Tora Bora. Rozpoczęły się pięciodniowe bombardowania, w których zginęło 200 Talibów. Ale nie bin Laden.
Bombardowania w Tora Bora były najkrwawszymi działaniami w Afganistanie. Później takie już nigdy się nie powtórzyły, choć wojna ze światowym terroryzmem pochłonęła już ponad 1,5 tysiąca ofiar wśród amerykańskich żołnierzy i 30 tysięcy afgańskich cywilów.
Od tamtej pory Amerykanie co najmniej dwukrotnie byli o krok od złapania bin Ladena, ale za każdym razem udawało mu się uciec. Administracja Georga W. Busha wreszcie zmieniła swoje podejście do poszukiwania bin Ladena. Prezydent ogłosił, że jego schwytanie nie jest już priorytetem, ale w tym samym czasie tysiące spec-agentów na całym świecie prowadziły żmudne poszukiwania terrorysty.
W ślad za kurierem
Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy amerykański wywiad wpadł na trop osobistego kuriera bin Ladena. Lata jego śledzenia wreszcie doprowadziły do zlokalizowania Saudyjczyka. W sierpniu 2010 roku Amerykanie byli już pewni - Osama bin Laden znajduje się w Pakistanie, 60 kilometrów od stolicy kraju, Islamabadu. W pilnie strzeżonej posiadłości, za wysokim murem i drutami kolczastymi, kilkaset metrów od znanej szkoły wojskowej w Abbottabadzie. Przed Barackiem Obamą była jedna z najważniejszych decyzji w życiu - wysłać na miejsce komandosów i narazić życie kilkunastu osób, czy zbombardować siedzibę terrorysty i posłać na pewną śmierć kilkudziesięciu, a być może i setkę okolicznych mieszkańców.
29 kwietnia 2011 r. wieczorem Obama podpisał decyzję o szturmie na pakistańską kryjówkę bin Ladena. Ameryka zwlekała z akcją jednak 2 dni, by nie uderzać ani w dzień ślubu brytyjskiego księcia, ani w dzień beatyfikacji Jana Pawła II.
Historyczna akcja
1 maja cztery śmigłowce amerykańskiej armii wystartowały z afgańskiej bazy w Dżalalabadzie. Na ich pokładzie byli komandosi ze specjalnej, elitarnej grupy US Navy Seals.
Wkrótce żołnierze byli już nad domem bin Ladena. Nie wiedzieli jednak czy terrorysta na pewno jest w posiadłości. CIA szacowało przed misją, że na 60-80 proc. bin Laden ukrywa się w budynku.
W tym samym czasie w specjalnym pokoju w Białym Domu - akcję oglądały najważniejsze osoby w Ameryce. Z prezydentem Obamą byli m.in. Sekretarz Stanu Hillary Clinton, czy Tom Donilon - odpowiedzialny za narodowe bezpieczeństwo Ameryki. Ale to nie oni dowodzili akcją. Całością operacji z Dżalalabadu sterował wiceadmirał John McRaven.
Kłopoty
Wreszcie rozpoczęła się kluczowa faza akcji. Komandosi z jednego śmigłowca dostali się na dach rezydencji bin Ladena. Ale nagle - coś poszło nie tak. Drugi z helikopterów rozbił się tuż obok budynku. Dlatego załoga trzeciego śmigłowca musiała zmienić plany i lądować tuż obok rezydencji. Komandosi wysadzili jedną ze ścian, by dostać się do środka. Wszystko po to, by działać maksymalnie szybko i z zaskoczenia.
W domu bin Ladena była cała jego rodzina. Komandosi z Navy Seals po schodach weszli na górę, dostali się do sypialni terrorysty. Oddali kilka strzałów. Bin Laden trafiony został w czoło i klatkę piersiową.
Potem komandosi musieli szybko uciekać, z Abbottabadu zabrali ciało terrorysty.
Dopiero po kilku godzinach i pierwszym potwierdzeniu, że to na pewno nie żyje bin Laden - w Białym Domu Barack Obama mógł uścisnąć dłoń admirałowi Mullenowi szefowi połączonych sztabów, wyjść do dziennikarzy i powiedzieć historyczne już słowa: - Po wymianie ognia, zabito Osamę bin Ladena.
CZY ŚMIERĆ OSAMY BIN LADENA PRZYSPIESZY WYJŚCIE Z AFGANISTANU? CZYTAJ ANALIZĘ TVN24.PL KTO PO OSAMIE PRZEJMIE SZEFOSTWO AL-KAIDY? ZOBACZ STUDIO 3D: JAK WYGLĄDAŁ SZTURM NA KRYJÓWKĘ BIN LADENA? ZOBACZ STUDIO 3D: KIM BYŁ OSAMA BIN LADEN?
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: CBS